Chcą pokochać Elbląg, ale do końca nie wiedzą jak
fot. Bartłomiej Ryś
Wczoraj, w gościnnych murach klubu muzycznego Mjazzga, odbyło się spotkanie młodzieży, którzy starali odpowiedzieć na pytanie „Jak rozkochać się w Elblągu?”. Wnioski? Młodzi ludzie zamiast narzekać, powinni zacząć działać: „zacznijmy zmiany od siebie”.
Spotkanie na zasadach kawiarenki obywatelskiej odbyło się w ramach projektu „Elbląg Okiem Młodych”. Udział w spotkaniu wzięło udział kilkadziesiąt osób. Co ciekawe – większość z nich się znała, co jest dość kluczowe dla dalszej części niniejszego tekstu. Dokładnie 10 minut po 17 prowadzący rozpoczęli panel.
A rozpoczęli dość nietypowo, bo sondą video przeprowadzoną wśród mieszkańców Elbląga. Respondenci odpowiadali m.in. na pytanie „za co kochają Elbląg”. Opinie były przeróżne. Tym samym był (a raczej – powinien być) to doskonały wstęp do merytorycznej dyskusji.
Chwilę później prowadzący zadali dokładnie takie samo pytanie młodym osobom zebranym w Mjazzdze. Za co lubimy Elbląg? Zapadła dość długa, niezręczna cisza. Po chwili oczekiwania wreszcie padły odpowiedzi. Więc za co młodzi elblążanie lubią swoje miasto?
- Za wspomnienia, za Mjazzgę, za to, że dzieje się tutaj coraz więcej, za Bażantarnię i dobrą kawę oraz za Wyspę Skarbów.
Młodzi wielokrotnie podkreślili, że Elbląg jest naprawdę pięknym miastem. Zwrócili tu uwagę m.in. na olbrzymią ilość terenów zielonych i przepięknych parków, które zachęcają do spacerów bez względu na porę roku. Te miasto to również rozwinięta infrastruktura rowerowa oraz mnóstwo wydarzeń sportowych.
Młodzi jednak długo nie potrafili powiedzieć wprost, gdzie można zaprosić turystów-znajomych, którzy odwiedzą nasze miasto. Miejscem oczywistym jest Starówka i wszystkie jej atrakcje. Co dalej? Padały dość absurdalne propozycje. Można popłynąć kajakiem, można odwiedzić Zalew. Wszystko okej, lecz to są propozycje dotyczące rozrywki POZA miastem Elbląg. Idąc tym tokiem rozumowania, moglibyśmy zabrać naszego znajomego-turystę, który przyjeżdża do Elbląga, nawet na Mazury.
Młodzi słusznie stwierdzili, że „życie w Elblągu nie tętni poza Starówką”. W tym momencie do dyskusji włączył się Krzysztof Jaworski, prowadzący w elbląskim oddziale radia Eska. Słusznie zauważył, że młodzi powinni myśleć co oni sami mogą zrobić, a nie co inni bądź miasto, władze. Zadał jedno pytanie: „kto z Was cokolwiek zrobił w ostatnim czasie, aby poprawić ten stan rzeczy?”. Na sali zapadło milczenie. „Tak myślałem”.
Czego więc brakuje w Elblągu? Happeningów, które zaburzą rutynę. Padł pomysł stworzenia murali bądź graffiti, które upiększą szare, elbląskie ulice. Brakuje klimatu, jaki tworzą chociażby krasnale we Wrocławiu. Brakuje również systematyczności działań, chociażby w akcjach typu „flash-mob”.
- Wyjdźcie o 21:00 w sobotę na Stare Miasto. Wygląda, jakby wybuchła tam bomba atomowa, wszystkich wymiotło – mówił jeden z mężczyzn, którzy przyszli na spotkanie.
W pewnym momencie dyskusja przerodziła się wymianę poglądów pokoleniowych. „Młodzi kontra starzy”. Starszy wspominali, jak to było kiedyś, natomiast młodzi zaznaczali, że oni też coś robią, aby ten stan rzeczy zmienić.
Na początku niniejszego tekstu zaznaczyłem, że można było odnieść wrażenie, iż większa część osób na sali zna się pomiędzy sobą. Być może tutaj należy upatrywać również źródła problemu. Na Elblągu zależy wyłącznie małej, ścisłej grupie młodych elblążan. Reszta, jak to padło na spotkaniu, woli oglądać seriale w domu, zamiast zacząć działać. I trudno z tym stwierdzeniem się nie zgodzić.