Czy Elbląg jest rekompensatą za miliony pomordowanych Polaków i zniszczenia wojenne?
fot. elblag.net
Niemiecki profesor Klaus Bachmann pytany w Radiu Zet, co jego naród sądzi o żądaniu przez Polskę reparacji za zniszczenia wojenne, stracił nerwy, choć początkowo usiłował sprawę bagatelizować, „Niemiecki podatnik nawet nie wie, że Polska żąda wypłat reparacji. Jak się dowie, to się uśmieje” - powiedział przedstawiciel narodu, który wymordował miliony Polaków i obrócił nasz kraj w perzynę. Później dodał: „Niemcy powiedzieliby: A co ci Polacy chcą? Przecież oni mają nasze ziemie. Dla zwykłego obywatela to jest prosta sprawa”.
A co sądzą elblążanie o niedwuznacznej sugestii Bachmanna (i nie tylko jego), że przyłączone po wojnie do Polski ziemie zachodnie i północne – a więc i Elbląg, to wystarczająca rekompensata za zniszczenia wojenne i że w związku z tym powinniśmy „siedzieć cicho”?
Rozmawiający z nami mieszkańcy miasta są co do jednego oburzeni bezczelną, jak stwierdzają, wypowiedzią niemieckiego naukowca, który sugerował także, iż poruszanie przez nas tematu reparacji może zaowocować dyskusją kwestionującą przynależność do Polski ziem zachodnich i północnych.
Moja rodzina do Elbląga się nie prosiła. Dziadkom było dobrze w Wilnie. Cóż jednak robić, w 1939 roku napadły na nas kolejno Niemcy i ZSRR i podzieliły nasz kraj. Gdy potem Niemcy przegrały wojnę, Polska straciła na rzecz wschodniego sąsiada ponad połowę przedwojennego terytorium. Nawet po przyłączeniu do naszego kraju ziem zachodnich i północnych jesteśmy o blisko 80 tysięcy km kwadr. mniejszym państwem niż przed wojną. Niech więc Niemcy nie mówią, że uzyskaliśmy jakąkolwiek terytorialną rekompensatę – oburza się pan Stanisław, 60-letni elblążanin. - W dodatku powinni też pamiętać o wymordowaniu milionów obywateli polskich, zniszczeniu naszych miast, wsi, przemysłu – dodaje.
Gdyby nie wojna Polska, przy tak dynamicznie rozwijającej się w latach 30. gospodarce, byłaby dzisiaj ekonomiczną potęgą. W tym, że tak nie jest wielką „zasługę” mają Niemcy. I niech nie oburzają się na reparacje – niedawno skończyli płacić je Francji i to za I wojnę światową. Pieniędzy za ludobójstwa „narodu panów” domagają się teraz m.in. afrykańska Namibia (przed I wojną światową była kolonią Niemiec) i Grecja – przypomina 56-letni pan Łukasz.
Stefan Kisielewski, najwybitniejszy polski felietonista, pisał niegdyś, że Niemcom regularnie „odbija”, co kilkadziesiąt lat. W ostatnich latach widać wyraźnie, że słynny „Kisiel” miał rację – stwierdza pan Edward, 65-letni mieszkaniec Elbląga. - Kisielewski zauważył także, że Niemcy faktycznie nigdy nie uznają swoich aktualnych granic – są zawsze „opóźnieni” o jedną przegraną wojnę. Po I wojnie światowej na niemieckich mapach Wielkopolska, Górny Śląsk i polska część Pomorza, była zaznaczona, jako znajdująca się pod naszą okupacją. Po II wojnie światowej niemieccy kartografowie, idąc w ślady polityków, zaakceptowali przedwojenną granicę, kwestionując jednak nową – tę z 1945 roku. Co musi się stać by ją rzeczywiście uznali? - zastanawia się nasz trzeci rozmówca.
Właśnie, co?