Gruźlica nadal groźna i ciągle atakuje
fot. Wikipedia
W Polsce zapadalność na gruźlicę jest wciąż wysoka. Zajmujemy 21. pozycję wśród krajów UE, zaraz po Portugalii, Litwie, Łotwie i Rumunii. Dlaczego jest tak duża zachorowalność? Bo łatwo nią się zarazić np. w autobusie, pociągu czy w trakcie zakupów w markecie. Niestety w naszym regionie odnotowuje niemałą liczbę zachorowań. Gorzej jest tylko w lubelskiem i świętokrzyskim. Wczoraj na całym świecie obchodzony był Międzynarodowy Dzień Gruźlicy.
Kiedyś gruźlicę uważano za chorobę ludzi biednych, niedożywionych. Dziś też atakuje organizmy osłabione, choć przyczyny tego osłabienia mogą być nieco inne. Na szczęście, zakażenie nie oznacza od razu choroby. Zdrowy organizm jest w stanie powstrzymać intruza poprzez wytworzenie miejscowego stanu zapalnego, a rozwój odpowiedzi immunologicznej typu komórkowego przeciwko prątkom hamuje rozwój choroby. Prawdopodobnie u ok. 5% pacjentów mechanizmy obronne nie są w stanie kontrolować zakażenia prątkiem i dochodzi do rozwoju gruźlicy. Dochodzi do tego najczęściej w osłabionym organizmie osób zakażonych HIV, alkoholików i chorych onkologicznych.
U osób, które pierwotnie poradziły sobie z prątkami, w ciągu całego życia u 10% rozwinie się czynna gruźlica, jako wyraz aktywacji utajonego zakażenia. Gruźlicę podejrzewamy u osób, które kaszlą, odksztuszają plwocinę, z często występującym krwiopluciem i objawami ogólnoustrojowymi tj. stany podgorączkowe, poty nocne, utrata masy ciała, osłabienie. Podstawą rozpoznania jest zdjęcie RTG klatki piersiowej.
Na szczęście, gruźlicę można skutecznie leczyć. Leczenie jest jednak długie (trwa ok. 6 miesięcy) i wymaga stosowania kilku leków przeciwprątkowych. Jeśli chory zastosuje się do zaleceń lekarza i wytrwa w postanowieniu leczenia, powróci do zdrowia. Wielkim problemem są jednak chorzy, którzy zaprzestają leczenia w trakcie jego trwania. To powoduje rozwój prątków opornych na leczenie, a wznowiona gruźlica u tych pacjentów jest trudna do opanowania.