› bieżące
12:21 / 10.10.2017

Elbląski polityk broni zbrodniarza? Według niego "Che Guevara to typowy »żołnierz wyklęty«"

Elbląski polityk broni zbrodniarza? Według niego

fot. Marcin Mongiałło

Działacz Partii Razem Robet Koliński ma duży szacunek do Che Guevary jako człowieka, który zapoczątkował odwrót od amerykańskiego imperalizmu w krajach Ameryki Łacińskiej. Twierdzi, że zbrodnie rewolucjonisty to w dużej mierze wytwór amerykańskiej propagandy. Owszem, Che miał wydawać wyroki śmierci, ale:

Było to podczas walk w górach, poza tym oskarżony zawsze miał prawo do obrony.  

Innego zdania są twórcy „Czarnej Księgi Komunizmu”, którzy podają, że legendarny Che odpowiada za przynajmniej dziesięć tysięcy egzekucji, w których osobiście zabił nawet 1700 osób.

Pascal Fontaine, współautor tej bardzo grubej książki, wskazuje, że tuż po objęciu władzy, w styczniu 1959 r., liderzy rewolucji kubańskiej rozpoczęli krwawą rozprawę z przeciwnikami.

Z chwilą przejęcia władzy więzienia La Cabana w Hawanie i Santa Clara stały się widownią masowych egzekucji. Według zachodniej prasy ofiarą przeprowadzonej pośpiesznie czystki padło w ciągu pięciu miesięcy 600 zwolenników Batisty” – napisał Fontaine, który szacuje, że tylko w dekadzie lat 60. rozstrzelano od 7 do 10 tys. osób, a do więzień i obozów trafiło 30 tys. mieszkańców Kuby.

 

Świadkowie pierwszych lat wdrażania nowego porządku na Kubie wspominają brutalność, z jaką z politycznymi przeciwnikami rozprawiał się Ernesto Guevara. Wskazują, że legendarny bojownik podczas procesów i egzekucji »czerpał radość z widoku cierpiących ludzi«

Interesującą kwestią o której wiele organizacji lewicowych chciałoby pewnie zapomnieć są prześladowania homoseksualistów w rewolucyjnej Kubie, które zakończyły sie dopiero kilka lat temu.

W pierw­szej de­ka­dzie po re­wo­lu­cji na Ku­bie zo­sta­ło wy­pę­dzo­nych z kra­ju po­nad 10 ty­się­cy ho­mo­sek­su­ali­stów i przed­sta­wi­cie­li in­nych mniej­szo­ści sek­su­al­nych – powiedział dziennikarzom dziennika „Rzeczpospolita" Lu­iz Mott, za­ło­ży­ciel bra­zy­lij­skiej or­ga­ni­za­cji Gru­po Gay da Ba­hia i pro­fe­sor an­tro­po­lo­gii na Uni­wer­sy­te­cie Fe­de­ral­nym Sta­nu Ba­hia. 

We wrześniu 1960 r., gdy  na pierwszym Kongresie Ameryki Łacińskiej zapytano Che Guevarę o kubańską ideologię, odpowiedział:

Jeśli zadano by mi pytanie, czy nasza rewolucja jest komunistyczna, określiłbym ją jako marksistowską. Nasza rewolucja odkryła w swoich metodach ścieżki, które wskazał Marks.

W konsekwencji, podczas tworzenia i organizowania polityki kubańskiej, Guevara powoływał się na filozofię polityczną Karola Marksa, którego dzieła stanowiły ideologiczne natchnienie dla jego działań. W obronie swojej polityki Guevara pewnie zauważył:

Są prawdy tak oczywiste, stanowiące tak nieodłączną część ludzkiej wiedzy, że bezużyteczne jest dyskutowanie o nich. Trzeba być marksistą z taką samą naturalnością jak należy być zwolennikiem praw Newtona w fizyce i praw Pasteura w biologii. 

Po wielu latach od śmierci postać rewolucjonisty wciąż jest powodem bardzo ostrych sporów. W dalszym ciągu dla jednych Che Guevara jest bohaterem walczącym o uwolnienie ludu od kapitalistycznego wyzysku, podczas gdy dla innych najbardziej zaufany człowiek Castro był po prostu pospolitym mordercą i zwyrodnialcem, mającym na sumieniu setki, jeśli nie tysiące niewinnych ofiar. 

Choć rewolucjonista był Argentyńczykiem (wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że urodził się w północnej Argentynie), to jest identyfikowany przede wszystkim z Kubą. Nie bez powodu – przez lata był najbliższym współpracownikiem Fidela Castro. Po zwycięstwie rewolucyjnej partyzantki na tej największej karaibskiej wyspie został komendantem więzienia, a potem, pomimo braku formalnych kwalifikacji (z zawodu był lekarzem), ministrem finansów i prezesem banku centralnego. Che Guevara miał znacznie większe ambicje – chciał rozszerzyć kubańską rewolucję na całą Amerykę Łacińską. Zamiaru swojego jednak nie zrealizował. Zginął w Bolwii. Wczoraj, 9 października minęła 50 rocznica jego śmierci.

W związku z tym wydarzeniem Robert Koliński zamieścił na swoim profilu społecznościowym na Facebooku wpis o następującej treści:

50 lat temu w maleńkiej wiosce La Higuera w Boliwii został zamordowany Ernesto Che Guevara (1928-1967). Rocznica tego wydarzenia albo zostanie w Polsce przemilczana albo zostanie skomentowana w stylu pana Bodakowskiego z portalu prawy.pl, który donosi, że "Syryjski przyjaciel środowisk prorosyjskich (Nabil Al Malazi - uzup. BP) oddał hołd komunistycznemu oprawcy Che".

 

Określenia typu "komunistyczny oprawca Che", "czerwony terrorysta" itp. są jedynie amerykańskimi sloganami propagandowymi, a powtarzanie komunałów amerykańskiej propagandy stanowi fundament myśli politycznej polskiej prawicy. Polska prawica nienawidzi Che Guevary tylko dlatego, że nienawidzi go Waszyngton. Powinna mieć jednak bardziej wyważone podejście do tej postaci, bo przecież Che to typowy "żołnierz wyklęty", przedstawiciel tak miłego polskiej prawicy romantyzmu politycznego, który na polskim gruncie owocował szalonymi powstaniami. Che Guevara też całe życie robił powstania i rewolucje. Nie potrafił zagrzać miejsca jako minister na Kubie. Znał się tylko na walce partyzanckiej.

 

Ci, którzy lekko utożsamiają go z tzw. komunizmem (w rozumieniu autorów "Czarnej księgi komunizmu") zapewne nie mają albo nie chcą mieć pojęcia o tym, że ta idea była czym innym w państwach socjalistycznych bloku wschodniego, a czym innym w kolonialnych i półkolonialnych krajach Trzeciego Świata. Zinstytucjonalizowany socjalizm w państwach bloku wschodniego poniósł klęskę, natomiast jako idea emancypacyjna w Trzecim Świecie nie. Ruchy marksistowskie w krajach Trzeciego Świata miały przede wszystkim charakter antykolonialny, czyli nacjonalistyczny. Ich zasługą jest nie tylko dekolonizacja Afryki i Azji Południowo-Wschodniej, ale także emancypacja Ameryki Łacińskiej spod wpływów USA, którą obserwujemy od początku XXI wieku. Fidel Castro i Che Guevara utorowali drogę takim ludziom jak Evo Morales, Hugo Chávez, Rafael Correa, Daniel Ortega, Luiz Inácio Lula da Silva, czy Cristina Fernández de Kirchner. Dzisiaj w Boliwii rządzi lewicowo-nacjonalistyczny Ruch na Rzecz Socjalizmu, który znacjonalizował wszystkie bogactwa naturalne kraju i usunął amerykańskie koncerny, a to oznacza, że Che Guevara odniósł zwycięstwo. Ameryka Łacińska jest w dużej mierze stracona dla USA. Dlatego Waszyngton musiał sobie stworzyć zastępczą Amerykę Łacińską w Europie Środkowo-Wschodniej (Trójmorze i Ukraina). Dlatego prawy.pl szczeka dzisiaj na Che Guevarę i każdego kto o nim przypomni. (...)

 

Pi(e)S ich chędożył, niech ujadają - Hasta Siempre, Comandante!:)

Działacz Partii Razem zapytany przez nas o zbrodnie Che Guevary odniósł się dzisiaj szerzej do tematu:

Zarzuty stawiane przez polską prawicę, ślepo i bezkrytycznie powtarzającą waszyngtońską propagandę w tej (między innymi) kwestii, pryncypialnemu rewolucjoniście, jakim niewątpliwie był Ernesto Che Guevara, o jego rzekome masowe zbrodnie są zwyczajną bzdurą, która nie ma oparcia w historycznych faktach. Krytycy bohaterskiego Argentyńczyka przywołują wyssaną z palca liczbę "nawet ponad 1700" jego rzekomych ofiar. Prawda historyczna jest jednak inna. Podczas rewolucji kubańskiej wprowadzono prawo karne powszechnie znane jako Ley de la Sierra (ustawa z Sierra). Ustawa ta zezwalała na karę śmierci za najcięższe zbrodnie popełnione przez reżim Batisty i przez kontr- oraz rewolucjonistów. W roku 1959 rząd rewolucyjny rozszerzył zastosowanie ustawy na teren całej republiki, ustawa miała dotyczyć zbrodniarzy wojennych. Co ciekawe, ustawa wzorowała się w tej kwestii na rozwiązaniach wypracowanych podczas niedawnych Procesów Norymberskich, w których zwycięscy alianci sądzili hitlerowskich zbrodniarzy. To drugie rozszerzenie zostało poparte przez większość ludności (93% mieszkańców post-rewolucyjnej Kuby opowiadało się za rozliczeniem członków i funkcjonariuszy batistowskiego reżimu właśnie przy wykorzystaniu również kary śmierci).

 

Aby wdrożyć część tego planu, Castro mianował Che przewodniczącym fortecy-więzienia w La Cabana na okres pięciu miesięcy (od 2 stycznia do 12 czerwca 1959). Do więzienia trafiali dezerterzy, zdrajcy, informatorzy reżimu i zbrodniarze wojenni. W niektórych przypadkach karą wydaną przez sąd była śmierć przez rozstrzelanie. Raúl Gómez Treto, starszy radca prawny kubańskiego Ministerstwa Sprawiedliwości, twierdził, że kara śmierci jest uzasadniona w celu zapobieżenia linczom, jakie miały miejsce dwadzieścia lat wcześniej po rebelii przeciw reżimowi Machado. Była to prawda, bo lud zrewoltowanej Kuby domagał się sprawiedliwości i wielokrotnie dochodziło tam wtedy do przypadków linczów i samosądów, którym stanowczo sprzeciwiali się i Castro i Guevara.

 

Choć istnieją różne rachunki, szacuje się, że kilkaset osób w tym czasie zostało straconych w całym kraju, liczba wyroków wydanych przez trybunał w La Cabana sięga od 55 do 105. Trybunał obradował zwykle w 5-osobowym składzie, gdzie 3 członków stanowili rewolucjoniści, był również zawsze prawnik-obrońca oraz jeden szanowany przedstawiciel społeczności lokalnej. Jak widać, nawet za te wyroki ciężko obarczać osobistą odpowiedzialnością samego Che Guevarę. Bzdurą są również zarzuty - płynące przede wszystkim ze środowisk post-batistowskiej emigracji politycznej do USA - jakoby Che miał dokonywać egzekucji i samosądów na niewinnych podczas okresu partyzanckiego w górach Sierra Maestra.

 

Znamienne są słowa wypowiedziane przez Jona Lee Andersona, pisarza, korespondenta wojennego, reportera The New Yorkera, autora biografii Guevary pt. "Che Guevara: A Revolutionary Life": "Nie znalazłem jednego wiarygodnego źródła, które miałoby wskazywać na fakt, że Che zabił kiedykolwiek "niewinnego". Ludzie rozstrzelani lub skazani rozkazem przez Guevarę na śmierć byli potępieni z powodu pospolitych i zwyczajnych dla okresu wojennego przestępstw - dezercji, zdrady, czynów kryminalnych takich jak gwałt, tortury czy morderstwa. Dodam, że moje badania w tej kwestii prowadziłem przez całe 5 lat, w tym w środowiskach anty-castrowskiej emigracji kubańskiej i amerykańskich Kubańczyków przebywających na wygnaniu w Miami i gdzie indziej." Również polski pisarz i reportażysta Ryszard Kapuściński w swoim "Chrystusie z karabinem na ramieniu" wspomina o mało "zbrodniczej" praktyce kubańskich partyzantów: "Oddział Guevary raz po raz chwyta jeńców, szeregowych i oficerów, którzy zaraz zostaną wypuszczeni. Militarnie jest to błąd ciężki, jeńcy donoszą natychmiast o położeniu oddziału, o jego liczebności i uzbrojeniu, ale Guevara nie rozstrzela żadnego z nich. – Jesteście wolni – tłumaczy im – my, rewolucjoniści, jesteśmy ludźmi moralnie uczciwymi, nie będziemy się znęcać nad bezbronnym przeciwnikiem."

 

Świadkowie wydarzeń wspominają, że dość powszechną praktyką wśród rewolucjonistów w tamtym okresie było - zwłaszcza wobec zwolenników reżimu Batisty i "elementu antyrewolucyjnego" - markowanie egzekucji, tj. zawiązywanie oczu skazanym, strzał w powietrze i wypuszczenie na wolność delikwenta z jasnym przykazaniem, że recydywa co do zarzucanych czynów może już nie skończyć się tak łagodnie. Czy takie postępowanie i powyższe świadectwa stoją w zgodzie z głupawymi zarzutami polskiej histerycznej prawicy, jakoby Che miał być "masowym zbrodniarzem", "mordercą" czy "kubańskim Dzierżyńskim"? Śmiem wątpić.

 Co myślą elblążanie o rewolucjoniście, który stał się ikoną popkultury?

3
0
oceń tekst 3 głosów 100%