Bp Jezierski: Nowa ewangelizacja wymaga nowego języka, nowych form i nowego zapału
Potrzebne jest przejście od duszpasterstwa statycznego ku dynamicznemu – mówi KAI bp Jacek Jezierski. Biskup diecezji elbląskiej dodaje, że "nie można dłużej czekać w przekonaniu ze owce same powrócą do owczarni. Trzeba wyjść i szukać zagubionych owiec lub tych które się oddaliły".
KAI: Jest Ksiądz Biskup nowym pasterzem Diecezji Elbląskiej. Jest to młoda diecezja powstała w 1992 r. Na jej terenie spotykają się różne kultury i tradycje. Jak można je scharakteryzować?
Bp Jacek Jezierski: W 1992 roku tj. 22 lata temu powstała diecezja elbląska, przede wszystkim z obszaru diecezji warmińskiej oraz części diecezji gdańskiej. Patrząc historycznie diecezja elbląska obejmuje obszar dawnej diecezji pomezańskiej, której stolicą był Kwidzyn, oraz miasto Elbląg, nie należące administracyjnie do Warmii, ale kościelnie zawsze związane z diecezją warmińską. Do tego dochodzą trzy dekanaty wyodrębnione z diecezji gdańskiej: dekanaty Nowy Staw, Nowy Dwór Gdański i Nadmorski. Diecezja pomezańska zanikła w XVI w. w wyniku reformacji. Zgodnie z zasadą cuius regio, eius religio jej tereny stały się protestanckie. Katolicy znaleźli się w mniejszości. Opiekowali się nimi sąsiedni biskupi; biskup warmiński, a zwłaszcza chełmiński (diecezja chełmińska 1243 1992 od Chełmna nad Wisłą). Po II wojnie światowej ludność niemiecka, w większości protestancka, musiała opuścić te tereny. Na ziemie dzisiejszej diecezji elbląskiej przybyli i osiedlili się, obok ludności miejscowej tzw. autochtonów, Polacy, w większości katolicy: z Pomorza, Wileńszczyzny i Wołynia, a także Ukraińcy – grekokatolicy, przesiedleni tu przymusowo. Parafie grecko-katolickie istnieją dziś w miastach: Elblągu, Pasłęku, Morągu, Dzierzgoniu, itp. Pasterzem grekokatolików jest abp Jan Martyniak – metropolita przemyski-warszawski.
- Co można powiedzieć o religijności mieszkańców diecezji elbląskiej?
- Kształtuje się ona podobnie jak w innych regionach gdzie były PGR-y. Na szczęście pozostało tutaj, na Powiślu, sporo gospodarstw indywidualnych, gdzie przekaz tradycji, także tej religijnej, był znacznie lepszy. Przeciętna dominicantes na terenie diecezji elbląskiej wynosi 20-22 %. Od czasu upadku PRL praktyki religijne nie obniżyły się zasadniczo. Jednym z powodów jest to, że u progu demokracji, w latach osiemdziesiątych Kościół na tych terenach wykazał się dużą aktywnością. W samej końcówce komuny władze pozwalały na otwieranie nowych kaplic, gdzie odprawiało się msze niedzielne. Księża bardzo mocno wyszli do ludzi. Dzisiaj jednak obserwujemy odpływ od Kościoła, szczególnie dzieci i młodzieży. Młodzież pod koniec tygodnia idzie na dyskoteki, a w kościele jej nie ma. Ten odpływ szczególnie widoczny jest w małych miejscowościach. Widać też starzenie się społeczności wiernych. W Kościołach brakuje młodych małżeństw czy ludzi w średnim wieku. Wielu z nich z tych terenów wyemigrowało w poszukiwaniu pracy: za granicę lub do innych regionów Polski. Bezrobocie w niektórych miejscowościach sięga tu 30, a nawet więcej procent. Lepiej jest w samym Elblągu, gdyż jest tu więcej miejsc pracy mimo likwidacji „Zamechu”. Ci, którzy wyjechali na emigrację w poszukiwaniu pracy, przyjeżdżają na święta albo aby wziąć ślub w otoczeniu rodziny, ale na ich trwały powrót się nie zanosi. Trudno jest o dokładne wskaźniki religijności w diecezji elbląskiej. Potrzebne są badania w tym względzie. Może podejmie się ich Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego SAC. Jestem za ich przeprowadzeniem.
- Co zrobić, aby młodych przyciągnąć do Kościoła?
- Trzeba cierpliwie pracować i szukać kontaktu z młodzieżą. Ważna jest każda grupa młodych, która gromadzi się przy parafii. Ale gromadzenie młodych przy kościele staje się coraz bardziej trudne. Na katechizacji pozytywny wpływ na młodzież zależy od umiejętności katechety i jego predyspozycji psychicznych. Kluczem jest umiejętność rozmawiania z grupą.
- A jak jest z powołaniami?
- W tym roku zostało wyświęconych sześciu księży oraz pięciu diakonów. W sumie w seminarium jest 35 kleryków.
- A czy warto jest utrzymywać i prowadzić tak małe seminarium duchowne?
- Bardzo dobre pytanie. Koszty utrzymania seminarium są duże. Ile będzie powołań w przyszłości, nie wiadomo. Jeśli powołania utrzymają się na obecnym poziomie – ok. 10 kleryków rocznie – to warto jest utrzymywać seminarium. Jeśli będzie gorzej, to istnieje możliwość przeniesienia studiów do Olsztyna i związanie ich bezpośrednio z tamtejszym Wydziałem Teologii na Uniwersytecie. Tego bym się nie bał. Ale ewentualna likwidacja seminarium w Elblągu byłaby operacją delikatną. Seminarium bowiem jest w Elblągu nie tylko miejscem kształcenia przyszłych księży, ale i ważnym ośrodkiem kultury religijnej dla tego 120-tysięcznego miasta. Seminarium jest to ważne miejsce promocji duchowości i kultury chrześcijańskiej.
- A jakie są specyficzne wyzwania duszpasterskie dla diecezji elbląskiej? Chyba są one zresztą podobne jak w diecezji warmińskiej, gdzie wcześniej przez lata był Ksiądz biskupem pomocniczym.
- Od zakończenia II wojny światowej minęło prawie siedem dekad. Rok 1945 – dla terenów poniemieckich – był swoistym czasem „wędrówki ludów”. Były to najczęściej przymusowe przesiedlenia. W ciągu następnych dekad postępował powolny proces integracji przybyszów z różnych regionów Polski w jedno środowisko społeczne, a w mniejszej skali w środowiska parafialne. Dziś w diecezji elbląskiej żyje czwarte i piąte pokolenie, a więc prawnuki i praprawnuki powojennych osadników. Poprzez szkołę i media, a także poprzez pracę wychowawczą Kościoła dokonał się tu proces społecznej integracji chrześcijan i obywateli. Jest to niewątpliwie także zasługa kilku pokoleń księży pracujących po II wojnie światowej na tzw. ziemiach odzyskanych, czy też ziemiach północnych i zachodnich. Dziś katolicy stanowią w diecezji zwartą grupę, choć – w jej ramach – istnieją nadal lokalne tradycje właściwe dla Powiśla, Wileńszczyzny, Wołynia i Polski centralnej. Istnieje też pamięć historyczna, nieraz bolesna, związana z regionem pochodzenia.
- Diecezja elbląska jest jednym z terenów Polski gdzie jest największe bezrobocie. Wywołuje to cała masę problemów społecznych. Jak Ksiądz Biskup to postrzega i jaka jest rola Kościoła wobec tego rodzaju wyzwań?
- Większa część diecezji elbląskiej należy do województwa warmińsko-mazurskiego, które charakteryzuje się najwyższym w kraju bezrobociem. Po 1989 roku upadły PGR-y; ich pracownicy pozostali na zasiłkach dla bezrobotnych, a później i bez nich. Podejmujący przebudowę systemu gospodarczego nie mieli pojęcia o funkcjonowaniu PGR-ów. Decyzja o ich likwidacji posiadała charakter ideologiczny. W ten sposób rozmontowywano komunistyczne struktury, jednak sytuacja byłych pracowników PGR-ów pozostała poza polem widzenia nowej elity politycznej i liberalnych ekonomistów. Rolą Kościoła jest towarzyszenie tym ludziom, niesienie im nadziei w sytuacji w jakiej się znaleźli. A jeśli chodzi o konkretną pomoc, to aktywna jest w tym zakresie Caritas diecezjalna. Warto też wspomnieć o kościelnej, ogólnopolskiej Fundacji Dzieło Nowego Tysiąclecia, która oferuje stypendia dla zdolnej młodzieży pochodzącej z najuboższych środowisk, w tym i z dawnych PGR-ów.
- Ksiądz Biskup przez lata stał na czele Komisji Charytatywnej Episkopatu. Kościół w Polsce jest w tej sferze bardzo zaangażowany. Co możemy powiedzieć o osiągnięciach, a jakie wielkie problemy stoją tutaj przez nami? Bardzo wiele o Kościele "ubogim i dla ubogich" mówi papież Franciszek. Ja te sprawy widzi Ksiądz Biskup?
- Kościół musi prowadzić własne dzieła charytatywne i wychowawcze, posiada nie tylko prawo ale i obowiązek ich prowadzenia. To jedno z istotnych zadań Kościoła obok nauczania i uświęcania. Od martyrii i liturgii nieodłączna jest diakonia, jednak Kościół nie jest przede wszystkim organizacją pożytku publicznego i organizacją charytatywną. Mimo, że Kościół wiele robi na tym polu, to trzeba jednak uważać, aby nie ograniczać jego roli tylko do tego zadania. W przeszłości nieraz próbowano ograniczyć rolę Kościoła wyłącznie do sfery charytatywnej. Stoimy przed ogromnymi wyzwaniami społecznymi. Powiększa się rozwarstwienie: bieda i bogactwo. Pauperyzacja wielu środowisk i szybkie bogacenie się elit. Kościół jako instytucja i wspólnota jest dla wszystkich, wszystkim ma ukazywać społeczne przesłanie Ewangelii: o braterstwie ludzi, o zobowiązaniach bogatych wobec słabszych i ubogich. Kościół ma prezentować podstawowe zasady nauczania społecznego. Winien domagać się, aby były one brane pod uwagę przy tworzeniu prawa dotyczącego życia społecznego i gospodarczego. Na tym koncentruje się - moim zdaniem - obecnie troska Kościoła w Polsce o ubogich i solidarność z ubogimi. Papież Franciszek mówi wiele na ten temat. Nieustannie podkreśla konieczność otwarcia Kościoła na ludzi ubogich i cierpiących zarówno w sensie fizycznym jak i duchowym. Apeluje o wyjście ku nim, o to, aby drzwi Kościoła nie były zamknięte. Ta szczególna wrażliwość Ojca Świętego jest dla nas inspirująca. Wokół siebie mamy bowiem ubogich, słabszych, skrzywdzonych i wykluczonych.
- Na ile społeczne zaangażowanie Kościoła w Polsce jest wystarczające? Co należałoby tu przemyśleć i zmienić?
- Należy odróżnić zaangażowanie społeczne świeckich katolików od aktywności pasterzy Kościoła w kwestii społecznej. Za niezwykle ważne uważam wypowiedzi rad społecznych, które powołali niektórzy księża biskupi. Naturalnym miejscem społecznego formowania katolików jest Akcja Katolicka, która posiada jednak ograniczony zasięg. Świadomość społeczną kształtują media katolickie; radio, telewizja, tygodniki. Komunikaty Konferencji Episkopatu ukierunkowują katolików wobec nowych problemów i zagrożeń. Społeczne nauczanie Kościoła zawiera się w dokumentach Soboru i wypowiedziach papieży. Tu jednak recepcja nie jest wystarczająca. - Jesteśmy w okresie nowej ewangelizacji. Hasło to jest chyba aktualne także w realiach diecezji elbląskiej. Jak je należy wcielać w życie? - Nowa ewangelizacja wymaga nowego języka, nowych form i nowego zapału; najpierw jednak rozeznania sytuacji. Wymaga także szacunku dla osób ku którym jest skierowana. Pamiętać należy, że są to ludzie w pełni wolni i niezależni. Ewangelizacja nie jest dążeniem do zdominowania i podporządkowania, czy też wtłoczenia w stare, często archaiczne, zwyczaje i schematy. „Nowe wino należy wlewać do nowych bukłaków”. Nowa ewangelizacja wymaga korekt naszego myślenia i stylu dotychczasowego duszpasterstwa, aby pozostać wiernym Ewangelii. Wiele drugorzędnych spraw w Kościele winno się zmieniać, należą bowiem do minionej epoki.
- Jak należy rozumieć pojęcie "nawrócenia duszpasterskiego", do czego wzywa nas Ojciec Święty?
- Ojciec Święty Franciszek, przez nawrócenie duszpasterskie rozumie podjęcie misji wewnątrz społeczności Kościoła. Potrzebne jest przejście od duszpasterstwa statycznego ku dynamicznemu. Franciszkowi zależy na wyjściu duszpasterzy i wspólnot ku tym którzy utracili więź z parafią i kościołem. Nie można dłużej czekać w przekonaniu ze owce same powrócą do owczarni. Trzeba wyjść i szukać zagubionych owiec lub tych które się oddaliły.
- Ten pontyfikat wydaje się więc wielką szansą, pytanie czy dostatecznie wykorzystaną?
- Patrzę na Ojca Świętego Franciszka z wielką sympatią. Głównie dlatego, że tak bardzo jest otwarty na duszpasterstwo. Bardzo silnie jest też zakorzeniony w kontekście latynoamerykańskim. Jest wrażliwy na krzywdę i na złe traktowanie wiernych przez duszpasterzy. Jest krytyczny wobec duchowieństwa, mówi o potrzebie deklerykalizacji Kościoła, docenia przy tym właściwe relacje pasterza i owczarni w ramach Kościoła lokalnego. Docenia też rolę wiernych świeckich. Jego wrażliwość jest bardzo ważna i trzeba się jej uczyć. Papież stara się być komunikatywny, stara się dotrzeć i poruszyć jak największą ilość osób. Czasami ktoś poczuje się urażony jego słowami, ale być może taka terapia szokowa też jest Kościołowi dziś potrzebna.
- A czego Ksiądz Biskup najbardziej się obawia jeśli chodzi o dzisiejszą sytuację Kościoła w Polsce?
- Najbardziej niebezpieczna jest sekularyzacja. Szczególnie sekularyzacja dnia codziennego, która wiąże się z obojętnością religijną. Jest to największa choroba naszego czasu. Codzienne życie zostaje wyprane z odniesienia religijnego oraz z odniesienia do kościelnej wspólnoty. Proces ten w naszym społeczeństwie postępuje, podobnie jak w całym zachodnim kręgu kulturowym. Trzeba się temu przeciwstawiać...
- W jaki sposób?
- Budząc wrażliwość na Boga, a także na podstawowe ludzkie doświadczenia, w których można Boga odnaleźć. Mam na myśli przeżycie wspólnoty i braterstwa oraz doświadczenie braterskiej pomocy. Wszystko to służy integralnemu rozwojowi człowieka.
- A nurty przeciwne Kościołowi, jak winniśmy je traktować?
- Musimy się liczyć z tym, że one istnieją. Istnieją niewierzący oraz obojętni religijnie, a także organizacje wrogie religii i chrześcijaństwu. Trzeba szukać z nimi porozumienia na różnych płaszczyznach, na ile to możliwe. Trzeba odwoływać się do podstawowych wspólnie akceptowanych prawd i do dobra wspólnego. Mimo, że to jest coraz trudniejsze. Dlatego potrzebny jest dialog na wielu płaszczyznach, także z niewierzącymi. Wokół dobra wspólnego można się jednoczyć niezależnie od wiary bądź jej braku oraz podejmować pewne wspólne inicjatywy. Ważne jest, żeby ludzie wierzący aktywni na polu kultury dawali wyraz swoim przekonaniom poprzez dzieła, które tworzą. Poprzez myśl, która wchodzi do wspólnego skarbca społeczeństwa i narodu oraz pozytywnie oddziałuje na innych.
- Istotnym dokonaniem w tej sferze był Dziedziniec Dialogu, zorganizowany w Warszawie przez kard. Nycza...
- Są potrzebne takie duże wydarzenia, które mają oddźwięk medialny, ale potrzebny jest też systematyczny, codzienny dialog z niewierzącymi w każdym środowisku. Potrzebna jest współpraca na różnych płaszczyznach i przyjaźnie wierzących z myślącymi inaczej. Nie zawsze jest to możliwe. Dialog zakłada życzliwe nastawienie do siebie obu partnerów.
- Czy Ksiądz Biskup ma takie przyjaźnie?
- Moje życie poszło raczej w kierunku ekumenizmu i na tym polu jestem znacznie bardziej aktywny. Tu mam bardzo wiele przyjaźni. W archidiecezji warmińskiej, gdzie pracowałem poprzednio, istniała struktura Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego, diecezja mazurska. Jej biskup rezyduje w Olsztynie. Na terenie Warmii i Mazur jest kilkanaście parafii luterańskich. Współpraca była bardzo dobra. Spotykaliśmy się każdego roku z pastorami, przynajmniej raz w trakcie Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan. Przyjaźnimy się. Są to szczere przyjaźnie. Przed kilkunastu laty zostałem zobligowany także do prowadzenia dialogu z Kościołem Polskokatolickim. Zajęło mi to 10 lat, a przyjaźnie wówczas powstałe, trwają. Warto przypomnieć, że po II wojnie istniały bardzo złe relacje pomiędzy naszymi Kościołami. „Rodzina”, miesięcznik polskokatolicki źle pisał o katolikach rzymskich. Myśmy odpłacali im tym samym. W Kościele narodowym widzieliśmy zagrożenie i grupę dywersyjną. Dzięki staraniom bp Wiktora Wysoczańskiego, zwierzchnika Kościoła Polskokatolickiego oraz abp Alfonsa Nossola, doszło do nawiązania kontaktów i zaczął się dialog. Trwa już ponad 15 lat. Dialog ten nie posunął się zbytnio na płaszczyźnie uzgodnień teologicznych, ale zmienił się klimat. Dzisiaj nie mówimy już o sobie negatywnie, nie wyciągamy rozmaitych przykrych zaszłości. Kościół Polskokatolicki nie jest dużą grupą, ma ok. 20 tys. wiernych. Istnieje. I jest to nasz problem, gdyż większość polskokatolików to byli nasi wierni, księża także. Nie możemy powiedzieć, że nas to nie interesuje. Chodzi tu o szukanie porozumienia, które jest celowe i konieczne. Być może znajdzie się jakaś formuła, żeby ten podział zażegnać.
- Ta szansa dotyczy Polski czy też Kościoła Narodowego istniejącego w USA?
- Tej jego części, która jest na terenie Polski. A zależy to od wielu rzeczy, także od woli Stolicy Apostolskiej.
- Wielkim tematem Kościoła jest rodzina, w Polsce coraz bardziej zagrożona. Co w tej sferze może zrobić Kościół, a co należałoby oczekiwać od samorządów, państwa, itp?
- Kościół w Polsce posiada wiele ruchów i wspólnot otwartych na problemy rodziny. Trzeba je formować i zachęcać, aby przygarniały nowe osoby. Być może powstaną całkiem nowe wspólnoty wrażliwe na małżeństwo i rodzinę, a może przyjdą do nas nowe ruchy z zagranicy. Trzeba wspierać konkretne rozwiązania prawne służące rodzinie, np. ideę karty dużej rodziny itp. Trzeba otwarcie i odważnie mówić o tym, co zagraża małżeństwu i rodzinie, nawet jeśli nie jest to poprawne politycznie.
- Jesteśmy w okresie 25-lecia odzyskania wolności. Jak Ksiądz Biskup ocenia rolę, miejsce i dokonania Kościoła w tym czasie? Jak Ksiądz Biskup widzi rolę Kościoła dziś? W okresie totalitaryzmu doskonale się sprawdził?
- Nie oceniałbym tak wysoko Kościoła za czasów PRL. Ani w przeszłości Kościół w Polsce nie zdał egzaminu na 5-kę, bo miał różne słabe miejsca, ani teraz nie jest tak źle, jak mogłoby się to wydawać. Przed ćwierć wiekiem zmieniła się sytuacją Kościoła w Polsce. Po zmianie ustroju Kościół musiał się na nowo określić się w społeczeństwie i uczyć się funkcjonować w warunkach wolności i demokracji liberalnej. Było to czasy trudne, gdyż wszyscy stanęli przed czymś nowym. Znaleźli się nowi przeciwnicy i krytycy Kościoła. Generalnie rzecz biorąc uważam, że trzeba pielęgnować podstawowe duszpasterstwo, niedzielne i sakramentalne, ale nie można na nim poprzestać. Należy wiązać katolików we wspólnoty. Kościół ma też możliwości oddziaływania przez media. Istnieją media katolickie a poza tym bardzo ważna jest obecność Kościoła np. w mediach publicznych. Każde słowo w mediach, które dotyczy Kościoła bądź ewangelizacji, ma ogromny zasięg. I z tego należy się cieszyć. Tygodniki katolickie są bardzo dobrymi narzędziami ewangelizacji. Do diecezji elbląskiej zapraszamy w tej chwili Gościa Niedzielnego. Prasa katolicka formuje najpierw księży, a następnie świeckich. Widzę jak czytając Gościa rozszerzają się ich horyzonty. Młodzi księża korzystają z portali internetowych i to też im dużo daje. Mam wrażenie, ze ci młodsi duchowni są też dzięki temu znacznie bardziej otwarci na świat. Chyba jest wśród nich mniej "urazowego spojrzenia", które cechuje starsze pokolenie duchownych.
- Jednym z mistrzów Księdza Biskupa był kard. Stanisław Hozjusz, bohater jego pracy doktorskiej. Co z jego bogatego dorobku jest najbardziej aktualne dziś?
- Kard. Stanisław Hozjusz był wybitnym autorem, polemistą, a także znanym w Europie biskupem, uczestnikiem ostatniej fazy Soboru w Trydencie. Dostrzegał zło podziału wyznaniowego i jego tragiczne konsekwencje. Żyjemy dziś w innej epoce dziejów Kościoła, w czasie silnego dążenia do jedności czyli ekumenizmu. Nie potrafimy jednak przezwyciężyć konsekwencji XVI-wiecznego konfliktu, którego symbolem stał się Marcin Luter.
- Frombork położony blisko Elbląga, kojarzy się z Mikołajem Kopernikiem. Księdza Biskupa wiążą z nim „szczególne więzi”. Proszę to wyjaśnić.
- Przez wiele lat związany byłem z Warmią. Z jej kościelną stolicą Fromborkiem, z katedrą na wzgórzu nad Zalewem Wiślanym. W XVI wieku, na wzgórzu fromborskim, przez kilkadziesiąt lat mieszkał i pracował Mikołaj Kopernik, astronom i kanonik warmiński. W Fromborku powstało jego główne dzieło „O obrotach”, które zakwestionowało fizykę Arystotelesa i astronomię Ptolemeusza, dotychczasowy obraz świata. Kopernik opowiedział się za systemem heliocentrycznym. Według niego ziemia jest jedną z planet, która obiega słońce. Ten pogląd był rewolucyjnym i przyczynił się do rozwoju nauki. Katedra fromborska kryje szczątki astronoma. Miałem okazję być świadkiem badań archeologicznych, poszukiwania grobu Kopernika, a także pasjonujących odkryć, a także ustaleń.
- Osobiste pasje i zainteresowania Księdza Biskupa?
- Jestem z wykształcenia teologiem dogmatykiem i przez wiele lat uczyłem teologii. Miałem okazję być przez wiele lat wykładowcą teologii. Lata 1985-2000 były czasem ogromnego zainteresowania teologią w Polsce. Przede wszystkim kształceniem teologicznym. Potrzebni byli nauczyciele religii dla szkół. Wiele osób studiowało także teologię jako drugi kierunek dla osobistego pożytku. Dlatego powstawały nowe instytuty i wydziały teologii. Był to fenomen tamtego czasu. Mam satysfakcję, że mogłem uczestniczyć w przebudzeniu teologicznym wiernych świeckich, jako ich nauczyciel.
- Dziękuję za rozmowę.
źródło: Tygodnik Niedziela