Elbląski osadzony: Praca w hospicjum nadała sens mojemu życiu
Osadzeni z elbląskiego aresztu od 14 lat są wolontariuszami w Hospicjum im. Aleksandry Gabrysiak. Był wśród nich Tomasz, skazany za pobicie ze skutkiem śmiertelnym. Praca na rzecz nieuleczalnie chorych sprawiła, że odnalazł sens życia.
Areszt Śledczy w Elblągu współpracuje z Hospicjum im. Aleksandry Gabrysiak od 2005 roku. Osadzeni przechodzą wcześniej szkolenie dla wolontariuszy hospicyjnych.
Wykonują wszelkie obowiązki związane z opieką na chorymi: karmią, ubierają, myją, ale też rozmawiają, wspierają, są przy chorych, czasem do samego końca
- informuje kpt. Anna Downar, rzecznik prasowy dyrektora Aresztu Śledczego w Elblągu
Oczywiście nie każdy z osadzonych może pracować poza aresztem.
Tam pracują skazani, którzy mają krótkie wyroki, o bardzo niskiej szkodliwości społecznej np. drobne kradzieże, zadłużenia alimentacyjne i do tego wykazują się dobrą postawą i zachowaniem
- wyjaśnia kpt. Anna Downar.
Osoba skazana na wiele lat pozbawienia wolności często traci poczucie sensu życia i traci motywację do pracy nad sobą. Trudno zmobilizować go do zaangażowanego udziału w programach resocjalizacyjnych.
Kiedy usłyszałem, że w więzieniu spędzę 11 lat zawalił mi się świat. Nie mogłem pogodzić się z wyrokiem, czułem złość i bezsilność, z dnia na dzień było coraz gorzej, myślałem żeby coś sobie zrobić i skończyć z tym wszystkim..., życie uratowała mi praca
- mówi Tomasz (34 lata) skazany za pobicie ze skutkiem śmiertelnym. Wychowawczyni skierowała go na początku jako sprzątającego oddziały, a potem pomagał chorym bezpośrednio.
Gdy Kamilowi (lat 38) wychowawczyni zaproponowała pracę w elbląskim Hospicjum poczuł obawę i lęk jak sobie poradzi, gdy zetknie się z umierającym człowiekiem. Nie wiedział na co mógłby się przydać. Tak wspomina początek pracy:
Zdziwiłem się już w pierwszych dniach pracy, bo nic nie zgadzało się z moimi obawami. Pierwsze zaskoczenie to było takie, że jest tyle życia w hospicjum, ciągle coś się dzieje! Tak jakby życie zobaczyć w soczewce, każdy dzień jest intensywny, tu się czasu nie marnuje.
Okazało się, że jest tu bardzo dużo pracy i brakuje rąk do pomocy przy opiece nad chorymi, karmieniu podopiecznych, pomocy przy codziennych czynnościach, a nawet takiego zwyczajnego spędzenia czasu na rozmowie z drugim człowiekiem, na różne tematy nie związane z chorobą.
Kamil poczuł się potrzebny.
Praca w Hospicjum pozwoliła mi spojrzeć na siebie inaczej. Poczułem się lepszym człowiekiem i chciałem taki być
- mówi po wielu miesiącach wolontariatu w hospicjum.
Tomasz, lat 40 trafił do więzienia przez narkotyki. Omal nie stracił zdrowia i życia oraz najbliższej rodziny. Od ponad roku pomaga nieuleczalnie chorym. Wiele zrozumiał i inaczej patrzy na życie.
W hospicjum ludzie umierali z powodu chorób, na które nie mieli wpływu, a ja mając wpływ na swoje życie kompletnie je niszczyłem i robiłem to na własne życzenie zabijałem się
- przyznaje Tomasz.
Szczególne wrażenie wywarł na nim fakt, że ludzie walczą do ostatniej chwili, choć sytuacja była beznadziejna. Widział jak nie gaśnie w nich nadzieja, że los się odwróci i cudownie wyzdrowieją.
Było mi wstyd, że ja się tak łatwo poddawałem z powodu nawet niewielkich trudności w życiu, że uciekałem w narkotyki, bo tak było najprościej - nie mierzyć się z problemami
- zwierza się wolontariusz elbląskiego Aresztu Śledczego.
Tomasz przyznaje się do błędów z przeszłości.
Byłem tchórzem – ja młody, wielki facet miałem mniej odwagi niż drobna 70 -letnia schorowana babcia. To nie terapia, ale właśnie to miejsce - hospicjum zmieniło kompletnie moje nastawienie. Poczułem, że nie mogę wiecznie zrzucać z siebie odpowiedzialności i nie mogę się już więcej bać, poczułem, że mogę być szczęśliwy i uwierzyłem w siebie.
Zrozumiałem, że życie może być dobre, o ile tak na nie spojrzymy, a praca w hospicjum pozwala tak spojrzeć na życie, że nabiera ono sensu.