› sport
19:19 / 10.09.2015

Historia Olimpii Elbląg. „Dostałem nawet tucznika”

Historia Olimpii Elbląg. „Dostałem nawet tucznika”

W niedawnym tekście na temat filmu „Historia jest siłą”, opisywaliśmy pomysł na cykliczne artykuły o historii Olimpii. Chcemy pokazywać szczegóły dotyczące rywalizacji elbląskiej piłki na wielu szczeblach krajowej hierarchii. W tym odcinku chcemy przedstawić wspomnienia jednego z najlepszych piłkarzy w historii klubu, to znaczy napastnika Jacka Spychalskiego.

Szatnia miejscowej Olimpii. Sezon 1981/82. Trener Józef Bujko, który pomógł awansować temu zespołowi do drugiej ligi, swoim stoickim spokojem chciał wpłynąć na zawodników przed starciem z Lechią Gdańsk w Pucharze Polski. Rywal grał wówczas w Ekstraklasie, więc był zdecydowanym faworytem. Służby zatrzymały w Malborku grupę agresywnych kibiców. Mimo tego na trybunach panowała sportowa atmosfera

Piłkarze wychodzą na murawę stadionu miejskiego. Na trybunach 4 tysiące ludzi. Pierwsza połowa rozczarowująca jednak bramka Jacka Burkhradta dawała prowadzenie gospodarzom. Kiedy gola strzelił Jacek Spychalski wydawało się, że będzie tylko łatwiej. Lechia zaatakowała i Olimpia musiała bronić się przed własną bramką. Sędzia zakończył rywalizację. Wygrana 2-0 to jedna z dwóch w historii z tym zespołem. Jednym z bohaterów oczywiście Spychalski, który znów napisał rozdział sukcesów Olimpii

W sumie to człowiek bardzo skromny, który „tylko celnie strzelał do bramki”. Mimo tego dla kibiców Olimpii postać wyjątkowa. Najskuteczniejszy strzelec w historii występów Olimpii w drugiej lidze. Trafiał z Górnikiem Wałbrzych, Hutnikiem Kraków czy Jagiellonią Białystok. W rywalizacji z tym pierwszym zespołem, który w sezonie 1982/83 awansował do ekstraklasy, Olimpia była jedynym klubem który dwa razy ograł wałbrzyszan w lidze. Wygrana 3-0 na własnym stadionie była okraszona efektownym golem Spychalskiego z rzutu wolnego. – To był strzał w same widły – mówi.

Wszystko dzięki temu, że Jacek Spychalski strzelił trzy bramki w towarzyskim spotkaniu Zamechowców z Olimpią, na którym wypatrzył do jeden z trenerów

Pierwszy awans Jacek Spychalski wywalczył na początku lat osiemdziesiątych, potem Olimpia ograła Lechię w Pucharze. - Wówczas mieliśmy niezłą paczkę zawodników - mówi. Bohater kibiców zaczął być coraz bardziej popularną postacią. Firmy sponsorujące klub w tamtych czasach oferowały różne nagrody zawodnikom za strzelane bramki. Taką propozycję otrzymał Jacek Spychalski. – Mówią mi, że jak strzelę bramkę to dostanę świniaka – wspomina z uśmiechem. – Strzeliłem bramkę, Olimpia wtedy wygrała. Po rywalizacji dostałem oprawionego tucznika, którego przywieziono mi do domu. W tamtym czasie syn miał komunię więc się przydało na tę imprezę.

3
0
oceń tekst 3 głosów 100%