Felieton: Doktor Jekyll i pan Hyde
fot. elblag.net
Pewien człowiek jest przykładnym obywatelem: odwozi dzieci do szkoły, okazuje swojej żonie czułość, z życzliwością odnosi się do sąsiadów. Wszyscy uważają go za wzór do naśladowania, za ideał. Tyle, że ten ideał po powrocie do domu zdejmuje maskę człowieka i przeobraża się w potwora.
Naukowiec, dr Jekyll, prowadził mniej lub bardziej kontrowersyjne eksperymenty. W wyniku tych eksperymentów obudziła się w nim druga natura, alter ego, które przyjęło imię Hyde. Nowe oblicze Jekylla dokonało serii brutalnych morderstw, a ich sprawca pozostawał nieuchwytny. Nikt bowiem nie sądził, że morderca drzemie w podświadomości znanego naukowca.
Nie chcę jednak rozwijać fabuły filmu. Miała ona jedynie posłużyć za swego rodzaju wstęp do dalszych rozważań. Dotyczą one kwestii, z którą każdy w pewnym sensie chcąc nie chcąc już się kiedyś zetknął. Mowa o przemocy w rodzinie. Nie sugeruję, że każdy kiedyś był oprawcą lub ofiarą, zwracam jedynie uwagę, że zewsząd docierają do nas sygnały, czy to z mediów, czy z opowiadań sąsiadów, iż ktoś padł ofiarą przemocy.
Zdaję sobie sprawę, że temat, który podjąłem, jest tematem ciężkim, ale właśnie dlatego zdecydowałem się o nim pisać, bo najczęściej jest on po prostu zamiatany pod dywan, ujmując sprawę metaforycznie. Może być tak, że w zasadzie codziennie na ulicy mijamy doktorów Jekyllów, którzy na uśmiech odpowiedzą uśmiechem, będą nam życzyli miłego dnia czy zapytają o nasze zdrowie, bo ich zdaniem nie wyglądamy najlepiej.
Wiadomo, że są różne rodzaje przemocy. Czy najgorsza jest ta fizyczna? Zdecydowanie nie. Ewentualne rany się zagoją, może nawet zostaną blizny, ale największe spustoszenie powoduje przemoc psychiczna. Przez nią człowiek przestaje być tym, kim był dawniej. Zostaje w pewnym sensie naznaczony, choć to jego znamię tkwi głęboko: w sercu i w umyśle.
Pewien chłopiec był bardzo wrażliwy. Płakał częściej niż inne dzieci, bardzo przejmował się tym, co ktoś o nim mówił. Był dzieckiem wycofanym, cichym, nie miał pewności siebie. Zazdrościł kolegom, którzy radzili sobie lepiej w kontaktach z rówieśnikami, w grupie ludzi czuł się nieswojo. Odludek, powiecie. Być może tak było. Nikt jednak nie wiedział, co działo się u niego w domu. Szczerze mówiąc nikogo to nie obchodziło.
W domu czekał na niego ojciec. Na co dzień przykładny doktor Jeckyll, choć po wypiciu eliksiru, zwanego alkoholem, zmieniał się w ponurego i agresywnego pana Hyde. Częstokroć duża ilość eliksiru sprawiała, że jego przemiana trwała kilka dni. Rzadko kiedy powracał do dawnej postaci. Na tyle rzadko, że chłopiec zapomniał już, jak jego ojciec wyglądał, kiedy nie pił.
Jako Hyde jego ojciec reagował na każdy, nawet najmniejszy szmer, który go drażnił, a jakakolwiek uwaga ze strony chłopca, skutkowała krzykami i wyzwiskami ze strony ojca. Tak, jego syn był odludkiem. Zapamiętał bowiem, że gdy kiedykolwiek odezwie się bez pytania, spotka go za to kara. Bał się tłumów ludzi, wolał trzymać się na uboczu. Taki był właśnie skutek przemocy, której ofiarą był ten mały chłopiec. Nie, to nie jest zmyślona historia na potrzeby niniejszego tekstu.
Chłopiec podrósł, poznał kogoś, kto pokazał mu, jak wartościowym jest człowiekiem. Nie jest już tak nieśmiały, jak niegdyś, ale niechęć do tłumów ludzi pozostała. Sam nie potrafi tego wyjaśnić, nie potrafi też tego przezwyciężyć, ale poza tym ma się dobrze. O ile można się czuć dobrze po latach upokarzania i psychicznego znęcania się...
Takich historii jest wiele. Ofiary tłumią w sobie ból i frustrację, która z czasem przeradza się w gniew. Ten z kolei może doprowadzić do sytuacji, w której ofiara stanie się katem. Wówczas będzie powielać schematy agresji, znajdzie ujście dla negatywnych emocji poprzez zachowania, które kiedyś piętnowała.
Czy ludzi można podzielić tylko na dobrych i złych? Jeśli tak, to do której grupy byśmy się zaliczyli? A może jest tak, że w każdym z nas drzemie pan Hyde?