Do akredytacji nikt się nie przyznaje. Komu mają służyć?
fot. Konrad Kosacz
Prezydent Jerzy Wilk podczas jednej z konferencji prasowych zapowiedział, że zwróci się do przewodniczącego Rady Miasta Janusza Nowaka w sprawie „wydawania mediom akredytacji”. Problem w tym, że obecnie już nikt się nie przyznaje do tego pomysłu.
Prawdopodobnie chodzi o problem związany z Redakcją Elbląską, oraz niektórymi tzw. dziennikarzami obywatelskimi, którzy nie pracując w żadnej redakcji, pojawiają się na sesjach i filmują jej obrady. Przedtem prezydentowi nie podobało się, że młodzi dziennikarze z Redakcji Elbląskiej pojawiali się na sesjach z kamerą i mikrofonem, przepytując w przerwach obrad radnych i prezydentów.
Wczoraj próbowaliśmy dociec, o co może chodzić w sprawie akredytacji, które prezydent chce konsultować z Januszem Nowakiem. Jak się dowiedzieliśmy, właściwie żadna ze stron nie przyznaje się do autorstwa tego pomysłu.
Projekt wydaje się ciekawy, jeśli chodzi o uporządkowanie pracy operatorów kamer oraz fotografów podczas obrad sesji. Faktycznie, wyznaczenie jednego miejsca dla operatorów kamer oraz fotografów mogłoby nie tyle usprawnić pracę radnych, a właściwie spowodować, że nie byliby rozpraszani przez ciągłe zainteresowanie mediów. Ciężko jednak tu mówić o akredytacjach, a raczej o pewnym regulaminie porządkowym.
Według ogólnej definicji, akredytacja oznacza postępowanie, w którym upoważniona jednostka wydaje formalne oświadczenie, że organizacja lub osoba są kompetentne do wykonywania określonych zadań. W świecie mediów, akredytację otrzymują dziennikarze wyznaczani przez redakcje do obsługi ważnych wydarzeń, które są albo zamknięte dla zwykłych mieszkańców lub wejście jest biletowane. Akredytacje umożliwiają również wejście do tzw. stref dla mediów lub dla VIP-ów.
Jeśli jednak władze miasta chcą akredytować wejścia na sesje Rady Miasta dla dziennikarzy, to ten pomysł może mieć jeden cel - wyłączenie z możliwości rejestracji obrad za pomocą kamer lub aparatów fotograficznych tzw. dziennikarzy obywatelskich, nie związanych z żadną redakcją.
Jednak jest to pomysł na tyle chybiony, że sesje są jawne i otwarte dla wszystkich mieszkańców bez wyjątku. Co oznacza, że przeciętny Kowalski może przyjść na sesję, może nawet zrobić zdjęcia czy nagrać obrady kamerą. Ma prawo w przerwie podejść do radnego czy prezydenta i próbować porozmawiać na różne tematy.
Co do powiedzenia na ten temat mają służby prasowe prezydenta miasta?
- Pragnę poinformować, że za porządek obrad podczas sesji Rady Miejskiej odpowiada jej przewodniczący. Propozycja wprowadzenia akredytacji podyktowana była zdarzeniami, które miały miejsce na sesjach, kiedy operatorzy kamer zasłaniali przewodniczącemu poszczególnych radnych, tym samym utrudniając mu pracę, w ten sposób, że nie widział on głosowań radnych – mówi Monika Borzdyńska, rzecznik prasowy prezydenta. - Na ostatniej sesji Rady Miejskiej przewodniczący zwracał uwagę na ten problem operatorom kamer. Aby usprawnić pracę radnym i dziennikarzom, podczas ostatniego konwentu seniorów dyskutowano o tym, w jaki sposób można by rozwiązać ten problem. Propozycja akredytacji czy wprowadzenie odpowiedniego regulaminu będzie dyskutowana podczas najbliższego konwentu seniorów i wtedy też ewentualnie zapadnie decyzja w tej sprawie. Pragnę dodać, że wprowadzenie regulaminu czy akredytacji nie będzie skutkowało ograniczeniami w relacjonowaniu przebiegu sesji.
Powiązane artykuły
Akredytacje na sesje Rady Miasta? Nikt się nie przyznaje do tego pomysłu
06.05.2014 komentarzy 38
Akredytacje na sesje Rady Miasta? Taki pomysł padł z ust... no właśnie – kogo? Przewodniczący Rady Miasta Janusz Nowak twierdzi, że była to sugestia...