„Chcą bym pracowała w niedzielę? Niech zrobią to samo” - mówi pracownica elbląskiej „Biedronki”
fot. internet
Postulat zakazu handlu w niedzielę podzielił Polaków prawie po połowie. Być może właśnie dlatego ta przedwyborcza obietnica Prawa i Sprawiedliwości nie została dotąd zrealizowana. Na to, by tak wreszcie się stało naciskają związkowcy, którzy o wolne niedziele walczą od dawna.
Rząd i wspierający go parlamentarzyści proponują rozmaite wyjścia kompromisowe. Jednym z nich jest skrócenie niedzielnej pracy placówek handlowych do godziny 13, a drugim – wprowadzenie dwóch wolnych niedziel w miesiącu, przy normalnej pracy w dwie następne.
Związkowcy niechętnie patrzą na te propozycje, choć, w ostateczności, są gotowi do kompromisu.
Moglibyśmy się zgodzić na wariant z dwiema niedzielami z zakazem handlu, a w pozostałe niedziele sklepy pracowałyby tylko na jedną zmianę – powiedział „Rzeczypospolitej” Alfred Bujara, szef sekcji handlowej NSZZ „Solidarność”.
Dwie niedziele wolne od pracy dla pracowników sieciówek to jednak dla niektórych o dwa dni wolne za dużo.
Kiedy mam zrobić zakupy? W tygodniu przecież pracuję – mówi pani Karolina, 35-letnia elblążanka.
Pracownice elbląskich „Biedronek”, z którymi rozmawiał nasz reporter skarżą się na wyczerpującą, ciężką pracę.
Ludzie od nas odchodzą, więc ci co zostają muszą pracować ciężej niż dotąd. Co tu mówić o wolnych niedzielach, jak są kłopoty z wzięciem urlopu w lecie – mówi jedna z kobiet.
Druga z kasjerek nie kryje rozgoryczenia postawą zwolenników handlu w niedzielę.
Gdyby ktoś chciał ich pozbawić wolnych sobót, to pewnie wyszliby na ulicę. A nam nie chcą dać prawa nawet do niedzieli z rodziną. Tym, którzy chcieliby bym pracowała w niedzielę, radzę by zrobili to samo – kobieta nie kryje emocji.
A jakie jest Państwa zdanie?