Concordia przeważała, Stal wygrała
fot. Michał Kuna
Styl Concordii w tym spotkaniu, do momentu zdobycia bramki przez gości, to nic innego jak namiastka hiszpańskiej manii posiadania piłki. Podanie, podanie, podanie. A Stal biegała. Gdy objęła prowadzenie gospodarze nie byli w stanie zagrozić bramce. W sumie nie oddali żadnego celnego strzału na bramkę.
To była ładna gra dla oka tylko nieskuteczna. Jest wiele prób wprowadzenia takiego sposobu grania w Polsce. Tutaj wykonawcy są chyba odpowiedni bo z Hiszpanii. Jednak nie wygląda to dobrze. Concordia przegrała czwarte spotkanie z rzędu i wszystko wskazuje na to, że na sztuczki trenera Jesusa Vicente Gimeneza już mało kto się nabierze.
Skład jest coraz bardziej zmęczony, osłabiany następnymi kontuzjami oraz nie wiadomo czym jeszcze. W kadrze meczowej nie było Kamila Hrynowieckiego, który chyba już nie jest nawet w klubie. Na ławce tylko czterech graczy w tym dwóch juniorów i z racji zaległości treningowych, będący nieprzygotowany do rozgrywek Jakub Zejglić. Mateusz Bogdanowicz kontuzjowany i rundę ma już z głowy.
Trzeba przyznać, że Stal nie przypominała zespołu, który zażarcie walczy o utrzymanie. Przecież w tej rundzie nie idzie im najlepiej. Concordia od pierwszych minut pieściła futbolówkę jak tylko mogła, gdzie tylko mogła i próbowała stworzyć z tego sensowną akcję. Piłkarze trenera Pawła Wtorka biegali za piłką a przy takiej upalnej pogodzie, jaka była podczas rywalizacji, mogło się to przełożyć na przewagę gospodarzy.
To jednak nie wpłynęło znacząco na przebieg spotkania. Concordia miała zdecydowaną przewagę w posiadaniu piłki a Stal nie potrafiła zrobić z niej pożytku, gdy natrafiła się szansa. Emocje to były, ale nie piłkarskie. Zawodnicy przy pustawych trybunach bluzgali na potęgę. Szczególnie goście, mający sporo pretensji do siebie za słabą pierwszą część spotkania.
W 27 minucie Hector wbiegł w pole karne jednak jego podania nie przejął Song. W 38 minucie Zapata podawał wzdłuż pola karnego i Tomasz Wietecha bramkarz rywala złapał piłkę. W następnej części okazje Radosława Mikołajczaka i Hectora, który w polu karnym nie zdołał strzelić.
Stal zaczęła grać odważniej, czego efektem był strzał Mateusza Agrasińskiego w 60 minucie. Chwilę potem prostopadłe podanie do Tomasza Płonki, który wygrał pojedynek z obrońcą, minął bramkarza i zdobył gola. Concordia nie potrafiła odpowiedzieć. W 71 minucie Wojciech Reiman zatrudnił Przemysława Matłokę strzałem przy słupku. Bramkarz Concordii efektownie obronił. Stalówka mogła zdobyć kolejną bramkę jednak Mikołajczak w 73 minucie nie trafił do pustej bramki z ostrego kąta.
Akcje Concordii były chaotyczne. Stal zdołała wykorzystać okazję w 86 minucie. Po zagraniu piłki ręką przez Bartosza Broniarka z kilkunastu metrów rzut wolny na bramkę zamienił Reiman. W tej części spotkania Stal była skuteczniejsza i wygrała z Concordią - Graliśmy paradoksalnie słabsze spotkanie jak z Pogonią i mimo to wygraliśmy - mówi trener Paweł Wtorek. - Bramka dla gości sprawiła, że graliśmy słabiej - dodaje Broniarek.
Concordia w końcówce sezonu wygląda coraz słabiej. Chęć do gry jest, ale wydaje się, że ten zespół będzie miał problem by zdobyć jakieś punkty jeszcze w tej rundzie. To już nie jest ten zespół, który wygrywał w poprzednich spotkaniach.
Concordia Elbląg - Stal Stalowa Wola 0-2 (0-0)
Bramki: Płonka 61', Reiman 86'
Żółte kartki: Song. Broniarek - Mikołajczak, Kantor, Płonka
Concordia Elbląg: Matłoka – Fujikawa, Broniarek (87' Galeniewski), Burzyński, Juanma (79' Zejglić), Nakatani, Okada, Hector, Lewandowski (89' Jastrzębski), Song (65' Adolfo), Zapata
Stal Stalowa Wola: Wietecha – Mistrzyk, Czarny, Reiman, Kachniarz (52' Płonka), Łanucha, Bartkiewicz, Sacha (52' Kantor), Agrasiński, Mikołajczak (90' Fabianowski), Bogacz