› bieżące
08:29 / 10.02.2013

„Elbląg czasów wojny”. Książka powstała z potrzeby elblążan

„Elbląg czasów wojny”. Książka powstała z potrzeby elblążan

Z Tomaszem Glinieckim, autorem książki "Elbląg czasów wojny" rozmawiamy o faktach i mitach narosłych wokół historii zdobycia naszego miasta przez Armię Czerwoną 10 lutego 1945 r. Zapraszamy do lektury.

„...Jadłem kolację w Elbingu u dowódcy korpusu generała Anisimowa, kiedy przybiegł lejtnant. [...]Okazało się, że w Elblągu była liczna kolonia Szwajcarów, którzy zajmowali się tutaj wyrobem serów. Zdziwiło mnie, że glejt, który przedstawił neutralny serowar, napisany był po rosyjsku i wystawiony przez rząd szwajcarski na jesieni 1944 roku.  – [...] W Bernie przewidziano, jaki będzie rozwój wydarzeń. Po czym z uśmiechem dodał – W Bernie, ale nie w Elbingu...” - to fragment opowieści Ilii Erenburga z nowej książki Tomasza Glinieckiego „Elbląg czasów wojny”. Książki, która w interesujący i nowatorski sposób opowiada o roli naszego miasta w czasie II wojny światowej. Kilka dni przed oficjalną promocją książki, naszej redakcji udało się przeprowadzić wywiad z autorem książki. Zapraszamy do lektury.

Piotr Giziński: O czym jest Pana książka?
Tomasz Gliniecki: Książka opowiada o Elblągu czasów II wojny światowej. Przedstawiam 11 postaci, których losy zetknęły się z Elblągiem.

Skąd czerpał Pan materiały przy jej pisaniu?
Część materiałów brałem z archiwów, część z pamiętników, wspomnień, opracowań naukowych. W niektórych przypadkach historia była budowana od zera, jak na przykład w przypadku pana Stefana - pracownika przymusowego z fabryki F. Schichau, z którym osobiście się spotkałem i spisałem jego niesamowitą historię.

Kim są bohaterowie?
Mówiąc żartobliwie to: Polak, Rusek i Niemiec. Próbowałem pokazać elementy wojny z różnych stron barykady. Jedni pojawiają się na początku wojny, inni pod koniec - dopiero w 1945 roku. Nie są to sami mężczyźni, bo jest również kobieta – snajperka Nina. Wśród bohaterów jest też jeden cywil.

Kto powinien sięgnąć po tę lekturę?
Przede wszystkim elblążanie, którzy chcieliby czegoś więcej dowiedzieć się o swoim mieście sprzed lat, niech sięgną po tę książkę. Upowszechnianie historii - taka jest jej rola.

Książek historycznych o Elblągu jest wiele. Skąd pomysł na kolejną?
Część opowieści była snuta na moim blogu. Sporo osób chciało mieć je w formie książkowej na półce, bo mogą wtedy do niej wrócić, kiedy zechcą. Pomysł przeniesienia z internetu na papier narodził się więc z potrzeby elblążan.

Jak długo zajęło Panu pisanie książki?
Samo pisanie niewiele, ale od kilku lat zbieram materiały dotyczące Elbląga XX wieku, ze szczególnym uwzględnieniem okresu wojennego. Prowadzę zajęcia muzealne, foto-bloga, opowiadam o wojnie w Telewizji Elbląskiej. Wszystkie te rzeczy powodują gromadzenie materiału, który żeby opracować naukowo, będę potrzebował chyba całej dekady. Ale tam pojawiają się ciekawe, nietuzinkowe postaci związane z Elblągiem i te opisuję w krótkich reportażach.

Wiele mitów, także tych propagandowych, narosło wokół historii zdobycia Elbląga. Udało się Panu zachować bezstronność i obiektywizm historyczny?
Doświadczenie dziennikarskie pomogło mi w pokazaniu pułapek propagandy. Specjalnie pokazuję też kłamstwa, w taki sposób, aby ludzie mogli sami zdecydować, gdzie leży prawda. Uwypuklam też różnice zapisu. Ten sam czas w Elblągu inaczej zapamiętał Polak, Rosjanin i Niemiec. W kilku z tych opowieści dokładam odrobinę fabularyzowania, które wcale nie musiało być fantazją. Zawsze o tym informuję o tym czytelnika, by sam zdecydował, w co wierzy.

Jaki jest obraz miasta przedstawiony w książce?
Nie opisuję Elbląga jako miasta. Ono jest tylko punktem stycznym. To losy poszczególnych ludzi łączą swoje losy z Elblągiem. Choćby Bruno Dilley, który leciał z Elbląga nad Tczew, rozpoczynając II wojnę światową. Jest to jedna z trzech akcji, które pretendują do rozpoczęcia II wojny światowej - bombardowanie mostów w Tczewie, jeszcze przed ostrzałem Westerplatte przez pancernik Schlezwig – Holstein. Ludzie Ci wystartowali samolotami z Elbląga. Inni pojawiają się w środku trwania konfliktu, a kolejni dopiero pod koniec wojny przynoszą Elblągowi krew i płomienie.

Czy może Pan wskazać różnice, jakie występują w zapisach między walczącymi o Elbląg stronami?
Gdybyśmy oparli się na jednym wydarzeniu, to  okaże się, że pamięć sowiecka i niemiecka, całkowicie się rozmijają. Historia związana z Elblągiem jest taka, że to, co zapisano, nie zawsze jest prawdą, a to, co było prawdą, nie zawsze zapisano. Ja nie wmuszam w czytelnika prawd absolutnych. Może mi nie wierzyć. I być może za kilka lat znajdą się kolejne dokumenty, które pozwolą stwierdzić, że rzeczywistość wyglądała zupełnie inaczej.

Czy prawdę jest, że Elbląg otrzymał status miasta twierdzy?
I to jest przykład różnic w zapisie. Jedni piszą, że był. Inni, że nie był. Hasłem operacyjnym było Przedmoście. Historycy nie dotarli do oficjalnego rozkazu Hitlera czy Himmlera, w którym by Elbląg powołano jako twierdzę. Nazywanie miasta twierdzą, nie jest jednak błędne w takim znaczeniu, że było ono miastem otoczonym i zamkniętym, a część niemieckich dokumentów posługuje się hasłem Festung Elbing.

A gdyby miasto się poddało na samym początku walk?
Ogień i zniszczenie sięgały po niemal wszystkie pruskie miasta. Nieważne, czy była tam obrona, czy jej nie było. Zachowały się jedynie te miejscowości, w których znajdowały się duże sowieckie szpitale, jak Kwidzyn czy Orneta. Być może zniszczenia byłyby wtedy mniejsze, ale pamiętajmy, że Rosjanie przyszli tu w odwecie, z zemstą... Takie jest prawo wojny.

Czym dla sowietów był wtedy Elbląg? Miastem niemieckim, czy należnym Polsce, które należało wyzwolić?
Rosjanie o Elblągu mówili, że jest to miasto duże, ładne, bogate, uprzemysłowione. Elbląg był dla nich drugim miastem Prus Wschodnich. Dość szybko znalazło się na linii frontu i nie było odpowiednio przygotowane do obrony. Zdobycie go opisano jednak jako wielki sukces Armii Czerwonej.

Opowieści, jakie Pan przedstawia w książce, ciężko zweryfikować historycznie. Na ile są one prawdziwe?
Na 98 procent są prawdziwe. Nie upieram się, że materiały, które kiedyś zostały zapisane, a ja z nich źródłowo korzystałem, są absolutną prawdą. Wskazuje więc różnicę w zapisach, osąd zostawiam ludziom. Pokazuję zapisy fałszywe, a także propagandę. Opisuję rzeczywistość tamtych czasów i to, jak propagandyści próbowali nas oszukiwać.

Mówi się, że po wojnie, Elbląg był „miastem wymarłym”, nikt nie chciał dobrowolnie się w nim osiedlać. Dlaczego?
Elbląg bardzo wolno zyskiwał mieszkańców. Warunki były tu ciężkie. Nie było pracy. Żuławy były zalane. Miasto było trudne do osiedlenia. Było duże, leżało w gruzach. Ten, kto tu przyjeżdżał, pobył jakiś czas i uciekał. Ci, którzy zostali, stali się prawdziwymi pionierami.

Co z tożsamością obecnych elblążan? Czy powinniśmy się utożsamiać z tym miastem, łącznie z jego historią sprzed 1945 roku?
Tożsamość elblążan dopiero się kształtuje. Jest poszukiwana. Tak naprawdę, nie bardzo mamy do czego się odnosić. Biorąc nawet pod uwagę historię Elbląga między 1945 rokiem a dziś, to nie wiemy na czym mamy się opierać i czym chwalić. Uważam, że nie mamy dumy elbląskiej w sobie. Zapomnieliśmy, choćby o naszym uczestnictwie w strajkach 1970 roku i powstaniu „Solidarności”. Powinniśmy więc ciągle przypominać historię miasta, nie tylko tę z czasów wojny. Na dziś wygląda to bardzo słabo, a identyfikacja mieszkańców z tradycją miasta bardzo kuleje.

Czy zgodzi się Pan z tezą, że „Elbląg czasów wojny” jest uzupełnieniem powieści Tomasza Stężały „Elbing 1945” ?
Z Tomaszem Stężałą robimy niby to samo, ale moim zdaniem, innymi drogami upowszechniamy historię Elbląga. Uzupełniamy się w tej działalności, ale nie uzupełniają się książki. Mówią one o tym samym czasie, jednak z różnej perspektywy. Odbieram to jako dwa oddzielne i równoprawne kanały dotarcia do ludzi. Jedni czytelnicy wolą powieść, a inni wolą formę reportażową, jaką ja prezentuję. Czytelnik może więc sam wybrać, jaka metoda bardziej mu odpowiada, lub z satysfakcją czytać obu autorów.

Czy będzie kolejna część Pana książki?
Na dzisiaj mogę pokusić się o przygotowanie drugiej, a nawet trzeciej części, bo posiadam sporo życiorysów żołnierzy, zarówno sowieckich, jak i niemieckich, wartych opisania. Jest też, równie ciekawa, wojenna historia ludności cywilnej miasta. Historia Elbląga może być kopalnią tematów dla wielu autorów. Niech kolejni zakasują rękawy.

Dziękuję za rozmowę.
Również dziękuję.

 

Tomasz Gliniecki
Elblążanin z urodzenia i z wyboru. Pedagog, specjalista od historii wychowania. Wieloletni dziennikarz, redaktor licznych tytułów prasy i radia, były redaktor naczelny "Gazety Olsztyńskiej" i "Dziennika Elbląskiego" oraz bezpłatnego tygodnika "Nasz Elbląg". Dziś zajmuje się upowszechnianiem przeszłości w Muzeum Archeologiczno -Historycznym w Elblągu. Jest też recenzentem książek historycznych, autorem fotobloga i audycji telewizyjnych "Okruchy czasów wojny". Zainteresowania minionymi czasami koncentruje wokół I i II wojny światowej - głównie Niemiec i Rosji/Związku Sowieckiego, jak też historii regionalnej Warmii i Mazur (Prus Wschodnich).

 

 

37
3
oceń tekst 40 głosów 93%

Powiązane artykuły

Elbląskie Okruchy XX wieku. Kolejna książka Tomasza Glinieckiego

24.11.2013

Tomasz Gliniecki, pracownik elbląskiego Muzeum, były dziennikarz i pasjonat elbląskiej historii napisał nową książkę. „Elbląskie Okruchy XX wieku”...