Właśnie takie zapytanie na naszą skrzynkę redakcyjną otrzymaliśmy od Czytelniczki. Pani Maria mieszka na Starym Mieście od kilku lat. Jak sama twierdzi – największą bolączką starówki nie są puby, tylko kierowcy samochodów osobowych, którzy do dziś nie przysposobili nowej organizacji ruchu.

- Mieszkam na jednej z ulic Starego Miasta od prawie pięciu lat. Od dwudziestu jestem również kierowcą. To, co dzieje się na ulicach Starówki od czasu, gdy zmieniono organizację ruchu woła o pomstę do nieba – pisze w swojej wiadomości pani Maria i prosi nas o opisanie problemu.

W dalszej części wiadomości możemy przeczytać, że kierowcy w ogóle nie zwracają uwagi na znaki. Nie wiedzą, że na Starym Mieście to pieszy ma pierwszeństwo, a prędkość pojazdu powinni ograniczyć do 20 kilometrów na godzinę.

- A zasada „prawa wolna” przy pokonywaniu skrzyżowań to śmiech na sali. Naprawdę, to już nie ma co płakać, tu trzeba się śmiać. Przyjeżdżają i stoją, patrzą się na siebie. Albo na odwrót. Dojeżdżają do skrzyżowania nie patrząc na znaki i jadą. Hamują, drą się na siebie. Szkoda, że tego nie nagrywam – pisze nasza Czytelniczka.

Problem znacznego przekraczania prędkości przez kierowców przejeżdżających przez Stare Miasto był zgłoszony na spotkaniu Jerzego Wilka z mieszkańcami tej dzielnicy. Do dnia dzisiejszego nic w tym kierunku nie zrobiono. Wcześniej na ulicach starówki były progi zwalniające. Podczas remontów zostały one rozmontowane. Na prośbę kierowców nie zamontowano ich z powrotem. Warunek był jeden – kierowcy sami mieli się kontrolować.

Tak się jednak nie stało. W dodatku od momentu otwarcia jednego z mostów ruch samochodów na Starym Mieście się zwiększył. Jego otwarcie, demontaż progów, wprowadzenie skrzyżowań równorzędnych – wszystkie te działania miały służyć kierowcom. Najwidoczniej większość z nich docenić tego nie umie. Wydaje się, że to kwestia czasu, kiedy spowalniacze ponownie powrócą na ulicę Starego Miasta.