33 lata temu zginął ks. Popiełuszko. O kapelanie „Solidarności” rozmawialiśmy z elblążanami
fot. dzieje.pl
Zamordowali go komunistyczni bandyci ze Służby Bezpieczeństwa. Ani oni, ani ich mentorzy z komunistycznej wierchuszki nie byli w stanie znieść słów prawdy charyzmatycznego księdza z Żoliborza. Nie wzywał on do buntu, ani odwetu, mówił tylko: „zło dobrem zwyciężaj”. Temu wezwaniu św. Pawła z „Listu do Rzymian” ks. Jerzy Popiełuszko podporządkował całe swoje życie.
Zginął 19 października 1984 roku, wkrótce po porwaniu przez trzech oficerów SB: Grzegorza Piotrowskiego, Leszka Pękalę i Waldemara Chrostowskiego. Esbeccy oprawcy najpierw go torturowali, a potem nieprzytomnego wrzucili do Zalewu Wiślanego w okolicach Włocławka.
Taki był koniec ziemskiej wędrówki duchownego, który mimo choroby i młodego wieku (gdy zginął miał 37 lat) był, w pierwszej połowie lat 80., jednym z najbardziej znanych księży w Polsce.
Od początku swojej kapłańskiej posługi był bardzo zaangażowany społecznie, m.in. organizując zbiórki darów dla osób ubogich i potrzebujących. Powstanie „Solidarności” zastało go w parafii Dzieciątka Jezus na warszawskim Żoliborzu. Ks. Jerzy stał się szybko z duchowych przywódców tego zrywu narodowego. Był krajowym duszpasterzem ludzi pracy, a także służby zdrowia oraz kapelanem warszawskich hutników.
Po wprowadzeniu stanu wojennego nie przerwał aktywności. Organizował m.in. Msze św. za Ojczyznę oraz wykłady katolickiej nauki społecznej. Jego zaangażowanie przyniosło mu nienawiść komunistycznego reżimu, który zwalczał księdza wszelkimi możliwymi środkami. Gdy nie powiodła się kampania medialnej nienawiści wobec duchownego, której organizatorem był Jerzy Urban, rzecznik ówczesnych władz, rządzący postanowili zastosować rozwiązanie ostateczne...
Wydawało im się, że zwyciężyli. Tak jednak nie było, pogrzeb księdza zgromadził tysiące wiernych z całej Polski, a jego śmierć rozbudziła na nowo słabnącą nieco żagiew „Solidarności”. W pięć lat później w naszym kraju był już niekomunistyczny rząd, a 6 czerwca 2010 roku kapelan „Solidarności” został beatyfikowany. Obecnie toczy się jego proces kanonizacyjny.
Z okazji rocznicy męczeństwa ks. Jerzego rozmawialiśmy z kilkoma elblążanami, którym dane było zetknąć się z księdzem.
Miałem przyjaciół w Warszawie, dlatego w latach 80. dane mi było kilkakrotnie uczestniczyć w Mszach św. za Ojczyznę. To było wielkie przeżycie. Z tego kapłana biła ogromna siła, moc i dobroć – także w stosunku do tych, którzy go nienawidzili – mówi pan Stanisław, 60-letni mieszkaniec naszego miasta.
Tak, ja też to czułem, choć widziałem go bezpośrednio tylko raz. Pomyśleć, gdyby żył miałby 70 lat! Co powiedziałby nam dzisiaj? - zastanawia się pan Łukasz, 56-letni elblążanin.
Byłam na jego pogrzebie. Wtedy poczułam, że komuna musi upaść – mówi pani Krystyna, 70-letnia elblążanka.