Dwa dni grozy. (Vi)Stalowe nerwy gdynianek w dogrywce
fot. Bartłomiej Ryś
Niedzielny wieczór w Hali Widowisko-Sportowej był jednym z tych, po których długo nie idzie się spać, ponieważ w głowie wciąż pulsują i nawiedzają pamięć niestygnące wspomnienia wspaniałego sportowego widowiska. Po takich spotkaniach, jakie stały się udziałem Startu i Vistalu, gdy stawką jest brązowy medal Mistrzostw Polski, pragnie się, aby trwający sezon jeszcze się nie kończył. Mylił się albowiem ten, kto sądził, że najlepsze tegoroczne zawody w żeńskiej piłce ręcznej oglądał dnia wczorajszego, ponieważ to, co wydarzyło się 24 godziny później przeszło najśmielsze oczekiwania wszystkich spektatorów. Choć EKS przegrał po kolejnej dogrywce drugi mecz z gdyńskimi piłkarkami 26 do 29, to sprawa końcowego triumfu nadal nie leży bliżej żadnej ze stron aspirujących, a prawdopodobieństwo rozgrywania 5 meczów jest jak najbardziej realne.
Porażka w takich okolicznościach, jakie stały się udziałem szczypiornistek Andrzeja Niewrzawy może mieć swoje konsekwencje. Po końcowej syrenie, gdy 70 minuta dobiegła końca, pękła ogromna bańka z kumulowanymi przez cały pojedynek emocjami. Rozgoryczenie, złość, bezradność, niedowierzanie. W kilka chwil nasze piłkarki przebrnęły przez większość etapów żałoby: od odmowy po targowanie. Najtrudniejsze dopiero jednak przed nimi: zaakceptowanie tego, co się stało i przebicie się przez melancholijną ścianę rozpamiętywania straconej szansy. W przypadku wielkości zrodzonej z ogromnej ambicji popartej kolosalną pracą zawsze istnieje ryzyko efektu Zeigarnik, lecz już nie raz Start udowodnił, że potrafi uczyć się na niepowodzeniach i wracać na przetartą licznymi zwycięstwami ścieżkę.
Wczoraj (7 maja) dogrywkę na własną korzyść rozstrzygnęły elblążanki i właściwie była ona całkowicie jednostronna. W niedzielę 10 minut dodatkowego czasu gry okazało się zbawienne dla piłkarek Vistalu, które tym samym doprowadziły do wyrównania w meczu o najniższe miejsce podium na po 1. Jednak to, co najpiękniejsze tego wieczora pokazały publiczności gospodynie, które niczym tytułowy bohater powieści Rudolfa Raspego, same wyciągnęły się ze sporych tarapatów, w które również same w końcówce pierwszej części się wmanewrowały. Cztery bramki z pierwszej części na 8 minut przed końcem spotkania zostały odrobione, ale najdramatyczniejsza scena spektaklu rozegrała się na 2 minuty przed końcem, przy stanie 23:24 dla rywalek z Trójmiasta...
Jednak zanim doszło do katastazy z końcowki obie ekipy raz jeszcze na parkiecie w Elblągu pokazały, że w równym stopniu zasługują na uznanie i ten zespół, który ostatecznie zajmie 4 miejsce na koniec sezonu 2015/2016 będzie pokrzywdzonym. Pierwsza sprawność tablicy wyników oceniła Aleksandra Jędrzejczyk, która po niepełnych 60 sekundach trafiła do sieci rywalek po przytomnym zebraniu piłki po rzucie swojej koleżanki z zespołu. Za moment kibice mogli oklaskiwać naszą czupurną skrzydłową ponownie, gdy odebrała podanie od Joanny Wagi i z pozycji kołowej rzuciła celnie po raz drugi. Przeciwniczki rzecz jasna także nie próżnowały i wyprowadzały skuteczne akcje. Mogłyby nawet kolekcjonować je szybciej, ale Sołomija Szywerska miała w tym względzie wiele do powiedzenia i od samego początku dała jasno do zrozumienia, że nie będzie rozdawania darmowych bramek. Na 4:2 wyprowadziła swoją drużynę Sylwia Lisewska już w 6 minucie, ale od jej trafienia z rzutu karnego obie ekipy naprzemiennie popisywały się skończonymi atakami.
Gdynianki z pewnością dokonały oględzin wczorajszej porażki i znalazły kilka jej ważnych czynników, na które od razu postanowiły zareagować. Zdecydowanie wyżej przesunięty został blok defensywny Vistalu: z początkowego ustawienia przed linią pola bramkowego obrona zaczęła wychodzić na 7,8, a w końcu nawet 10 metr od swojej bramki i to przynosiło wyjątkowo zadowalające efekty. Elblążanki do 16 minuty jeszcze wyszukiwały luki w tyglu obronnym piłkarek Pawła Tetelewskiego, ale z każdą kolejną chwilą było o to coraz ciężej. W dodatku pierwszą salwę wystrzeliły w 17 minucie przyjezdne, a zbyt wiele miejsce pozostawione ich bocznym atakującym doprowadziły do tego, że wicemistrzynie Polski wyszły na 3 gole do przodu: 10:7. Przewaga utrzymywała się do stanu 11:14. Była 28 minuta, a na ławkę kar powędrowały 2 zawodniczki Vistalu: kompletnie bezproduktywna tego dnia Monika Kobylińska oraz dysponująca sporym zasięgiem ramion Aleksandra Zych. Był idealny moment, aby jeszcze przed przerwą doprowadzić do zmniejszenia strat. Stało się jednak inaczej. W przewadze EKS stracił 2 gole w bardzo podobnych okolicznościach, a katem okazała się najskuteczniejsza w ekipie z Gdyni szalejąca przy liniach bocznych Katarzyna Janiszewska. Na sekundy przed końcem trafiła jeszcze Magda Balsam, ale wynik 16:12 dla Vistalu był dość niepokojący, jeśli wziąć po uwagę przebieg pierwszych dwóch kwadransów.
Należy powiedzieć także kilka słów o sędziowaniu, nie tylko tego wieczora. Niestety arbitrzy w wielu momentach wprowadzali swoimi decyzjami zbędny chaos, który powodował napięcia i wzmagał zniecierpliwienie po obu stronach ławek trenerskich. Swojego zdania o pracy sędziów nie omieszkali wyrazić także sympatycy Startu, ale i tak najgłośniej kontestującym decyzje rozjemców spotkania był szkoleniowiec gości, który już w pierwszej połowie powinien zostać odesłany do szatni - dla swojego dobra i wszystkich pozostałych. Kilka minut po wznowieniu z boiska musiała zejść Joanna Kozłowska, która niefortunnie postawiła stopę i podkręciła staw skokowy. Nie zmieniło to jednak zbytnio obrazu meczu. W dalszym ciągu z bólem przychodziło gospodyniom zdobywanie bramek, ale nie ustępowały i gdy na parkiecie zrobiło się nieco luźniej po karze dla Wagi oraz Karoliny Olszowej, była okazja do zniwelowania przewagi rywalek. Z linii 7 metra nie rzuciła jednak Lisewska, a na 19:15 wyprowadziła Vistal świetna przez całe spotkanie Emilia Galińska. Była 40 minuta i wciąż sporo czasu na obrócenie losów rywalizacji.
Koleżanki poderwała - grająca najprawdopodobniej ostatni sezon w Starcie - Sylwia Matuszczyk, która dwukrotnie wypracowała sobie pozycję na kole. Imponująca była szczególnie bramka na 17:19, kiedy z 3 rywalkami na plecach przedarła się i pokonała Małgorzatę Gapską. Przy stanie 19:21 o czas poprosił trener gości. Po niej boisko musiała opuścić Paulina Muchocka, ale napór gdynianek zastopowała Szywerska, która podwójną interwencją nie dała się pokonać ani Kobylińskiej, ani Galińskiej. Takiego bodźca potrzebowała wciąż osłabiona drużyna, a do bram znakomitości zapukała Jędrzejczyk, która swoją ruchliwością znalazła sobie miejsce do ryzykownych rzutów z dystansu, ale w pełni opłacalnych i w 50 minucie w końcu EKS wykaraskał się z kłopotów i ponownie był remis - 22:22. Coraz więcej czasu zabierało zespołom dokładanie następnych bramek, ale dwa razy udało się tego dokonać Vistalowi, a tylko raz gospodyniom i na 120 sekund przed końcem było 24:23 dla przyjezdnych. Odpowiedzialność za wynik wzięła na siebie Sylwia Lisewska, ale bez agresywności ze strony defensywy jej rzut poszybował ponad poprzeczką. Sekundy uciekały coraz szybciej, a na trybunach crescendo z wolna przechodziło w decrescendo. Gdy zegar wskazywał 59.51 minutę, na ostatnią pogadankę zeszły drużyny za sprawą trenera gości. Pozostawało 9 sekund, ale jak miało się okazać - w handballu to zaiste wieczność i w tym czasie można odzyskać piłkę z rąk rywalek, wznowić grę po rzucie wolnym i rzucić wyrównującą bramkę. Wyłuskała piłkę Waga w okolicach środka boiska i wystartowała do przodu. Przejście udaremniła Galińska, ale nasza rozgrywająca szybko wznowiła i podała do Matuszczyk, która rzuciła celnie przy asyście obrony Vistalu i... Czas dobiegł końca. Sędziowie raz jeszcze konsultują się ze sobą. Przeraźliwe gwizdy zmieniają się w eksplozję szczęścia po zaliczeniu trafienia. Remis po 24 i druga dogrywka z rzędu!
Szykował się kolejny rollercoaster, a potem tunel strachu, na którego końcu nie wiadomo, co się kryje. Zaczęło się wyśmienicie, a poteżny zamach zakończyła trafieniem Lisewska. Jednak to Emilia Galińska pokazała prawdziwy repertuar strzelecki dwukrotnie bombardując bramkę Szywerskiej. Po 5 dodatkowych minutach Start przegrywał 25 do 26. Druga część przyniosła najpierw gola Matieli, ale wiarę w zespół tchnęła Waga i znowu jedna bramka dzieliła oba zespoły. Elblążanki pieczołowicie pracowały w obronie, ale Aleksandra Zych raz jeszcze odnalazła receptę na twardo walczące piłkarki gospodarzy i było 26:28. Szansę na ponowne odrobienie strat miała Aleksandra Dankowska, ale skuteczną interwencją popisała się młoda bramkarka Weronika Kordowiecka i mecz był właściwie rozstrzygnięty, gdyż do końca było kilkanaście sekund. Zrezygnowane szczypiornistki Startu odpuściły w ostatniej akcji kontrującej Janiszewskiej i Vistal pokonał EKS 29 do 26. Tym samym wyrównał stan rywalizacji na 1:1.
EKS Start Elbląg - Vistal Gdynia 24:24 [12:16] - po dogrywce: 26:29
Start: Szywerska, Warywoda - Balsam 2, Dankowska 4, Hawryszko, Waga 4, Muchocka 2, Jędrzejczyk 4, Matuszczyk 3, Kwiecińska, Szopińska, Pinda, Gerej, Lisewska 6, Świerżewska, Andrzejewska 1.
Trener: Andrzej Niewrzawa.
Kolejne dwa mecze odbędą się w Gdyni 14 i 15 maja. Spotkanie sobotnie rozpocznie się o godzinie 17:00, a dzień później nasze piłkarki zaczną 60 minut wcześniej, czyli o 16:00. W Trójmieście z pewnością nie zabraknie emocji, dlatego można już teraz zapisywać się na wyjazd z Klubem Kibica naszego zespołu: 16-17 zł; Wstęp na halę bezpłatny. Zapisy pod nr 509-531-250 lub 602-629-080.