Czwartkowy felieton: #ślubymilczenia
fot. tvn24.pl
Na swoim profilu Twitter w rozmowie z Radnym, Robertem Turlejem, zadeklarowałem się, że nie podejmę się najbardziej „hot” tematu w ostatnim czasie – uchodźców. W tej szeroko pojętej dyskusji odnoszę wrażenie, że... wszyscy mają rację. Ale, niestety, często w swoich zbyt pochopnych ocenach przenosimy się od skrajności w skrajność.
Na dobry początek – liczby. Do Polski ma trafić, według różnych wyliczeń, od 9 do 11 tysięcy uchodźców. Każdy kraj otrzyma 6 tysięcy euro na osobę.
Pozostałe koszty utrzymania uchodźców, a także sprowadzonych później ich rodzin, mają być pokrywane z budżetów krajowych – wp.pl.
Tu pojawia się pierwszy zgrzyt. Przeciwnicy przyjmowania uchodźców do naszego kraju argumentują, że najbiedniejsi Polacy nigdy nie zobaczyli na oczy takich pieniędzy (i prawdopodobnie nigdy nie zobaczą). Dlaczego więc dostajemy pieniądze na obcych ludzi, zamiast w pierwszej kolejności dać lepsze warunki bytowe „naszym”? Argument jak najbardziej sensowny.
Drugi zgrzyt. Zwłaszcza zwolennicy Prawa i Sprawiedliwości (ale nie tylko, wspominał również o tym Grzegorz Braun) apelują o zajęcie się w pierwszej kolejności Polakami mieszkającymi (albo inaczej – koczującymi) za naszą wschodnią granicą.
Potomkowie rodaków wywiezionych do Kazachstanu czy na Ukrainę mają dziś trudność z udowodnieniem swojej polskości, muszą ją dowodzić urzędowo, są egzaminowani, odpytywani z języka. Opowiadam się za równością wobec prawa i pytam, gdzie tu jest równość skoro równocześnie obywatelstwo polskie jest nadawana bądź uznawane w wypadku zgłaszających się z taką prośbą mieszkańców Izraela? Ci, jak się zdaje, nie natrafiają na takie przeszkody, które w istocie mają charakter szykan – mówił Grzegorz Braun w rozmowie z dziennikarką kanału „Przeciwko Antypolonizmowi”.
Kolejny argument, który jak najbardziej do mnie przemawia.
No i trzeci zgrzyt. ISIS. Według różnych informacji, wśród uchodźców jest gro osób, które wykorzystują sytuację, aby przedrzeć się z tak zwanego Państwa Islamskiego do Europy. Ludzie boją się ataków terrorystycznych. Tu przechodzimy do sedna problemu – komu wierzyć? Z jednej strony przeczytałem kilkadziesiąt artykułów o biednych rodzinach, którzy uciekają od wojny. Z drugiej strony na własne oczy widziałem multum filmików, na których widać, jak, dla przykładu, uchodźcy nie przyjmują paczek z jedzeniem i lekarstwami od Czerwonego Krzyża. Co artykuł, to inny jego wydźwięk. Co materiał – podobnie.
Ale Polacy już ocenili. Na podstawie kilku (a może i nawet jednego) materiału filmowego/tekstowego/zdjęciowego już wiemy, że uchodźców trzeba przyjąć do naszego kraju. Albo, paradoksalnie, rozstrzelać. Od skrajności w skrajność. Ja od ostatecznej decyzji się powstrzymuję bo: 1) różne materiały prasowe dostarczają różnych informacji 2) mam za małe doświadczenie, aby podejmować takie decyzje 3) nigdy nie byłem uchodźcą, nigdy nie uciekałem z kraju ogarniętego wojną domową, więc trudno mi w jakikolwiek sposób oceniać tych ludzi.
Zastanawiam się jednak nad pewną kwestią, którą ostatnio poruszył portal bogatyelblag.pl. Skąd uchodźcy biorą olbrzymie pieniądze na transport? Ja czytałem o kwotach rzędu 2 tys. euro. Wspomniany portal podaje, że może to być nawet 10 tys. Czy więc komuś zależy, aby Europę naprawdę zalała fala uchodźców? Jeżeli tak – to komu?
I na koniec tego niezwykle krótkiego felietonu (patrząc na to, jak tenże problem jest skomplikowany) wspomnę o nienawiści. Przyzwyczaiłem się do niej, przecież tylko w Elblągu, w lokalnej gazecie pod swoim artykułem czytam, że komentująca czeka, aż opublikuję swój nekrolog. Cios poniżej pasa. Ale. Ale to i tak jest nic w porównaniu do komentarzy, które są publikowane pod różnymi artykułami na temat uchodźców.
Spalić!
Zabić!
Rozstrzelać!
Wszystkich!
Nie wszystkich – tylko terrorystów?
Wszystko okej, tylko jak ich rozpoznać? Kto naprawdę ucieka z rodziną od wojny, a kto dociera do Europy tylko po to, aby ją zgładzić? Czy naprawdę macie o tym tak duże pojęcie, że już na pierwszy rzut oka potraficie ocenić tych ludzi?
Nie, ja ich nie bronię. Ale też nie dyskredytuję. I niektórym komentującym tę sprawę radzę dokładnie to samo.
Bo być może ważą się się losy zarówno naszego kontynentu, jak i całego świata.