Dopalacze na wokandzie. Przed sądem zeznawał dyrektor sanepidu
fot. arch. elblag.net
Sąd próbował od kwietnia ruszyć z procesem dopalaczy. Niestety oskarżeni albo się nie stawiali na rozprawach, albo składali zwolnienia lekarskie. Po kilku próbach udało się we wrześniu wystartować z procesem. Wczoraj, 12 października przed elbląskim sądem zeznawał Marek Jarosz, dyrektor Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej.
Proces w głównej mierze dotyczy sprzedaży dopalaczy m.in. w „Pachnącym domku”. Śledztwo trwało bardzo długo ze względu na skomplikowany charakter sprawy. W czerwcu 2013 roku Powiatowa Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna, po ostatniej kontroli w sklepie stwierdziła że sprzedawany tam towar jest substancją niebezpieczną. Powiatowy Inspektor Sanitarny złożył więc zawiadomienie do Prokuratury Rejonowej w Elblągu. Pokrzywdzonych nastolatków ustalono na podstawie informacji uzyskanych ze szpitala. Dokumentacja medyczna młodych ludzi była opiniowana przez biegłych z zakresu medycyny sądowej i toksykologii Uniwersytetu Medycznego w Gdańsku.
Do sądu zostały skierowane dwa akty oskarżenia wobec Szymona I. I Jakuba G., właścicieli sklepu o nazwie „Pachnący domek”, następnie „Zapachy i inne”. Oba akty oskarżenia dotyczyły tego samego zdarzenia. Skierowanie dwóch aktów podyktowane było faktem, że jeden z oskarżonych nie był uchwytny w trakcie kierowania pierwszego aktu, co spowodowało na ten czas wyłączenie jego akt ze sprawy. Obu panom prokurator zarzuca, że w w okresie od października 2012 roku do stycznia 2013 roku prowadzili sklep „Pachnący domek”, następnie „Zapachy i inne”. Sprowadzili zagrożenie dla życia i zdrowia wielu osób wprowadzając do obrotu szkodliwe substancje.
Pokrzywdzonych w tej sprawie jest 29 klientów sklepu, którzy zakupili w nim szkodliwe substancje. Za wprowadzenie do obrotu środka odurzającego oraz sprowadzenie tym samym niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia, oskarżonym grozi kara od 6 miesięcy do 8 lat więzienia.
Proces po wielu trudnościach, jednak wreszcie ruszył przed elbląskim sądem. Jest to pierwsza taka rozprawa w Polsce. Wczoraj, 12 października swoje zeznania składał dyrektor Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej Marek Jarosz.
W specyfikach sprzedawanych w sklepie były obecne silne substancje psychoaktywne tj. Mefedron i UR 144.
Wyniki, które otrzymywaliśmy zawierały m.in. analizę i określenie rodzaju środków chemicznych zawartych w tych produktach. W ich składzie wyróżniono m.in. takie substancje jak mefedron oraz UR 144. Wszystkie one miały działanie silne psychoaktywne
– mówił przed sądem Marek Jarosz.
Dyrektor sanepidu wielokrotnie wydawał decyzję o zamknięciu „Pachnącego domku” jednak bezskutecznie. Również nakładano grzywny w sumie 350 tys. zł.
Jak podkreślał przed sądem Marek Jarosz, po wydaniu decyzji o zakazie prowadzania działalności, sklep zmienił swoją nazwę.
Nie zmienia to faktu, że obie działalności łączyła siedziba firmy wynikająca z KRS i osoba prezesa zarządu. Po każdej kontroli zmieniała się także nazwa sprzedawanych produktów, przy czym ich szata graficzna czy opakowanie pozostawały bez zmian. Po tym, jak z elbląskich szpitali zaczęły napływać niepokojące wieści o coraz większej ilości dzieci i nastolatków zatrutych w wyniku przyjęcia tzw. dopalaczy, podjąłem decyzję o skierowaniu podejrzenia o popełnieniu przestępstwa do elbląskiej prokuratury
– dodawał dyrektor sanepidu.
Obrońca Jakuba G. złożył wniosek, aby media nie rejestrowały obrazu i dźwięku z procesu. Podyktowane to było bowiem lękiem i fobią oskarżonego. Sędzia więc zezwolił na obserwację procesu i sporządzanie pisemnych notatek. Obrona złożyła również wniosek o wyłączenie z procesu sędziego przewodniczącego, ponieważ – zdaniem obrony – sędzia Wojciech Furman jest stronniczy i odnosi się do oskarżonych w sposób niegrzeczny i nieuprzejmy. Wniosek ten jednak został oddalony.
Data kolejnego procesu została wyznaczona na 26 październik. Przesłuchani zostaną nastolatkowie, którzy zatruli się specyfikami pochodzącymi z „Pachnącego domku”.