Felieton: Dni Elbląga 2014 to klapa
fot. Bartłomiej Ryś
Dni Elbląga za nami. Pomimo pozytywnych opinii na portalach internetowych prawda, przynajmniej moim zdaniem, jest zupełnie inna. Były to jedne z najgorszych dni naszego miasta odkąd pamiętam. A podstawowe pytanie, jakie zadają sobie elblążanie jest proste: gdzie były fajerwerki?
Dni Elbląga to impreza, która od wielu lat była wizytówką naszego miasta. Odbywała się w przeróżnej formie, poszczególne występy były przeznaczone dla różnych grup wiekowych. Muzyka? Przeróżna. Klubowa, elektroniczna, popularna. Czy każdy znalazł coś dla siebie? No cóż – niekoniecznie. Dorośli mieszkańcy miasta narzekali, że tylko młode osoby mogą się tak naprawdę wybawić, a artyści, którzy występowali na scenie prezentowali raczej nowoczesne nurty muzyczne.
Władze miasta zdecydowały, że tym razem Dni Elbląga zostaną zaprezentowane w dość mocno zmienionej formie. I tak po raz pierwszy na Starym Mieście mogliśmy usłyszeć koncert operetkowy na światowym poziomie. Zgodnie z zapowiedziami Jerzego Wilka koncert mógł się podobać każdemu, bez względu na wiek i zainteresowanie muzyczne. Cała oprawa była naprawdę magiczna. No i nie można zapominać o tym, że ten dzień był w pełni sponsorowany. Jest to duża oszczędność dla kulejącego budżetu miasta.
Zastanawiam się jednak nad innym faktem. Czy koncert operetkowy koniecznie musiał się odbyć w ramach Dni Elblaga – z założenia imprezy masowej? Imprezy masowej, czyli przeznaczonej dla wszystkich mieszkańców, bez podziału na wiek i gust muzyczny. Koncert operetkowy jest jednak dość, można by rzec, elitarny, przeznaczony dla wąskiej grupy odbiorców. Czy takie wydarzenie nie mogłoby się odbyć np. z okazji obchodów Dni Papieskich? Moim zdaniem byłoby to świetne połączenie. Lub pójdźmy krok dalej – niech takie koncerty odbywają się u nas cyklicznie, jednak bez włączania ich w obchody Dni Elbląga. Uważam, inaczej, niż komentatorzy, że takich koncertów również Elbląg potrzebuje. Zgadzam się jednak z piszącymi, że nie powinien on się odbywać w ramach Dni Elbląga.
Dzień drugi to główne koncerty. Na scenie gwiazdy prezentujące przeróżne style muzyczne. Brawo! Każdy znalazł coś dla siebie. Drugi dzień to, w moim odczuciu, definicja prawdziwych Dni Elbląga. Z moją opinią zgodzi się kilka tysięcy ludzi, którzy śpiewali i bawili się razem z Comą, Wilkami lub Oceaną. Chęci przyjścia na Wyspę Spichrzów nie rozbił nawet deszcz.
Odkąd pamiętam po głównych gwiazdach zawsze były fajerwerki jako zwieńczenie całej imprezy. W opinii mieszkańców od zawsze były one o wiele lepsze, dłuższe, bardziej efektowne niż te prezentowane podczas miejskiego Sylwestra. Na pewno duży w tym udział sponsorów, których UM zawsze pozyskiwał. Na pokazy sztucznych ogni przychodzili wszyscy. Malbork po Dniach Malborka miał swój pokaz. Pieniężno pokazu nie miało, lecz wystąpili młodzi ludzie w pokazie ogniowym. A w Elblągu? „Do widzenia, zapraszamy za rok”.
I jedna z najpoważniejszych wpadek – dwie duże imprezy w jednym czasie. Dni Elbląga idealnie pokryły się z finałami Mistrzostw Świata w piłce siatkowej na siedząco. Pytam: dlaczego? Czy elblążanie mieli wybrać na co iść? Zarówno koncerty gwiazd, jak i gala finałowa Mistrzostw były przepięknymi i zapadającymi w pamięć wydarzeniami. Wszyscy zgodnie przyznają, że to prawdziwe faux pas Urzędu Miejskiego. Mieliśmy setki gości z całego świata, którzy swobodnie po zakończonych Mistrzostwach mogliby się udać na Dni Elbląga. Promocja dla miasta – świetna. Niestety – tak się nie stało.
Czy w dalszym ciągu żałuję, że wycięto z obchodów Dni Elbląga dzień klubowy? Tak. Pomimo całego mojego zachwytu nad koncertem operetkowym podtrzymuję zdanie, że wcześniejsza formuła Dni Elbląga z udziałem Letniej Sceny Eski o wiele bardziej mi odpowiadała.