› prezentacje
20:04 / 28.08.2017

15 lat temu na placu Słowiańskim posadzono dąb upamiętniający Marka Kotańskiego

15 lat temu na placu Słowiańskim posadzono dąb upamiętniający Marka Kotańskiego

fot. Marcin Mongiałło

15 lat temu na placu Słowiańskim w Elblągu posadzono dąb upamiętniający Marka Kotańskiego.

Inskrypcja na tablicy głosi: 

Dąb "Marek"

Drzewo tolerancji 

Zasadzone w dniu

Pogrzebu

Marka

Kotańskiego 

Elbląg 28.08.2002 

15 lat temu, 28 sierpnia 2002, w samym centrum Elbląga, naprzeciwno gmachu Poczty Polskiej przy placu Słowiańskim, z inicjatywy dyrektora Radia EL Pawła Kasperczyka, posadzono Dąb "Marek. Inicjator jego zasadzenia nazwał go "drzewem tolerancji". Data nie była przypadkowa. Dąb został zasadzony w dniu pogrzebu Marka Kotańskiego. 

Marek Kotański to człowiek wyjątkowy – polski psycholog, terapeuta, organizator wielu przedsięwzięć mających na celu zwalczanie patologii społecznej i pomaganie osobom uzależnionym od alkoholu, narkotyków, zakażonym wirusem HIV, byłym więźniom czy osobom bezdomnym. Twórca m.in. Monaru i Markotu. Zainteresował się ludźmi cierpiącymi na chorobę Alzheimera. Dla nich powstało hospicjum w Wandzinie.

Zginął w wyniku wypadku samochodowego. Okoliczności tego zdarzenia podaje portal BezpiecznaPodroz.org:

Wieczorem 18 sierpnia 2002 r. Marek Kotański wracał ze spotkania ze swoimi podopiecznymi z domu dla bezdomnych w Warszawie. Mężczyzna jechał swoim jeepem Grand Cherokee w stronę Modlina, do swojego domu znajdującego się w pobliskim Pomiechówku. W pewnej chwili na drodze jednokierunkowej, którą poruszał się Kotański, niespodziewanie pojawił się pieszy. Mężczyzna prowadząc swój rower nie rozejrzał się wchodząc na jezdnię i niemal wskoczył pod koła jadącego jeepa. Próbując go ominąć Kotański wykonał szybki manewr. Nie utrzymał właściwego panowania nad autem i wpadł do znajdującego się po drugiej stronie jezdni rowu. Samochód od strony kierowcy z bardzo dużą siłą uderzył w drzewo a Marek Kotański stracił przytomność.

 

Niemal natychmiast na miejscu wypadku pojawiła się policja oraz pogotowie ratunkowe. Mężczyzna w ekspresowym tempie został przewieziony do Szpitala Bielańskiego w Warszawie, gdzie był reanimowany. Niestety w wyniku licznych obrażeń odniesionych w wypadku, następnego dnia nad ranem Marek Kotański zmarł.

Twórca Monaru zginął, ponieważ chciał ocalić życie pijanego mężczyzny, który nagle pojawił się na drodze. Ratując jego życie i zdrowie zapłacił swoim. Patrząc działalność oraz światopogląd Kotańskiego taka postawa była czymś bardzo naturalnym. To był nadzwyczajny, wielki człowiek.

Ta­ta, jak so­bie coś za­ło­żył, za­wsze to zdo­by­wał. Do­sta­wał to­tal­nie zde­wa­sto­wa­ne ru­de­ry i wkła­dał ogrom­ny wy­si­łek w do­pro­wa­dze­nie ich do użyt­ku. Oj­ciec ro­bił coś z ni­cze­go, miał ta­lent do te­go. Ni­gdy nie przy­cho­dził na go­to­we, gar­dził­by tym. Nie­ustan­nie prze­kra­czał sie­bie. Na­wet bi­skup po­wie­dział to o nim na po­grze­bie. I ja uwa­żam, że to zda­nie to kwin­te­sen­cja mo­je­go oj­ca.

– wspominała ojca w wywiadzie dla dwutygodnika "Viva!" Joanna, córka Marka Kotańskiego.

Dąb "Marek" na placu Słowiańskim w Elblągu. Zdjęcie wykonane w 15. rocznicę śmierci Marka Kotańskiego, fot. Marcin Mongiałło

1
0
oceń tekst 1 głosów 100%