Felieton: Ślepota nie boli, czyli o starej dobrej znieczulicy
fot. www.archiwum.moja-ostroleka.pl
Wszyscy znamy ten obrazek - kobieta z wózkiem próbuje wejść do autobusu. Dodajmy, że nie jest to pojazd niskopodłogowy, wobec czego cała sytuacja jest dodatkowo utrudniona. Na przystanku inne osoby przyglądają się, ale nie reagują. W końcu kobieta chwyta wózek i sama wnosi go do pojazdu...
Według Słownika Języka Polskiego znieczulica to „brak wrażliwości na cierpienia, potrzeby, odczucia innych”. Z tym z kolei wiąże się bierność. Wielu ludzi przyjmuje postawę obserwatora, postrzegając to, co dzieje się na ich oczach, jako doskonałe widowisko, znacznie lepsze niż film w telewizji.
Wszystko, nawet ludzka krzywda, jest ciekawa, o ile nie dotyczy bezpośrednio obserwatora. To dlatego właśnie w starożytnym Rzymie ludzie lubili oglądać walki gladiatorów czy nierówną potyczkę niewolnika z lwem. Nikt wtedy nie myślał, by wbiec na arenę i powstrzymać gladiatorów przed pozabijaniem się czy aby ratować biedaka przed okrutny losem, jakim byłoby niewątpliwie pożarcie przez dzikie zwierzę.
Dzisiejsi obserwatorzy są podobni. Na ich oczach rozgrywa się ludzki dramat, a dla nich naturalną rzeczą jest przyglądać się rozwojowi wypadków. W ich głowach kłębią się myśli: „Przewróci się, czy nie”, „uda się mu, czy nie da rady” zamiast „a jeśli się przewróci? Muszę coś zrobić” lub „tak nie może być”.
Oczywiście nie można sprawy generalizować i stwierdzać, że tak jest zawsze i nikt nie reaguje. Są osoby, które wyłamują się z tłumu i pomagają, gdy ktoś upadnie, gdy potrzeba coś przenieść lub ustąpić miejsca. To niestety przypadki sporadyczne i przez większość postrzegane jako coś dziwnego. Czy nie powinno być jednak tak, że ci, którzy nie reagują, gdy ktoś potrzebuje pomocy, powinni się wstydzić swojej bierności?
Ktoś by się w tym momencie pewnie tłumaczył: „chciałem pomóc, już się nawet do tego zabierałem, ale inna osoba mnie ubiegła”. To jednak tylko zasłona dymna, fortel, który ma sprawić, że oddalimy od siebie poczucie winy, bo „przecież zrobiliśmy wszystko, co było można”. Tylko jakoś nigdy nie widać tego tłumu chętnych, chcących pomóc staruszce w niesieniu zakupów, nikt w autobusie czy tramwaju nie podrywa się grupowo, by ustąpić komuś miejsca. Nikt nie reaguje, gdy dzieje się krzywda, bo każdy myśli: „ja nie pomogę, ale ktoś inny na pewno to zrobi” lub „nie chcę się mieszać w cudze sprawy, bo jeszcze sam będę miał problemy”. Nie oszukujmy się, że jest inaczej.
No tak, tylko zaraz ktoś może zawołać: „Taki jesteś mądry? Jeśli chcesz zmieniać świat, zacznij od siebie”.
I słusznie by wołał. Żeby zmiana mogła nastąpić, trzeba jej chcieć. Przede wszystkim jednak należy realnie dążyć do tego, by sytuacja uległa poprawie, bo jeśli kwestia ta pozostanie tylko w sferze słów, nic to nie da.
Antoine de Saint-Exupery, autor „Małego Księcia”, powiedział niegdyś, że „co z tego, że stoisz na środku skrzyżowania, jeżeli nie masz chęci, by iść dokądkolwiek?”. Można te słowa odnieść do tematu niniejszego felietonu i wówczas brzmiałyby „co z tego, że widzisz, iż ktoś potrzebuje pomocy, skoro nic nie zrobisz, by tej pomocy udzielić”?