› policja
09:58 / 25.07.2019

Elbląg. Pamięć o policjancie zamordowanym przez NKWD trwa (zdjęcia archiwalne)

Elbląg. Pamięć o policjancie zamordowanym przez NKWD trwa (zdjęcia archiwalne)

fot. KMP w Elblągu

Jak co roku Maria Sadłowska, córka zamordowanego przez NKWD polskiego policjanta i elbląscy funkcjonariusze zapalili znicze i złożyli wieńce w dwóch miejscach w Elblągu, które upamiętniają poległych Policjantów.

Elbląska policja pamięta o swoich przedwojennych kolegach.

Od lat tradycją w okresie obchodów Święta Policji stało się składanie kwiatów i zapalanie zniczy w Elblągu, w miejscach, które upamiętniają poległych i pomordowanych Policjantów

- mówi kom. Krzysztof Nowacki, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Elblągu. 

Wczoraj (24 lipca) insp. Robert Muraszko, podinsp. Marcin Grabowski oraz Maria Sadłowska, córka zamordowanego przez NKWD w 1940 roku polskiego policjanta,  zapalili znicze i złożyli wieńce w dwóch miejscach w Elblągu, które upamiętniają poległych Policjantów.

Pierwszym z nich jest  tablica pamiątkowa „Pomordowanym i Poległym Policjantom” przy Krzyżu Katyńskim znajdującym się na Cmentarzu Agrykola. Drugie, to miejsce osobistej pamięci Pani Marii. Znajduje się ono na terenie Zespołu Szkół Technicznych przy ul. Grottgera. Jest tam tablica upamiętniająca Józefa Franczuka, ojca Marii Sadłowskiej. Tam też zasadzony jest symboliczny Dąb Pamięci

-  wylicza kom. Krzysztof Nowacki, oficer prasowy KMP w Elblągu

Zdjęcie ślubne Józefa Franczuka, z archiwum Marii Sadłowskiej.

Józef Franczuk, ojciec Marii Sadłowskiej zginął od strzału w tył głowy w kwietniu 1940 roku w Bykowni, koło Kijowa. Nigdy nie zapaliła ona znicza na grobie taty. Przez ponad pół wieku nie wiedziała co z nim się dzieje. 
Władzy sowieckiej nie wystarczyło aresztowanie męża i ojca. Nie była też bezpieczna  zrozpaczona matka i dwójka małych dzieci. 13 kwietnia 1940 roku tak jak do tysięcy polskich domów, wtargnęli do nich bez uprzedzenia funkcjonariusze NKWD. Kazali się szybko pakować i krzyczeli, że wyjazd jest natychmiast. Rodzina Franczuków dojechała do kołchozu Pachar, powiat Dżuruński w województwie aktiubińskim. Warunki życia były prawie takie jak podczas podróży. Głód dokuczał tak samo, jak niepokój o ojca. 

Mama wysyłała listy do prokuratury we Lwowie i Kijowie.  Odpowiedzi przyszły, ale pokrętnie i nieprawdziwe 

– wspomina pani Maria.

Najpierw rodzina otrzymała pismo z 26 marca 1941 roku. Prokurator z Lwowa informuje, że 26 kwietnia 1940 roku Józef Franczuk „wybył” do Kijowa.

Tata był już rozstrzelany, ale wtedy nie mogłyśmy o tym wiedzieć

– komentuje pani Maria.

Następne pismo z prokuratury kijowskiej z 29 maja 1941 roku jest jeszcze bardziej bezczelne. Wiceprokurator do spraw specjalnych pisze: "Proszę powiadomić więźnia Franczuka Józefa, że jego zażalenie skierowano do NKWD gdzie należy się zwrócić po decyzje".

Pismo z ukraińskiej prokuratury, z archiwum Marii Sadłowskiej.

Rodzina Franczuków jeszcze nie traciła nadziei. Powstała Armia Andersa, która prowadziła poszukiwania oficerów z obozów w Starobielsku, Ostaszkowie i Kozielsku.

Mama dostała odpowiedź, że tata jest na tej liście. Jak wiadomo nie odnaleziono nikogo.
Był jeszcze jeden ślad. Mama na stacji kolejowej niedaleko kołchozu spotkała człowieka, który twierdził, że widział ojca w obozie w Ostaszkowie. Wydawało się to prawdopodobne, bo tam przebywali właśnie policjanci.

– wspomina pani Maria.

Długie lata rodzina czekała na ojca i męża. W końcu straciła nadzieję na powrót. Chciała już tylko poznać miejsce spoczynku. Dopiero w 1998 roku w spisie rozstrzelanych w książce „Śladami zbrodni katyńskiej” na tzw. liście ukraińskiej na str. 179 nr 055/1.poz 33(3065), znalazło się nazwisko Józefa Franczuka. Rada Ochrony Walka i Męczeństwa uważa, że spoczywa on najprawdopodobniej w Bykowni. Najprawdopodobniej, więc pewności nie ma, czy tam czy może w Miednoje, gdzie są groby jeńców z Ostaszkowa.
 

1
0
oceń tekst 1 głosów 100%