Elbląski lewicowiec chętnie zagrałby w grę o Che Guevarze. A w grę o Adolfie?
fot. facebook
Zamieszczony wczoraj (10 października) na naszym portalu materiał „Elbląski polityk broni zbrodniarza? Według niego „Che Guevara” to typowy żołnierz wyklęty”” wzbudził ogromny odzew wśród Czytelników. Postanowiliśmy więc kontynuować ten temat.
Robert Koliński, elbląski działacz Partii Razem – uważanej przez sporą część opinii publicznej nie tyle za ugrupowanie lewicowe, co lewackie, nie kryje swojego uznania dla jednego z przywódców rewolucji kubańskiej Ernesto Che Guevary. Daje temu wyraz m. in. na swoim profilu facebookowym, cytując choćby obszerne fragmenty wpisu Bohdana Piętki, historyka ze Śląska. Co łączy elbląskiego lewicowca z publicystą „Myśli Polskiej” - pisma odwołującego się do tradycji endeckiej (swoiście zresztą zredukowanej do opcji prorosyjskiej)? Tym czymś jest antyamerykanizm i wrogość do tych wszystkich, którzy w sojuszu z USA widzą gwarancję dla niepodległości naszego kraju.
Określenia typu "komunistyczny oprawca Che", "czerwony terrorysta" itp. są jedynie amerykańskimi sloganami propagandowymi, a powtarzanie komunałów amerykańskiej propagandy stanowi fundament myśli politycznej polskiej prawicy. Polska prawica nienawidzi Che Guevary tylko dlatego, że nienawidzi go Waszyngton – cytuje Piętkę Koliński.
Z jego aprobatą spotykają się także takie oto słowa publicysty, znanego też m.in. z łamów portalu sputniknews.com:
Ci, którzy lekko utożsamiają go [Che – przyp. red.] z tzw. komunizmem (w rozumieniu autorów "Czarnej księgi komunizmu") zapewne nie mają albo nie chcą mieć pojęcia o tym, że ta idea była czym innym w państwach socjalistycznych bloku wschodniego, a czym innym w kolonialnych i półkolonialnych krajach Trzeciego Świata. Zinstytucjonalizowany socjalizm w państwach bloku wschodniego poniósł klęskę, natomiast jako idea emancypacyjna w Trzecim Świecie nie. Ruchy marksistowskie w krajach Trzeciego Świata miały przede wszystkim charakter antykolonialny, czyli nacjonalistyczny. Ich zasługą jest nie tylko dekolonizacja Afryki i Azji Południowo-Wschodniej, ale także emancypacja Ameryki Łacińskiej spod wpływów USA, którą obserwujemy od początku XXI wieku.
Prześledzenie wpisów Roberta Kolińskiego i Bohdana Piętki jest bardzo ciekawe i pouczające. Pomiędzy obu panami (towarzyszami?) nie ma wielkich różnic. Ameryka – be, PiS – be, Rosja (w mniej lub bardziej otwartej formie) – cacy.
Pozostawmy jednak tę zadziwiającą (a może i nie) zgodność na boku. Tak naprawdę ważne jest co innego: ciche (albo i mniej ciche) usprawiedliwienie, o ile wręcz nie negacja, zbrodni komunistycznych koniecznością budowy „świetlanej przyszłości”. Jest to charakteryczne dla wielu środowisk "postępowych".
Może tam i Che kogoś zabił, ale był bojownikiem o wolność Ameryki Łacińskiej, na Kubie zrealizowano wiele reform, a Amerykanie to też mordercy - do tego można sprowadzić argumentację zwolenników „lewicy”.
Gdy powstawała Partia Razem wielu Polaków, nawet tych nie sympatyzujących z lewicą, miało nadzieję, że na naszej scenie politycznej pojawiło się ugrupowanie, które nawiąże do chlubnych tradycji Polskiej Partii Socjalistycznej. Przypomnijmy, PPS jedna z najważniejszych partii politycznych II RP, była ugrupowaniem konsekwentnie niepodległościowym, antykomunistycznym, broniącym przy tym zasad sprawiedliwości społecznej. Właśnie dlatego polscy socjaliści byli szczególnie bezwzględnie niszczeni przez komunistycznych oprawców po 1945 roku, a jeden z przywódców PPS Kazimierz Pużak, został zakatowany w ubeckim więzieniu.
O Pużaku jednak i innych niepodległościowych socjalistach Partia Razem raczej jednak nie wspomina. Sporo jest natomiast o Che, Castro i Marksie.
Na wspomnianej już stronie facebookowej Roberta Kolińskiego autor poleca wymyśloną 10 lat temu grę „Venceremos! Zostań Che Guevarą”, w której można było się wcielić w postać Guevary. Miło i sympatycznie?!
Ciekawe, czy z podobną atencją elbląski lewicowiec odniósłby się na przykład do gry o nazwie „Budujmy III Rzeszę z Adolfem”, której uczestnicy mieliby szanse na wcielenie się w postać fuehrera?
Przecież, stosując ich rozumowanie, Adolfowi Hitlerowi również chodziło tylko o budowę ustroju sprawiedliwości społecznej w Niemczech (przypomnijmy: zlikwidował bezrobocie, budował autostrady, wymyślił Volkswagena i bezpłatne wczasy pracownicze), a że zmierzając do tego celu wymordował miliony Żydów, Polaków, Rosjan, Romów…, no cóż, uznał ich za wrogów. Wyznawcy narodowego socjalizmu mordowali wrogie narody, tak jak wyznawcy komunizmu – wrogie klasy. W sumie – różnica, dla mordowanych, żadna.
Szkoda, że nie pamiętają o tym działacze Partii Razem.