Finansowe podsumowanie 10 lat Elbląga. Plus czy minus?
fot. Konrad Kosacz
Mija dekada bytności Polski, czyli i Elbląga, w Unii Europejskiej. Wszędzie podsumowania, analizy, opinie. Ja też chcę dorzucić swoje trzy grosze - pisze Piotr Opaczewski z Polski Razem na swoim blogu.
Na stronach Urzędu Miejskiego w Biuletynie Informacji Publicznej (http://um-elblag.samorzady.pl/kat/id/29 ) można znaleźć sprawozdania z wykonania budżetów za ostatnie dziesięć lat oraz projekt uchwały budżetowej na rok 2014. Analizując wszystkie te dokumenty można dojść do ciekawych wniosków.
W ciągu ostatnich dziesięciu lat tylko raz (w 2007 roku) mieliśmy nadwyżkę w budżecie. Pozostałe dziewięć lat miasto kończyło na minusie. Rekordowo duży deficyt mieliśmy w roku ubiegłym – prawie 71 milionów złotych. Efekt? Ponad 300 mln złotych zadłużenia na koniec 2013 roku. W tegorocznym budżecie Prezydent Wilk także zaplanował deficyt (w wysokości 44 mln zł), co oznacza, że pod koniec roku Elbląg będzie zadłużony na 344,7 mln zł. Wyjaśniając to trochę bardziej obrazowo - żeby spłacić to zadłużenie, KAŻDY ze 128 tysięcy elblążan musiałby wyjąć z kieszeni 2700 zł i darować miastu.
Zadłużenie rosło praktycznie z każdym (wyłączając 2007) rokiem. Dziś jesteśmy zadłużeni ponad siedem razy więcej niż na początku wejścia do Unii Europejskiej. Bardzo drogie to członkowstwo. Najwięcej zadłużył Elbląg Prezydent Nowaczyk. To przede wszystkim efekt podjęcia przez niego trudnych i kosztownych inwestycji drogowych, czyli modernizacji dróg nr 503 i 504 oraz ulic Chrobrego i Wschodniej bis. W efekcie coraz więcej wydajemy również na obsługę długu. W 2004 roku było to około 2 mln zł (0,67% wszystkich wydatków). W tym roku kwota ta ma przekroczyć 13 mln zł (2,31% wydatków).
Wysokość deficytu jest propocjonalna do pieniędzy, które władze miasta przeznaczały na inwestycje. Jest to zupełnie naturalne, bo przecież żeby się rozwijać, każdy podmiot (samorząd, czy firma) potrzebuje inwestycji. Czy były wydawane mądrze? Każdy szef firmy planując inwestcję bierze kalkulator i liczy, czy wydane złotówki się zwrócą i kiedy zaczną na siebie zarabiać. Nasze władze chyba nie mają takich kalkulatorów. Oczywiście miasto to nie firma i jego zadaniem nie jest zarabianie pieniędzy. Ale każdy wie, że wydać więcej niż się zarabia można tylko w jeden sposób – pożyczając.
A pożyczone trzeba będzie kiedyś oddać. Należy chyba zatem skończyć z mitem, że to dzieki Unii Elbląg się tak zmienił (piszę zmienił, bo nie odważę się użyć słowa rozwinął). Powinniśmy dziekować naszym dzieciom i wnukom, bo to przyszłe pokolenia będą musiały za to wszystko zapłacić. Poniżej wybrane subiektywnie przeze mnie dane: DOCHODY ogółem 2004 – 291,2 mln, 2013 – 521,4 mln zł (wrost o 79 procent) WYDATKI: ogółem 2004 – 297,2 mln, 2013 – 592 mln (wzrost o 99 procent) płace 2004 – 108,5 mln, 2013 – 230,1 mln (wzrost o 112 procent) oświata 2004 – 98,7 mln, 2013 – 192,2 mln (wzrost o 94 procent) pomoc społeczna 2004 – 52,8 mln, 2013 – 89,8 mln (wzrost o 70 procent) obsługa zadłużenia 2004 – 2 mln, 2013 – 11,1 mln (wzrost o 455%)!! ZADŁUŻENIE 2013 – 300,9 mln Wynika z tego, że dochody miasta rosną wolniej niż wydatki, a do tego katastrofalnie wzrosło zadłużenie.
Pieniądze wydajemy bardzo nieefektywnie. Inwestycje, które poczyniły w naszym imieniu władze Elbląga, powodują przede wszystkim wzrost kosztów zarządzania miastem. Mają zbyt małe przełożenie na miejsca pracy poza administracją. Każda prywatna firma już dawno by ogłosiła upadłość. To przede wszystkim spuścizna po prezydencie Słoninie i jego ekipie. Kolejne władze z takim nastawieniem to będzie katastrofa dla Elbląga. Tą tendencję można i trzeba odwrócić. Elbląg niestety będzie się musiał dalej zadłużać, aby skorzystać jak najwięcej z drugiego i ostatniego już zastrzyku unijnych pieniędzy.
To, co musimy zmienić, to sposób ich wydawania. Wyobraźmy sobie nasze miasto jako spółkę cywilną ze 128 tysięcami właścicieli. Firma Elbląg s.c. jest dziś na krawędzi bankructwa. Żeby ją uratować musimy znaleźć i zatrudnić jak najlepszego menedżera, który znajdzie dla nas nowych klientów (miejsca pracy, które zwiększą dochody z PIT i CIT oraz podatków lokalnych) oraz RACJONALNIE będzie szukał oszczędności. Tylko po wielu latach takiej dopiero polityki Elbląg spłaci swoje długi i będzie miał środki na kolejne inwestycje. To moje spojrzenie na Elbląg. Może się mylę, może ktoś inny ma inne zdanie. Chciałbym zachęcić do bardzo ważnej dyskusji o naszym mieście. Co zrobić, żeby za kolejne dziesięć lat uniknąć bankructwa. Ma ktoś jakiś pomysł?
Piotr Opaczewski
opaczewski.elblag.name