› bieżące
05:11 / 20.07.2017

Elblążaninie, czy także tam jeździłeś? Urlopy Polaków w PRL

Elblążaninie, czy także tam jeździłeś? Urlopy Polaków w PRL

fot. internet

Choć w czasach PRL-u o zagranicznym wyjeździe większość Polaków mogła tylko pomarzyć, to letni wypoczynek był dość dobrze zorganizowany. Dwutygodniowy pobyt w ośrodkach zakładowych lub w domach podlegających Funduszowi Wczasów Pracowniczych kosztował grosze i, choć o luksusach nie było mowy, rzeczywiście „ładował akumulatory”.

W lipcu i sierpniu jeździło się zwykle nad morze lub wypoczywało nad jeziorami. Na spragnionych wypoczynku czekało w tych miejscach wiele ośrodków. Zachodnia Polska jeździła przeważnie na Wolin, do Świnoujścia lub któregoś z innych kurortów ówczesnego województwa szczecińskiego lub województwa koszalińskiego. W tym ostatnim największą renomą, i to nie tylko z racji corocznego festiwalu piosenki żołnierskiej, cieszył się Kołobrzeg.

Mieszkańcy Polski południowej i centralnej upodobali sobie Pomorze Gdańskie, a zwłaszcza dwie mierzeje – helską i wiślaną. Na tej pierwszej królowały Hel, Jurata i Jastarnia, a na tej drugiej – Krynica Morska.

W lecie wypoczywali tu górnicy z górnośląskich kopalni, których ośrodek, jako pierwszy, mógł się pochwalić kolorowym telewizorem. Sporo było także warszawiaków, choć ci o hippisowskim zacięciu wybierali też chętnie, położone kilka kilometrów przed Krynicą Morską, Przebrno. Być może popularności tej na wpół dzikiej miejscowości dodawał fakt, że można tu było (w latach 60. ubiegłego stulecia!) plażować nago. Z podobnych względów wybierano także leżące już za Krynicą i tuż nad granicą z ZSRR Piaski. Tu jednak trzeba było się liczyć z obserwacją przez polskich i sowieckich pograniczników.

Wróćmy do Krynicy Morskiej, która w latach 60. przeżywała okres świetności. To właśnie wówczas powstało większość, istniejących zresztą do dzisiaj, zakładowych ośrodków wczasowych. Wybudowano wtedy między innymi słynnego „Górnika” i kompleks należący do zakładów piwowarskich w Elblągu (Krynica od połowy XIX wieku była (i jest nadal) ulubionym miejscem wypoczynku elblążan).

Oba domy były, jak na ówczesne czasy, dość luksusowe, choć w mocno socjalistycznym stylu. W ośrodku browaru na przykład „zapomniano” o oddzielnych toaletach dla każdego numeru, umieszczając po dwie na każdej z kondygnacji budynku. W pokojach nie było też telewizorów. Były za to słynne wówczas tzw. „kołchoźniki”, które fabrycznie ustawione tylko na jedną falę (Program I Polskiego Radia – można było jedynie ściszyć, podgłośnić lub wyłączyć.

Kto by jednak słuchał „kołchoźników”, gdy do wyjścia na plażę kusiła wspaniała pogoda? A po kilku, kilkunastu godzinach spędzonych nad morzem, przyjemnie było przejść się deptakiem i zjeść nieśmiertelny wczasowy przebój kulinarny - placki ziemniaczane – do wyboru: z cukrem lub ze śmietaną, albo też odwiedzić którąś z licznych smażalni ryb.

Zwolennicy jeszcze bardziej spartańskich warunków nad nadmorskie miejscowości przedkładali mazurskie, suwalskie lub kaszubskie jeziora albo wypuszczali się w dzikie bieszczadzkie ostępy. Wybierając podróże w te odludne okolice, trzeba było zaopatrzyć się – z powodu wiecznych w PRL-u kłopotów zaopatrzeniowych – w żywność praktycznie na cały czas urlopu.

Pokazać się w Zakopanem było w dobrym stylu. Ale jeszcze większy podziw wzbudzał ktoś, kto dzielił się z mniej uprzywilejowanymi przez los znajomymi wspomnieniami z zagranicznych wczasów. Pobyt w Bułgarii lub Rumunii był materiałem przynajmniej na kilka spotkań towarzyskich. Urlop w Jugosławii, kraju na wpół kapitalistycznym, dawał tematów na kilkanaście wieczorów.

Co ciekawe, w czasach PRL-u praktycznie nie było wyjazdów turystycznych do ZSRR. Poza sporadycznymi wyjazdami do rodzin zamieszkałych na dawnych polskich kresach, mało kto w Związku Sowieckim bywał, jeśli nie liczyć wyjazdów służbowych i rozmaitych „pociągów przyjaźni”.

O wczasach na Krymie – „socjalistycznej riwierze” – mogli myśleć praktycznie jedynie wyżsi funkcjonariusze partii komunistycznej.

Dzisiaj na Krym, jeszcze kilka lat temu bardzo popularny, również się nie jeździ. Okupacja półwyspu przez Rosję zabiła rozwijającą się tu wcześniej branżę turystyczną.

Popularnością cieszą się za to wszystkie wymienione wcześniej krajowe kurorty. Jadąc nad morze, Polacy nadal chętnie wybierają Krynicę Morską, Juratę, Jastarnię, Hel, Wolin, Kołobrzeg, Ustkę, Łebę… długo można by wyliczać. Niesłabnącym powodzeniem cieszą się także Mazury i Suwalszczyzna oraz Bieszczady i Tatry.

Starsi odwiedzają je pełni nostalgii, a młodzi – bo można w nich znaleźć zróżnicowaną ofertę dla każdej kieszeni.

1
0
oceń tekst 1 głosów 100%