› bieżące
10:01 / 11.01.2012

Historia o rozstaniu z pierwszym autem i zawirowaniach z prawem [felieton]

Historia o rozstaniu z pierwszym autem i zawirowaniach z prawem [felieton]

Niedawno każdemu autu stuknął kolejny rok, nam wszystkim zresztą też. Styczeń to czas refleksji, zapraszam więc na krótką rozprawę na temat naszych wiernych towarzyszy każdej podróży. Bo samochody to coś więcej niż zwykłe pudełka na kołach.

Starsze auta to solidne kawałki stali. Prawdziwe maszyny, niemal niezniszczalne w porównaniu z niektórymi obecnie produkowanymi samochodami. Czasem gdy jadę jakimś nowym autem, mam wrażenie, że za chwilę coś się zepsuje, że wszystko jest w nim bardzo delikatne.

Oczywiście dzisiejsze samochody prowadzą się lepiej, są lepiej wykonane, mają mocniejsze silniki, nowocześniejsze rozwiązania techniczne,
także te związane z bezpieczeństwem, i pełno gadżetów ułatwiających życie. Ale to tylko sprawia, że więcej może się zepsuć. Mam poważne wątpliwości, czy samochód kupiony dziś za 10 lat będzie w takim samym stanie jak dzisiejsze zadbane ponad 10-latki.

Samochody to kawałki stali, ale te kawałki stali mają duszę. Samochód to coś więcej niż czysta myśl techniczna, to prawie żywy organizm, z którym spędzamy sporą część życia. Podobnie myślał bohater tego tekstu, który auta kochał od małego. Swój pierwszy samochód w życiu kupił w kraju, dzięki czemu nie musiał uiszczać kontrowersyjnej opłaty recyklingowej (500 zł), obowiązującej przy rejestrowaniu samochodów sprowadzanych z zagranicy

Bohater tej historii nigdy nie ukrywał, że jest sentymentalny, i zawsze uważał, że każdemu żal byłoby patrzeć, jak ten kawałek stali z duszą staje się kostką metalu (ku uciesze operatora zgniatarki) albo rdzewiejącym wrakiem na złomowisku. Mówił, że żal też sprzedawać swój samochód, jeśli się o niego naprawdę dbało.

Jestem podobnego zdania, bo auta noszą w sobie historie z naszego życia. Są pamiątkami z różnych podroży. Nie można się ich bezmyślnie pozbywać. Ale gdy nie ma już innej opcji, gdy auto umrze śmiercią naturalną (zużycie) lub nagłą (wypadek), na pewno będziemy wspominać je z sentymentem. Zwłaszcza jeśli jest pierwszym, za którego kierownicą usiedliśmy po odebraniu magicznego dokumentu – prawa jazdy.

Auto naszego bohatera, co już wiecie, było właśnie jego pierwszym. Do samochodów podchodził on emocjonalnie, dlatego zżył się ze swoimi czterema kółkami. Niedawno jednak jego ponad 10-letni samochód zaczął sprawiać problemy. Mając już na tapecie telefonu planowanego następcę, założył sobie, że w razie wystąpienia kolejnej awarii nie będzie już naprawiał auta.

Wbrew temu, co zawsze mówił, wydał na nie jasny, ale chyba dość pochopny wyrok – złomowisko. Ten dzień nadszedł nadspodziewanie szybko, ale nasz bohater był już na wszystko świetnie przygotowany. Zadzwonił do pobliskiego punktu skupu pojazdów, który zaoferował własny transport auta na miejsce oraz kilkaset złotych dopłaty. Wziął ze sobą dowód osobisty, dowód rejestracyjny samochodu oraz kartę pojazdu.

To wystarczyło, by przedsiębiorca przyjmujący pojazd mógł zacząć działać: unieważnił dokumenty, odcinając ich rogi, oraz tablice rejestracyjne, robiąc w nich otwory. Potem zajął się wypisaniem zaświadczenia o demontażu pojazdu. Wykonał je w trzech egzemplarzach. Pierwsze zostawił dla siebie, drugie musiał wysłać w terminie 7 dni do organu rejestrującego, w którym pojazd został zarejestrowany; w końcu trzecią kopię dostał żegnający się z autem właściciel. Otrzymał też precyzyjną instrukcję – ma 30 dni na wyrejestrowanie samochodu.

Nasz bohater w drodze do urzędu wydawał się nieobecny, po prostu nieswój. W końcu był to jego pierwszy samochód. Zaczęło do niego docierać to, jak bardzo go cenił i że już nigdy nie zasiądzie za jego kółkiem. Po godzinie spędzonej w kolejce i uiszczeniu 10-złotowej opłaty za formalną śmierć samochodu zadzwonił do ubezpieczyciela, aby wynegocjować zwrot niewykorzystanego OC. Czy się udało?

Tego nie wiemy. Na szczęście oddał do złomowania auto kompletne, za jakie uważany jest samochód, którego masa jest nie mniejsza niż 90% masy zapisanej w dowodzie rejestracyjnym i/lub nie brakuje w nim istotnych elementów wyposażenia, np. silnika lub szyb. Wtedy, oprócz bólu po stracie ukochanego samochodu, doszłyby dodatkowe opłaty w wysokości nawet do 10 zł za każdy brakujący kilogram.

Wszystko, co pierwsze, odciska znaczące piętno w naszym życiu, nie tylko tym motoryzacyjnym.
Pierwsze wkroczenie wskazówki zegara na prędkości autostradowe, pierwszy poślizg, pierwsze sytuacje drogowe, kiedy uniknęliśmy stłuczki o włos, pierwsze przejażdżki nocą przy ulubionej muzyce, pierwsze wakacje, na które sami zawieźliśmy siebie i rodzinę czy znajomych – to wszystko zdarzyło się w naszym pierwszym aucie.

Pozbyć się go to tak, jakby świadomie pozbawić się części wspomnień z tych niezapomnianych przecież chwil. Ostatecznie do podobnego wniosku doszedł nasz bohater, ale było już za późno. Zdał sobie z tego sprawę dopiero wtedy, gdy zasiadł za kierownicą nowego nabytku. Tego auta nie pozbędzie się już nigdy – jest tego pewny.

Jak się jednak okazało, samochód, którym jeździ teraz, ma na masce takie samo logo jak poprzedni. Ewidentnie nasz bohater chciał się pozbyć męczącego go głosu, powtarzającego, że zrobił źle, pozbywając się pierwszego samochodu; chciał stłumić wyrzuty sumienia. W efekcie nie kupił samochodu ze zdjęcia w telefonie, ale pojazd, który ma cząstkę duszy tego tragicznie zezłomowanego. Jeśli ktoś myśli podobnie, mogę Was pocieszyć: producenci samochodów też o tym pomyśleli.

A właściwie pomyślał za nich ustawodawca, nakładając obowiązek posiadania sieci zbierania pojazdów przeznaczonych do złomowania na każdego producenta, który wprowadza na polski rynek ponad 1000 aut rocznie. Często jest to zlecane firmom zajmującym się tym profesjonalnie (outsourcing).

Z tego wynikają z kolei częste promocje u dealerów: potencjalny klient może liczyć na upust na nowy samochód, jeśli tylko zezłomuje u dealera stare auto.
Nie musi być to pojazd tej samej marki, ale zazwyczaj tak jest. Wtedy naprawdę będzie można mieć poczucie kontynuacji swojego motoryzacyjnego życia w samochodzie, który nosi choć cząstkę ducha naszego poprzedniego. A podobno faceci nie są sentymentalni…

Warto też poruszyć szerzej kwestię opłaty recyklingowej, która nakładana jest na pojazdy sprowadzane z zagranicy. Opłata ta, zawarta w ustawie, według wielu jest pobierana bezprawnie. Ci, którzy ją wymyślili, tłumaczą się, że nie jest to cło przywozowe: nie uiszcza się opłaty tuż po przekroczeniu granicy kraju – jest ona powiązana z pierwszą rejestracją pojazdu w Polsce.

Idea wprowadzenia tej opłaty była szczytna – ochrona środowiska. Rzeczywiście, pieniądze przekazywane są m.in. na finansowanie systemu recyklingu pojazdów wycofanych z eksploatacji. Komisja Europejska nie jest jednak do końca przekonana, czy taka opłata może być pobierana. Co więcej, skierowała nawet do Polski pismo z prośbą o wyjaśnienie powodów jej wprowadzenia oraz unormowań prawnych to umożliwiających. Jak możemy przeczytać na stronach Ministerstwa Środowiska, Komisja Europejska otrzymała wszystkie dokumenty i obecnie sprawa pozostaje bez rozstrzygnięcia.

Oznacza to, że nadal istnieje obowiązek płacenia opłaty recyklingowej. Z dyskusji internetowych wynika, że walka o zwrot pieniędzy czasem się opłaca. Cała sprawa jest na tyle niejasna, że warto próbować szczęścia. Motywacja może być bardzo prosta: otóż w cenie każdego auta taka opłata została już kiedyś zawarta i płacąc kolejne 500 zł przy sprowadzaniu samochodu do kraju, jedynie ją dublujemy. Dla Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, do których trafiają te pieniądze, jest to czysty, ale bezprawny zysk.

Niemniej ciekawie i niestety bezsensownie byłoby wtedy, gdyby właściciel auta chciał je jedynie wyrejestrować, bez złomowania
. Prawnie nie ma takiej możliwości. Jeśli więc chcemy zostawić sobie samochód na części lub aby jeździł wyłącznie po naszym podwórku, dalej musimy płacić składki OC.

Jeśli bohater naszej historii byłby pasjonatem samochodów, a dodatkowo domorosłym mechanikiem i postanowiłby odrestaurować kompletnie klasyka motoryzacji w ciągu – załóżmy – 3 lat, to przez ten czas auto musiałoby być zarejestrowane i ubezpieczone. Cóż, jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Wygląda na to, że tu jest podobnie. W obu przypadkach.

Wszystkie informacje na temat recyklingu pojazdów oraz opłaty recyklingowej zostały zaczerpnięte z ustawy z 20 stycznia 2005 r. o recyklingu pojazdów wycofanych z eksploatacji (Dz.U. 2005 Nr 25 poz. 202) oraz ze stron internetowych Ministerstwa Środowiska i Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej.

Piotr Ślusarczyk, autokult.pl
 

2
0
oceń tekst 2 głosów 100%