› wywiady
12:14 / 13.11.2012

"Fajnie jest chodzić z chłopakiem z bajki" - rozmowa z Grzegorzem Kasdepke

fot. Konrad Kosacz

W poniedziałek w Bibliotece Elbląskiej odbyło się już ostatnie spotkanie z Elbląską Jesienią Literacką, w ramach której najmłodsi czytelnicy mogli posłuchać i porozmawiać z Grzegorzem Kasdepke, autorem książek dla dzieci. Oprócz zapisu rozmowy pisarza z dziećmi, prezentujemy nasz wywiad z Grzegorzem Kasdepke.  

Kim Pan chciał zostać, kiedy był małym chłopcem?

Pamiętam to dokładnie. Najpierw chciałem być piłkarzem, ale tylko jednego zespołu na świecie – Dynamo Kijów. Bardzo mi się podobała nazwa Dynamo Kijów. Ja w życiu nigdy nie widziałem żadnego meczu Dynama Kijów, ta nazwa w mojej głowie brzmiała tak, że gdybym sobie ją przypomniał, w odpowiednim momencie i gdybym w tam czasie miał syna, to na pewno nazwałbym go Dynamo Kijów.

Potem chciałem być Indianinem, bo zaczytywałem się w książkach Karola Maya. A potem to już podróżnikiem, bo trafiłem na książki Szklarskiego. Zawsze to było związane z książkami, w których aktualnie się zaczytywałem. A potem to już chciałem być pisarzem.

A kiedy to przyszło?

Pamiętam kiedy głośno powiedziałem, że chcę być pisarzem. Mówiłem o tym kolegom w klasie czwartej szkoły podstawowej. Nikt mi nie wierzył, więc ciągle się laliśmy. Próbowałem pisać jakieś teksty, których oczywiście nie byłem w stanie nigdy skończyć, bo byłem typowym facetem o słomianym zapale, zresztą w wielu kwestiach do tej pory nim jestem.

Ja zawsze byłem tym chłopakiem, który na podwórku wymyślał zabawy. Byłem dobry w wymyślaniu, co możemy robić, jak możemy się bawić, a pisanie książek to jest w zasadzie dokładnie to samo. Wymyślanie zabawy, tylko że dla głowy.

Czy czytał Pan więcej książek niż rówieśnicy?

Do pewnego momentu czytałem bardzo mało książek. To może trochę śmiesznie zabrzmi w ustach pisarza, ale ja nie byłem dzieckiem tak bardzo rozczytanym, do 8-9 roku życia. Trafiałem na nudne książki i myślałem, że wszystkie książki są nudne. Moja mama, prawdziwa wytrawna czytelniczka, rwała włosy z głowy, bo nie chciałem czytać książek, które ona mi podsuwała. Gdyby ktoś jej wtedy powiedział, że będę pisarzem ryczałaby ze śmiechu, na pewno by nie uwierzyła. Pamiętam, że trafiłem na komiksy. Zresztą dzięki mojej pani bibliotekarce, to ona podsunęła mi komiksy: Kajko i Kokosza, czyli polską podróbę Asteriksa, ale podróbę, która jest lepsza niż oryginał, i Tytusa, Romka i A'Tomka, i zacząłem czytać książki właśnie dzięki komiksom. Do tej pory je uwielbiam. Kiedy już przeczytałem wszystkie komiksy, które znalazłem w bibliotekach białostockich to wtedy sięgnąłem po inne książki, przyzwyczaiłem się do przedmiotu jakim jest książka. No i potem byłem już dzieciakiem, który czytał najwięcej książek ze wszystkich. Teraz czytam 3-4 książki tygodniowo. Nie wyobrażam sobie życia bez książek i nie jestem w stanie zaprzyjaźnić się z kimś kto ich nie czyta. To jest inny gatunek człowieka tak naprawdę.

Jaka książka jest Pana ulubioną z dzieciństwa?
Pierwsza książka jaką przeczytałem samodzielnie to jest „Finek” Jana Grabowskiego, koniecznie z ilustracjami Flisaka. Bardzo też zaczytywałem się w książkach Edmunda Niziurskiego. Niestety to nie są książki, które trafiają dziś do młodych. Świat, który jest tam opisany tak naprawdę dziś już nie istnieje i nie są to atrakcyjne książki dziś dla młodzieży.
 

Czy napisał Pan kiedyś coś dla dorosłych?

Nie, ale noszę się z tym od lat. Ja nie znam żadnego faceta, który chciałby być pisarzem książek dla dzieci, ja też nie byłem takim chłopakiem, który o takim pisarstwie marzył. Chciałem być Andrzejem Stasiukiem swojego pokolenia, no ale szybko doczekałem się syna, w wieku 22 lat, z czego się bardzo cieszę. I tak sobie pomyślałem, że napiszę książkę dla mojego syna i tak piszę te książki i się zorientowałem, że mam lat czterdzieści, książki dla dorosłych nie napisałem, a nadal chciałbym. No i zdaję sobie sprawę, że ja, autor popularnych książek dla dzieci, będę szczególnie mocno krytykowany przez dorosłych, więc nie mogę napisać dobrej książki, muszę napisać bardzo dobrą książkę. Zabiorę się do tego, kiedy będę miał bardzo spokojną głowę. Mam w głowie parę historii, które chciałbym spisać dla dorosłych. Może tej zimy? Może dla mojego syna, który jest w takim wieku, że mógłbym dla niego ją napisać?

Skąd pomysły na książki?

Inspiracją do mojej pierwszej książki był mój syn Kacper. Tak powstała pierwsza seria opowiadań: "Kacperiada". Jest taka śmieszna historia związana z Kacprem. Kiedy Kacper poznał swoją pierwszą dziewczynę, to ta mu powiedziała, że: „fajnie jest chodzić z chłopakiem z bajki”.

Dziś, kiedy Kacper dorósł, to są to spotkania z dziećmi, które nazywam poligonem literackim. Przychodzą dzieci, opowiadają fajne historie, zawsze coś śmiesznego się dzieje na spotkaniu. Tu na spotkaniu byli rodzice, ale kiedy nie ma dorosłych to dzieci często mają taką potrzebę zwierzenia się osobie dorosłej, a ich ukochany pisarz wzbudza ich sympatię i zaufanie. Dzieci często mają potrzebę opowiedzenia o ich trudnych sytuacjach. Książka „Poradnik hodowcy aniołów” to jest historia, która zaczęła się od tego, że kiedyś podeszła do mnie dziewczynka po spotkaniu i powiedziała, że ma problem z mamą, bo mama ciągle na nią krzyczy, bo ona jest niegrzeczna, np. nie chce wyrzucać śmieci. Problem wydawał mi się śmieszny i banalny, dlaczego nie chce wyrzucać śmieci? Ona nie chce, bo się wstydzi. W śmieciach jest zawsze pełno butelek, bo mama nadużywa alkoholu. Gdy tak zaczęła opowiadać powstała z tego cała historia.

Czasem dzieci pytają czy mogą do mnie napisać. Na mojej stronie www.kasdepke.pl jest mój adres mailowy, moi czytelnicy do mnie piszą, a ja staram się im odpowiadać. Pozdrawiam przy tym rodziców, chcę uniknąć sytuacji, w której ja, autor książek, koresponduję z małymi dziećmi, może to być różnie odbierane. Ale czasem dzieci nie chcą żebym mówił coś rodzicom, bo się zwierzają z tego, że mama pije, że tata znalazł przyjaciółkę, do której częściej chodzi niż przyjeżdża do domu.

Dzieci zauważają wszystko lepiej niż nam się wydaje, one żyją w tym samym świecie co my, one oglądają z nami nasze seriale telewizyjne. Pozwalamy im oglądać te seriale, w których się wszyscy nawzajem zdradzają, albo przynajmniej są między nimi konflikty. Z drugiej strony nie kupujemy im książek o zdradzie w rodzinie. Moim zdaniem to jest tchórzostwo w literaturze dla dzieci. Jeżeli nie podejmuje się takich tematów, to znaczy, że nie zauważamy, że żyją w tym samym świecie co my. Wielokroć obserwuję sytuację, że dzieci poszukują książek, które opisują sytuacje, które one przeżywają. Jeżeli widzą, że nie są jedynymi osobami na świecie, które przeżywają jakiś problem, to jest im to lepiej znieść. Np. często jestem pytany przez dzieci o książkę o rozwodzie, kiedyś zadeklarowałem, że taką książkę napiszę. Piszę ją, bardzo powoli, a dzieci o nią pytają. Jest to sytuacja około 40% dzieci w Polsce, zwłaszcza w dużych miastach. Jeżeli rodzice się nie rozwodzą, to są tam jakieś problemy, mocne konflikty, a dzieci to obserwują i się boją i nie wiedzą, czy to one zawiniły czy nie.

 

Czy ma Pan jakąś historię, z którą się zmaga, siedzi gdzieś głęboko w głowie i chciałby Pan ją opisać?
Mam historię, ale raczej dla dorosłych. O moim ojcu, którego stałem się rówieśnikiem w tamtym roku. Mój ojciec umarł w wieku 39 lat. Duże wrażenie zrobiło na mnie uświadomienie sobie, że stałem się równolatkiem mojego ojca, którego zapamiętałem jako Pana. Mój ojciec umarł jak miałem 16 lat. W wieku 16 lat wyobrażamy sobie trzydziestolatków poważnych dorosłych. A teraz widzę po sobie kim jestem mając lat 40. Nie mam jeszcze dokładnie pomysłu jak to napisać, tylko pomysł. Po prostu muszę usiąść i zacząć i pomysły przyjdą. Śmiesznie być rówieśnikiem własnego ojca.
 

Na koniec chciałbym Pana zapytać: jak zachęcić dzieci do czytania?
Na pewno nie na siłę, żadnych sytuacji typu – przestań oglądać telewizję, lepiej idź poczytać książkę! - to jest zgroza. Największe szanse żeby, dzieci czytały książki, jest sytuacja kiedy od najmłodszych lat rodzice zaczynają im czytać. Ja pamiętam, że zacząłem mojemu synowi czytać książki już od pierwszego roku życia. Starałem się stworzyć rytuał, wieczornego czytania, przez parę minut, które ja uwielbiałem. Z początku to były wiersze, żeby go raczej usypiać melodią języka, a nie historią. Potem obaj się przyzwyczailiśmy, że w zasadzie nie wiadomo kiedy Kacper stał się nałogowcem i zaczął sam sięgać po książki. Trochę mi było żal, kiedy mnie wygonił ze swojego pokoju i powiedział, że teraz będzie sam sobie czytał, no ale z drugiej strony byłem dumny, że sięga po książki. Tak mi się wydaje, że jeżeli będziemy dziecku czytali od najmłodszych lat to dziecko będzie czytało. Wierzę też w to, że jeżeli dom czyta, to i dziecko będzie czytać. Raczej wybierajmy te książki, które dziecko chce czytać, raczej te, które są modne wśród rówieśników, niż te które nam się wydają ciekawe. Można je zachęcać do czytania naszych ukochanych książek, ale jeśli widzimy, że nie mają na nie ochoty, to nie zmuszać. Jeżeli nie chce czytać, to kupmy komiks, bo komiksy zawsze działają i świetnie zachęcają do czytania. Fajnie jest też wyrobić taki zwyczaj domowy, czytania na głos. Nawet raz w tygodniu. To się świetnie sprawdza w przypadku lektur, bo lektury są rzeczywiście okropne, ale można przez te lektury przejść, czytając je głośno. Można niektóre poważne lektury obśmiać, robiąc własne scenki, śmiesznie intonując. Jeśli zaczniemy odpowiednie wcześnie to nie będzie problemu, a w starszym wieku możemy posiłkować się komiksami lub głośnym czytaniem, to się na pewno sprawdza.

Ja z moim Kacprem raz w miesiącu robiliśmy dzień bez elektryczności. Na początku Kacper strasznie się złościł na ten dzień. Nagle okazało się, że jest masa wolnego czasu, który nie wiadomo jak zagospodarować. Nie ma telewizji, nie ma radia, nie ma komputera.  Powiedziałem, że to jest taki dzień, w którym możemy zapraszać znajomych, to był dzień przy świeczkach, graliśmy w gry planszowe i czytaliśmy, także przy tych świecach. Ale taki dzień bez prądu tylko raz w miesiącu, bo częściej to można zwariować. Później znajomi mieli do mnie pretensje: „coś ty wymyślił, mały nam w domu korki wykręca”.
 

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję.

Rozmawiał Konrad Kosacz

 

Działanie realizowane jest w ramach projektu „Elbląska Jesień Literacka”.
Dofinansowane ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
3
0
oceń tekst 3 głosów 100%