Czy jazz poprawia samopoczucie elblążan?
fot. Mateusz Milanowski
Za nami już drugi i ostatni dzień koncertów w ramach Jazzbląg Festiwal. Pomimo iż tegoroczna edycja była już czwartą z rzędu, to zgromadziła mniej publiki, niż przed rokiem. Czyżby jazz nie poprawiał samopoczucia wśród elblążan?
Zgodnie z planem, sobotnia scena należała do The Brag Pack, Special Trio: Ed Cherry, Arek Skolik, Adam Kowalewski i Marcin Wasilewski Trio & Joakim Milder. Trzeba przyznać, że wczorajszy koncert przyciągną większą liczbę słuchaczy, niż pierwszy dzień festiwalu. Ile? Tak szybko licząc, 18 rzędów krzeseł po 16 w każdym z nich daje nam niecałe 300 miejsc. Tyle przygotowali organizatorzy. Niestety, w przeciwieństwie do ubiegłorocznej edycji, miejsc wolnych było sporo. W piątek zapełnione było 2/3 sali, w sobotę wolnych było już tylko około 40 miejsc.
Trudno powiedzieć, czy taka frekwencja jest sukcesem festiwalu czy też nie. Nie sposób porównać Jazzbląg do innych wydarzeń, jak np. Dni Elbląga. Pomijając fakt, że jest to wydarzenie biletowane, to przede wszystkim skierowane jest do konkretnej grupy odbiorców. W dobie popkultury i powstającej w ogromnej ilości podobnej do siebie, komercyjnej muzyki, takie wydarzenia jak Festiwal Jazzbląg okazują się produktem dla koneserów.
Jerzy Małek, dyrektor festiwalu zapowiedział, że kolejna, piąta edycja festiwalu odbędzie się. Warto kontynuować kilkuletni nakład pracy, zwłaszcza, że Elbląg powinien stworzyć swoją markę kulturalną opierając się na wyróżniających się wydarzeniach. Budżet miasta oraz pobliska lokalizacja trójmiasta nie ułatwia organizacji wielkich i hucznych imprez, ściągających rzesze fanów. Czy zatem, bardziej kameralne wydarzenia wymagające mniejszych nakładów finansowych mogą być szansą na własne „Ja” naszego miasta? Zachęcamy do wyrażania swojej opinii w tym temacie.