7 marca w Elblągu rozprawa apelacyjna ws. zabytkowej armaty
7 marca przed Sądem Okręgowym w Elblągu odbędzie się rozprawa apelacyjna od wyroku, w którym sąd uniewinnił mieszkańca podostródzkiej wsi od zarzutu nielegalnego przechowywania na swej posesji armaty. Apelację od wyroku ostródzkiego sądu złożyła prokuratura – informuje Polska Agencja Prasowa.
Poinformowała o tym rzeczniczka Sądu Okręgowego w Elblągu, sędzia Dorota Zientara. 36-latek jest oskarżony o to, że przez co najmniej 10 lat przechowywał nielegalną broń, jaką jest armata; grozi za to do 8 lat więzienia. Zgodnie z Ustawą o broni i amunicji zezwolenia na broń nie wymaga się w przypadku "posiadania broni rozdzielnego ładowania, wytworzonej przed 1885 rokiem oraz replik tej broni".
Prokurator rejonowy w Ostródzie Zdzisław Łukasiak mówił PAP, że jedną z ważniejszych kwestii podniesionych w apelacji jest wskazanie, że sąd nie ustalił definicji słowa "replika", a ono - jak dodał - jest kluczowe przy ocenie, czy armata jako broń wymaga zezwolenia.
Pod koniec listopada ub. r. sąd w Ostródzie uniewinnił mężczyznę od zarzutu nielegalnego przechowywania armaty i nakazał jej zwrócenie 36-latkowi. Jak uzasadniał wówczas sędzia Robert Różalski, najważniejszą kwestią, jaką musiał się zająć sąd przy ocenie sprawy, było ustalenie, czym jest replika, ponieważ ustawodawca nie zawarł w przepisach definicji tego słowa.
Sędzia podkreślił, że słowniki podają różne definicje słowa "replika" - jedne określają ją jako dosłowną kopię jakiegoś przedmiotu, inne definiują jako odwzorowanie przedmiotu, ale nie dosłowne. Sąd uznał, że przy tak rozbieżnych definicjach nie może uznać oskarżonego za winnego, ponieważ to nie do sądu należy stanowienie prawa, a tylko jego stosowanie. "To ustawodawca musi precyzyjnie określić, czym jest replika" - ocenił, wydając uniewinniający wyrok sędzia. Według ostródzkiego sądu oskarżony, przechowując armatę czy też nawet z niej strzelając na wiwat, nie stanowił zagrożenia dla ładu publicznego czy dla postronnych osób.
36-latek wyjaśnił w czasie procesu, że kupił armatę na Polach Grunwaldzkich po inscenizacji bitwy od członka jednego z bractw rycerskich. Jak podkreślał, kupił ją "w dobrej wierze, nie dopuszczając myśli, że jest nielegalna". Przyznał, że strzelał z niej "parę razy, ale były to wyłącznie wystrzały na wiwat" przy specjalnych okazjach.
Na trop mieszkańca podostródzkiej miejscowości ABW i prokuratorzy wpadli, prowadząc postępowanie w sprawie polskiego wątku terrorysty z Norwegii Andersa Breivika. Okazało się, że Norweg, przygotowując się do zamachu, zaopatrywał się w chemikalia w sklepie internetowym w Polsce. Śledczy zaczęli sprawdzać innych klientów sklepu i w ten sposób trafili do właściciela armaty spod Ostródy.