Bożena Ruszkowska – na nią nie ma mocnych
fot. www.wloczy-kije.pl
Tę sportsmenkę, wieloletnią prezes Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego w Elblągu znają wodniacy w całej Polsce. Wielu z nich sama uczyła pływać. Do dzisiaj, mimo choroby, jest aktywna. Poza pływaniem, które jest jej pasją, od lat bierze udział w maratonach nordic walking Pucharu Europy na dystansie 21 kilometrów. Trzykrotnie zajmowała w tym trudnym marszu pierwsze miejsce, a raz drugie. „Była to moja najgorsza lokata na tym dystansie” - mówi.
Nauczyłam się pływać mając osiem lat. Dwa lata wcześniej mogłam utonąć. Gdyby nie pomoc kolegi, mogło być bardzo różnie… Postanowiłam wówczas, że zostanę ratownikiem, by chronić życie tych, którzy wypoczywają nad wodą, a może czasami przeceniają swoje siły i umiejętności
To, co najlepsze wzięła od ojca
Z panią Bożeną rozmawialiśmy z biurze elbląskiego WOPR. Warunki były nieco spartańskie. Takie jakie lubi nasza bohaterka.
- Nauczyłam się tego od ojca. Był bardzo kochającym człowiekiem, który jednak wymagał dużo od siebie i innych. Zaprocentowało mi to w życiu – podkreśla Bożena Ruszkowska.
Gdy mówi o ojcu, jej oczy lekko wilgotnieją. Mimo lat, jakie upłynęły od jego śmierci, widać, że więź córki z ojcem trwa nadal.
- To on zaraził mnie pasją do sportu, tego szlachetnego wysiłku, w którym najlepiej można siebie sprawdzić. Był aktywny praktycznie do samego końca. Na dzień przed położeniem się do szpitala, w którym zmarł mając 95 lat, jeszcze aktywnie ćwiczył. Rowerem jeździł mając 87 lat. Całe życie chodził na basen. To dowód, ze aktywnym fizycznie można być nawet w bardzo późnym wieku – mówi.
O mało się nie utopiła i dlatego postanowiła zostać ratownikiem
Dowodem na to jest także sama pani Bożena. No, ale przy takim ojcu, trudno by było inaczej.
- Nauczyłam się pływać mając osiem lat. Dwa lata wcześniej mogłam utonąć. Gdyby nie pomoc kolegi, mogło być bardzo różnie… Postanowiłam wówczas, że zostanę ratownikiem, by chronić życie tych, którzy wypoczywają nad wodą, a może czasami przeceniają swoje siły i umiejętności – tłumaczy.
Traumatyczne przeżycie sześciolatki nie odbiło się, jak widać na karierze młodej elblążanki. Może nawet na nią wpłynęło.
- Oczywiście po takich doświadczeniach, wejście do wody nie było łatwą sprawą, ale od czego silna wola. Powiedziałam sobie, że muszę i „nie było zmiłuj”. Najwięcej problemów miałam ze skokiem „na główkę”, ale i ten strach przełamałam. Teraz nie tylko skaczę, ale i nurkuję, także zagranicą, bo podróże to również moja wielka pasja.
Największą pasją pozostaje jednak woda. Od najmłodszych, jako się rzekło, lat.
Po przezwyciężeniu naturalnego skądinąd strachu w dzieciństwie, oswoiła się z tym żywiołem tak dalece, że zaczęła trenować pływanie na długich dystansach. Przydała się wówczas wpojona przez ojca samodyscyplina i zdobyta dzięki niemu wytrzymałość. Przydała między innymi na trasie z Krynicy Morskiej do Tolkmicka, gdy przepłynęła Zalew Wiślany.
Mając czternaście lat Bożena Ruszkowska zdobyła patent młodszego ratownika. Gdy miała osiemnaście lat, rozpoczęła pracę na kąpieliskach. Pytana o to, ile osób zawdzięcza jej życie, lekko się obrusza.
- Ratownictwo to działalność zespołowa – podkreśla z naciskiem. – Ale jeśli pyta pan o liczby… (chwila zastanowienia) z pewnością w ciągu tych lat udało nam się uratować kilkanaście tysięcy ludzi.
Wszystko co się robi, trzeba robić z pasją
Czy Polacy słabo pływają? – nasuwa się kolejne pytanie.
- Nie chcę generalizować. Z pewnością mogłoby być lepiej. Cieszę się, że obecnie większą wagę do nauki pływania przykłada się w szkołach, a i rodzice dbają o to, by ich pociechy nauczyły się pływać w jak najmłodszym wieku – stwierdza pani Bożena.
Ona sama nauczyła pływać przynajmniej kilka tysięcy ludzi – w najróżniejszym wieku.
- Uczyłam pływać i dorosłych, ale najlepszym okresem do nauki jest w tym wypadku wiek 4-5 lat. Jako ciekawostkę podam, że z wodą oswajałam, bo o normalnej nauce trudno w takim przypadku mówić, nawet siedmiomiesięczne dzieci – wspomina Bożena Ruszkowska.
W jej głosie słychać zapał. Widać, że wszystko, co robi, robi z pasją.
- Inaczej nic nie ma sensu – tłumaczy.
„Urodziłam się pod szczęśliwą gwiazdą”
A sens jest nawet wtedy, gdy wysiłek nie przychodzi łatwo.
- Podobno, gdy skończy się pięćdziesiątkę i nie czuje bólu po przebudzeniu, to człowiek nie żyje. Boli coś panią rano? – pytamy.
- Oczywiście, ale od czego jest silna wola. Jak dzień zaczyna się od ćwiczeń, wszystko idzie lepiej i łatwiej. Trzeba być aktywnym – fizycznie i umysłowo, inaczej człowiek dziadzieje, i to niezależnie od wieku – podkreśla nasza rozmówczyni.
Pani Bożena dobrze wie, co mówi. Ból, fizyczny, ale i ten psychiczny nie jest jej obcy. Kilka lat temu przeszła operację stawu biodrowego – wszczepiono jej endoprotezę.
Nie zabiera jej to jednak dobrego samopoczucia i optymizmu („bez tego trudno przecież żyć”).
- Urodziłam się pod szczęśliwą gwiazdą. Wykonuję ukochany zawód. Przez całe życie robię tylko to, co lubię. Nigdy nie robiłam niczego innego – podsumowuje pani Bożena.
Niczego jednak nie zamyka. Na bilans nie nadszedł jeszcze czas. Jest jeszcze tyle rzeczy do zrobienia. Ot, choćby trzeba zbudować Centrum Ratownictwa Morskiego w Krynicy Morskiej – jednym z największych polskich kurortów nad Bałtykiem.
Jak dzień zaczyna się od ćwiczeń, wszystko idzie lepiej i łatwiej. Trzeba być aktywnym – fizycznie i umysłowo, inaczej człowiek dziadzieje, i to niezależnie od wieku
Rozmawiał: Witold Chrzanowski