Felieton: skąd nagonka na nudę w Elblągu?
fot. Bartłomiej Ryś
Od kilkunastu dni począwszy od Spotted:Elbląg, przez elbląskie gazety internetowe, kończąc na tablicach „fejsbukowych” można przeczytać jakie te nasze miasto nudne jest. Cała fama ma prawdopodobnie swoje korzenie w świeżo rozpoczętych wakacjach. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że ktoś robi skuteczną antyreklamę miastu.
Zaraz ktoś powie „Hej Rysiek, popadasz w hipokryzję! Sam wielokrotnie przyznałeś, że w Elblągu nic się nie dzieje dla młodzieży”. Faktycznie, wystarczy prześledzić moje poprzednie artykuły i felietony, aby właśnie takie opinie znaleźć. Jednak w ostatnim czasie odnoszę dziwne wrażenie, że na miasto zrobiło się nagonkę „bo tak”. Bo żyjemy w komputerowym świecie, gdzie wszystko to, co toczy się poza „wirtualem” jest be. Niechże wrócę pamięcią do czasów, gdy szczylem byłem. Przecież to w zasadzie całkiem nieodległe czasy.
Jako dzieciaki zawsze potrafiliśmy sobie zaaranżować czas. Z chłopakami szliśmy na boisko, graliśmy w piłkę nożną (właściwie to oni grali, a ja stałem na bramce bo byłem słaby), potem gdzieś na ping-ponga, ciągle było się ruchu. Gdy 18 lat się skończyło to i na piwko się wyszło i do lokalu poszło. Jednak ciągle ta komunikacja twarzą w twarz była.
Dziś młodzież wymaga chyba niemożliwego. Sprawdziłem to w prosty sposób. Ze znajomymi wybraliśmy się na Stare Miasto. Jak zwykle w piątek/weekend – puste. Zaszliśmy do kilku elbląskich lokali. W każdym z nich bardzo przyjemna obsługa, przystępne ceny, bogate menu. Nawet gdy wchodziliśmy jako praktycznie ostatni Klienci nie było problemu z obsługą. Więc co jest nie tak? Gdzieś przeczytałem ostatnio wypowiedź internauty, który twierdzi, że elblążan nie stać na lokale, bo nie ma pracy. W mojej opinii ceny na poziomie 8-10 zł za drinka, 6 zł za piwo, 2-10 zł za drobne przekąski do w/w napoi to nie są wygórowane ceny. Koniec końców jeżeli chcesz spędzić miło czas ze znajomymi można „zamknąć się” nawet w 40 zł.
Elblążanie wymagają, aby lokale były pełne, Dni Elbląga odbywały się co weekend, a najlepiej gdyby Opener’a przenieśli do naszego miasta. Tak się nie stanie, trzeba cieszyć się tym, co jest. I niektórzy z nas potrafią to robić przechadzając się choćby po Bulwarze na Starym Mieście. Parę godzin wcześniej wrzuciliśmy opinię naszego Czytelnika, jakoby to miejsce było „martwe”. Tę opinię, z całym szacunkiem do niej, w moim odczuciu pisała osoba, która rzadko przebywa w tamtym miejscu.
Podsumowując, jak zwykle chaotyczny, felieton. W Elblągu lokale działają, dyskoteki działają, okoliczne plaże (Kadyny, Suchacz, Tolkmicko) również, można podskoczyć gdzieś w ładny plener, pod namiot. Jeżeli znudzi nam się miasto – można podskoczyć do Gdańska, Krynicy Morskiej. Faktycznie, „szału” na Starym Mieście nie ma, ale tragedii – też nie! Jest dużo do zrobienia (więcej ogródków piwnych, więcej miejsca w lokalach), ale jeżeli nie zaczniemy przychodzić to skąd właściciele mają znaleźć pieniądze na rozwój? Uważam, że ostatnia nagonka na „nudę” w Elblągu jest spowodowana głównie przyzwyczajeniem młodych do Internetu, Facebook’a, Twittera, a nie do spotkań towarzyskich gdzieś na mieście.
Rzekłem.