Blaski i cienie JOW-ów według Stefana Rembelskiego
Po dwudziestu sześciu latach uprawiania demokracji, jesteśmy po kilku falach totalnego populizmu, i już nie dajemy się nabrać na czarna teczkę Stana Tymińskiego, 100 milionów Lecha Wałęsy, 3 miliony mieszkań Jarosława Kaczyńskiego, zieloną wyspę Donalda Tuska, zagrywki św. pamięci Andrzeja Leppera czy Janusza Palikota. Społeczeństwo dojrzewa do świadomych, odpowiedzialnych wyborów.
Dlatego głosowało na Pawła Kukiza, bo nie zgłaszał czczych obietnic ale namawiał i namawia, do naprawy państwa i Polski, według wiedzy i marzeń Polaków - do naprawy oddolnej, do zmiany pokoleniowej. Robił i robi to szczerze, przez co jest wiarygodny. Oczywiście, że ma pewien problem z tym, ilu do niego przyjdzie Konradów Wallenrodów, a ilu Michałów Boni. Stoi przed bardzo trudnym zadaniem, ale dla chcącego nic trudnego lub jak mawia klasyk – chcącemu nie dzieje się krzywda.
Paweł Kukiz jest dzisiaj bardzo blisko realizacji swojego głównego punktu programu z wyborów prezydenckich. Pewną zasługę w tym procesie ma przegrany prezydent Komorowski, który rozpisując referendum, mimo woli uczynił Pawła Kukiza największym wygranym. Dzisiaj mamy etap kapani przed referendum na rzecz wprowadzenia Jednomandatowych Okręgów Wyborczych w skrócie JOW. Paweł Kukiz, słusznie zaprasza do komitetów poparcia referendum wszystkich – co niesłusznie wielu ma mu to za złe – ponieważ dla sprawy JOW-ów, nie ma znaczenia kto się gdzie modli, kto z kim śpi, gdzie należy bądź nie należy. Dla sprawy JOW znaczenie ma udział, bo tylko poprzez udział możemy zdecydować o fundamentalnej zmianie ustrojowej w Polsce – zdecydujemy bowiem o tym czy będziemy głosować na ludzi, czy na szyldy partyjne. Jakie są zatem zalety JOW, a jakie zagrożenia?
- Wartością samą w sobie jest glosowanie na człowieka związanego naszym okręgiem wyborczym, co w praktyce będzie oznaczać powiat. Wygra w okręgu wyborczym człowiek znany lokalnie, cieszący się zaufaniem społecznym, z uwagi na swoje kompetencje, doświadczenie i uczciwość. Skończy się czas spadochroniarzy. Zjawisko to w Elblągu jest powszechnie znane. W ostatnich kilku kadencjach, z Elbląga na partyjnych jedynkach startowali następujący posłowie – Wiesław Walendziak z Warszawy, Tadeusz Cymański z Malborka, Krzysztof Lisek z Iławy i Sławomir Rybicki z Gdańska. Co zrobili dla Elbląga ? – nic! Czy mieliby szanse w okręgu jednomandatowym gdyby w nim nie mieszkali? - żadne, praktycznie zerowe.
- JOW-y będą miały ogromny, pozytywnywpływ na funkcjonowanie partii politycznych, na wewnętrzną demokrację organizacji partyjnych, zlikwidują partie wodzowskie i uwolnią swobodę debaty partyjnej. Do tej pory każdy, kto miał inne zdanie niż przewodniczący, kończył za burtą partii. Tak było w PiS z Pawłem Poncyliuszem, Zbigniewem Ziobro i Pawłem Kowalem, Tak było w PO z św. pamięci marszałkiem Maciejem Płażyńskim, Andrzejem Olechowskim, Janem Rokitą, Zytą Gilowską i Jarosławem Gawinem. Wodzowie AWS, SLD, PSL i PO pozostawili po sobie spaloną ziemię – co dzisiaj w przypadku PO widać jak na dłoni. Dzisiaj lewica w panice zaciera różnice, by stworzyć wspólny komitet wyborczy, ale to wciąż te same leśne dziadki, z nadzieja na przekroczenie progu 5%.
- Obywatele faktycznie odzyskają bierne prawo wyborcze zagwarantowane w konstytucji. Będą mogli wystartować w wyścigu do parlamentu, bez konieczności zapisywania się do partii. Jeśli pod swoją kandydaturą zbiorą stosowną liczbę podpisów, znajdą środki na kampanię, są osobami znanymi i zasłużonymi dla swojej społeczności, to droga do parlamentu stoi dla nich otworem. To otwarcie ścieżki dla nowych idei, które nie mieszczą się w programach partyjnych, bo godzą w ich interesy. Takim klasycznym przykładem sprzeczności interesów partyjnych i obywatelskich, jest sposób finansowania partii politycznych.
- Nie prawdą jest, że JOW-y doprowadzą do zawłaszczenia sceny politycznej przez dwie partie – w okręgu wygrywa jedna osoba, ta która zbierze największą liczbę głosów, co oznacza, że jest osobą cieszącą się największym zaufaniem, a nie przynależnością partyjną. Jest oczywiste, że o takie osoby partie będą walczyły – co oznacza również, ze skończy się zasada BMW, bierny mierny ale wierny. A gdyby nawet JOW-y podzieliły scenę polityczna na dwa obozy, to co w tym złego– czy USA, gdzie rzeczywiście na scenie są dwie partie, demokraci i republikanie, straciło pozycję światowego lidera? Czy Francja bądź Niemcy maja się źle z tego powodu? Liczą się ludzie a nie ugrupowania – bo takie są partie jacy w nich ludzie, a ludzie w formacjach politycznych będą tym bardziej wartościowi, im bardziej rzeczywistą weryfikację wyborczą przejdą. Wszyscy nieprzychylni JOW-om, bardzo się martwią losami nieistniejącego jeszcze Ruchu Społecznego Kukiza, martwią się, że to on będzie pierwszą ofiarą JOW-ów. Tym bardziej ogromny szacunek dla Pawła Kukiza, że dobro Polski stawia ponad interes własnej formacji.
A zagrożenia - jest jedno. Mianowicie takie, że w każdym okręgu wygra osoba nie gotowa do pracy w zespołowej, i będziemy mieć 460 posłów od Sasa do Lasa. Jednak taki przypadek, jest tak mało prawdopodobny, jak szóstka w totolotka. Jak pokazuje praktyka, w Wielkiej Brytanii czy USA, taka sytuacja, nigdy nie miała miejsca. Stąd zagrożenia praktycznie nie istnieją, a pozytywy są ogromne. Szóstego września zdecydujemy, czy naprawiamy Polskę oddolnie, czy wszystko zostanie po staremu. Zapewne znajdzie się wielu „żarliwych demokratów” nawołujących do nie brania udziału w referendum, po czym za miesiąc będą agitować do głosowania na swoja partię w wyborach do parlamentu. Ot taka hipokryzja specyficznie polska. Referendum to najwyższa forma demokracji, można namawiać do głosowania za lub przeciw, ale nigdy do nie brania udziału, bo traci się twarz. Potrzebnych jest nas przy urnach 50% + jeden. Najgorsze co nas może spotkać, to brak decyzji – Potrafisz Polsko.
Stefan Rembelski