› bieżące
03:37 / 14.12.2020

Grudzień 70. Krew na fotografii

Grudzień 70. Krew na fotografii

fot. archiwum IPN Gdańsk

Podczas tragicznych wydarzeń Grudnia 70 jako pierwszy z trzech elblążan zabity został Waldemar Rebinin. Milicjant zastrzelił go z bliskiej odległości, z zimną krwią. Waldemar Rebinin zginął we wtorek 15 grudnia 1970 roku w okolicach Dworca Głównego w Gdańsku. Gdy matka brała do ręki przesiąknięty krwią portfel syna ze zdjęciami, mąż bał się, że nie przeżyje i wzywał pogotowie ratunkowe.

O śmierci syna Halina Rebinin dowiedziała się jako ostatnia z rodziny. Synowa zrozpaczona przyjechała z Gdańska, nie zastała nikogo w domu, więc pojechała do teścia do pracy. Gdy pani Halina wróciła ze świątecznych zakupów zastała całą rodzinę i przyjaciół. Synowa Danuta Rebinin złapała panią Halinę za ręce i wykrztusiła: „Waldi nie żyje”. Przytuliła teściową zanosząc się od płaczu. Wtedy dopiero zrozumiała obecność męża w domu pomimo służby i zauważyła czarną apaszkę żony syna. Waldemar Rebinin zginął 15 grudnia (we wtorek), a władze powiadomiły jego żonę dopiero w czwartek wieczorem – 17 grudnia. We wtorek i w środę zarzekały się, że jest aresztowany, chociaż był na pierwszym miejscu listy zabitych.

Instynkt matki

Halina Rebinin jak każda matka czuła instynktownie, że coś złego się stało. W nocy z środy na czwartek przyśnił się jej syn. Przyjechał jak zwykle pod dom (był kierowcą Wojewódzkiej Kolumny Transportu Sanitarnego w Gdańsku). Matka wyjrzała przez okno – znała warkot jego samochodu. Wreszcie syn stanął w drzwiach i przywitał się.

Z prawej strony twarzy obok nosa miał pieprzyk wielkości ziela angielskiego. Coś ty sobie przykleił synu, mówię. A on tylko uśmiechnął  się

- wspominała pani Halina w 1998 roku.

Halina Rebinin Fot. archiwum rodzinne

W piątek 18 grudnia rodzice dowiedzieli się, że syn został trafiony kulą właśnie w twarz z prawej strony nosa.

Uśmiechał się tak samo jak w czasie tego znamiennego snu

- mówiła matka Waldemara.

Rebininowie z Elbląga wyjechali na „pogrzeb” w piątek. Pani Halina zapamiętała miasto obstawione czołgami i tę obawę, by zdążyć przed godziną milicyjną.



W mieszkaniu synowej Danuty zastali rodzinę, sąsiadów i przyjaciół. Późnym wieczorem przyjechali urzędnicy z Wojewódzkiej Rady Narodowej. Powiedzieli, że

jeszcze dziś jest pogrzeb.

Przedstawiciele władzy kazali rodzinie zabrać odzież, ponieważ Waldemar leży w trumnie przykryty tylko kocem. Pojechali na cmentarz Srebrzysko, prosto do kaplicy obstawionej przez milicjantów. W środku nie było nikogo. Po chwili wszedł mężczyzna i powiedział, że: trumny przywiozą za 15 minut, ale nie wiadomo czy będzie wasza. Po kilku minutach obecni w kaplicy usłyszeli warkot samochodu. Mężczyźni wnieśli trumnę. Po jej otwarciu nikt nie miał wątpliwości, że to był Waldemar.

Na prawej stronie znak od kuli, z tyłu rozerwana czaszka, krew musiała lać się strugą po plecach

- wspominała Halina Rebinin.

Gdy ubierali ciało, okazało się, że zapomnieli skarpetek. Pan Gabriel zdjął swoje i nałożył synowi

na ostatnią drogę.

Dwaj obecni kapelani odprawili krótkie nabożeństwo żałobne. Grabarze zabili trumnę i położyli ją na wózek bez kwiatów i wywieźli z kaplicy. Nikomu nie pozwolono pójść za trumną. Rodzina czekała w kaplicy, aż grabarze skończą swoją pracę. Potem przedstawiciele władzy odwieźli wszystkich do domu.

„Uroczystość pogrzebowa” odbyła się pomiędzy godziną 21 a 22. Tak starali się zabójcy ukryć przed społeczeństwem swoje zbrodnie. Działo się to na sześć dni przez wigilią Bożego Narodzenia.

Nazajutrz 19 grudnia rodzina Waldemara Rebinina poszła szukać jego grobu, by zapalić znicze i położyć kwiaty.

Dowiedzieliśmy się od grabarzy gdzie jest pochowany. Ale jestem przekonana, że nas oszukano

- mówiła w 1998 roku Halina Rebinin.

Wszędzie krew

Kolejne traumatyczne wydarzenie, które musiała rodzina przeżyć, to odbiór z zakładu medycyny sądowej rzeczy osobistych Waldemara. Udali się po nie: Gabriel Rebinin i jego synowa. Ku ich zdumieniu najdroższe dla nich pamiątki znajdowały się w worku po cukrze. Na dnie dostrzegli zakrzepłą krew. Odmówili przyjęcia rzeczy, które całe były we krwi. Zabrali tylko portfel.

Nawet głęboko schowane tam zdjęcia miały ślady krwi. Za każdym razem, gdy do ręki brałam portfel, byłam bliska utraty przytomności. Trzeba było wzywać pogotowie ratunkowe. Mąż prosił mnie wielokrotnie bym spaliła portfel. Po 15 latach od śmierci syna zdecydowałam się to zrobić

- wspominała ze łzami w oczach w 1998 roku matka Waldemara.

Podczas odbierania rzeczy z zakładu medycyny sądowej Gabriel Rebinin korzystając z nieuwagi urzędniczki zerknął na listę zabitych. Jego syn figurował na pierwszym miejscu. W rubrykach zgony w większości z powodu: strzału w klatkę piersiową lub w głowę.

A dziś (grudzień 1998 roku – red.) pan Kociołek podczas rozprawy Grudnia’70, twierdzi, że strzelano w górę lub rykoszet mógł trafić w ludzi

- mówiła z goryczą w głosie Halina Rebinin.

Halina i Gabriel Rebininowie już w wolnej Polsce byli przesłuchiwani przez prokuratura. Nie tylko zeznawali, ale też dowiedzieli się od niego, że strzał do ich syna padł na wprost i z niezbyt dużej odległości. Usłyszeli również, że tłum nie był agresywny, jak twierdzili oskarżeni w procesie Grudnia’70.

„Kopcie ostrożnie”

Tragiczny nocny „pogrzeb”, odbieranie rzeczy nasiąkniętych krwią to nie wszystko. Rodzice musieli, jeszcze przeżyć powtórny pogrzeb już w Elblągu. W kwietniu 1971 roku ówczesna władza wyraziła zgodę na ekshumację. Pamiętnego dnia na cmentarzu w obecności urzędników z Wojewódzkiej Rady Narodowej i dwóch lekarzy z sanepidu, grabarze wykopali trumnę, której nie pozwolono otworzyć, tłumacząc, że jest nienaruszona.

Podczas odkopywania usłyszałam jak lekarka przestrzegała: kopcie ostrożnie, bo może być w worku foliowym. Do dziś (grudzień 1998 roku – red.) pamiętam te słowa, jakbym je słyszała wczoraj

- wspominała Halina Rebinin.


Waldemar Rebinin. Fot. archiwum rodzinne

Bardzo smutne musiały być wigilia i Boże Narodzenie. Przy świątecznym stole Rebininów zabrakło męża, syna i ojca. Waldemar osierocił dwoje dzieci: dwuletnie i dziewięciomiesięczne. Ożenił się ponad trzy lata temu, właściwie dopiero zaczynał dorosłe życie.

Los jej nie oszczędzał

Pani Halina od śmierci syna Waldemara przez całe życie odczuwała nerwobóle, ataki powtarzały się potem coraz częściej. Przeżyła nie tylko śmierć syna, ale i matki przejechanej przez pijanych milicjantów w 1957 roku, a w 1993 roku zmarł na jej rękach mąż.

Pani Halina pomimo przeżytych tragedii zachowała pogodę ducha, byla zawsze życzliwa wobec wszystkich i wrażliwa na ludzką krzywdę.

Nie narzekam, jestem sprawna, może trochę samotna. Przeżyłam w życiu wiele, stąd wiem co jest naprawdę ważne

- mówiła w grudniu 1998 roku.

Halina Rebinin zmarła przed 15 laty i została pochowana na cmentarzu Agrykola w Elblągu, tak samo jak syn i mąż.

 

4
0
oceń tekst 4 głosów 100%