Indie, Nepal, Bhutan, Australia,Syberia... wystawa fotografii w Światowidzie
fot. Konrad Kosacz
Wieczorową porą, w półmroku, we wtorek (8 stycznia) odbył się wernisaż fotografii Krystyny Olechnowicz i Mariana Lubawskiego. Przy zimowej aurze na zewnątrz, choć na chwilę mogliśmy przenieść się do tych cieplejszych zakątków świata.
Pomysł na wystawę rodził się ponad rok. Jest to zapis z wielu podróży po całym świecie. Fotografie wykonano prawie na wszystkich kontynentach poza Europą: w Azji, Australii, w Ameryce Południowej a także w Afryce. Autorzy zdjęć skupili się przede wszystkim na portretach. Możemy przyjrzeć się na nich ludziom w ich codziennej pracy, podczas obrządków religijnych, w drodze po wodę do studni albo w zwykłych dla danego rejonu świata, życiowych sytuacjach. Z tym, że są one dla nas niezwykle egzotyczne.
Pani Krystyna Olechnowicz fotografuje podczas podróży ze zorganizowaną grupą. Na przykład podczas podróży do Bhutanu podróżowała z grupą amerykańskich fotografów. Wycieczka różniła się od typowej wycieczki turystycznej. Podróżująca grupa fotografów mogła uczestniczyć w wydarzeniach i miejscach niedostępnych dla zwykłych turystów. „Poruszaliśmy się z miejscowymi ludźmi – relacjonuje autorka - uczestniczyliśmy na przykład w uroczystości dnia nauczyciela, w ceremonii poświęcenia domu, byliśmy z wizytą u pasterzy jaków i na obiedzie u Lamy. Często organizatorzy tego typu grup są wielkimi pasjonatami i zaprzyjaźniają się z mieszkańcami, stąd mogą korzystać z wyjątkowych przywilejów.”
Zapytałem, który kraj najbardziej ją urzekł. „To zależy, co mamy na myśli – mówi p. Olechnowicz – Australia urzeka krajobrazami, Bhutan urzeka tym, że ludzie żyją tam jak w dawnych czasach. Każde miejsce jest inne. Mam miłe wspomnienie z Bhutanu, kiedy to mieliśmy tzw. weekend z miejscową ludnością. Braliśmy udział w zawodach strzeleckich, we wspólnych tańcach. Takie bezpośrednie spotkania z ludźmi zapadają na zawsze w pamięć. Zaciekawiły mnie także te niebezpieczne sytuacje: jedną z takich groźnych przygód mieliśmy okazję przeżyć w Nepalu, gdzie trafiliśmy parę lat temu podczas stanu wojennego. Właściwie nie było bezpośredniego niebezpieczeństwa, na ulicach było dużo wojska i posterunków, ale z gazet dowiadywaliśmy się o ofiarach i grożącym niebezpieczeństwie. Wszystko jednak skończyło się dla nas szczęśliwie.
Po dwukrotnym obejrzeniu całej wystawy, mogłem śmiało przyporządkować prace do autorów bez czytania podpisów. Mimo wspólnej tematyki można zauważyć różnice w stylu fotografowania. Choć tematyka fotografii jest wspólna, to podejście do tematu inne. Portrety Lubawskiego działają tak silną ekspresją, budzą tyle nieoczekiwanych emocji, że mogą działać negatywnie na wrażliwość widza, często są zbyt dla niego drastyczne. Doskonałość techniczna prac czasem pokazuje nam aż za wiele szczegółów. Zbytnia analiza przykuwa uwagę widza do szczegółów, co niekiedy utrudnia dostrzeżenie zamierzonego przez autora zdjęć ich przesłania artystycznego. Po prostu dostrzega się brak selekcji na rzecz weryzmu czy po prostu „inwentaryzacji” utrwalanego świata.
Z kolei fotografie Olechnowicz, może nie aż tak perfekcyjne technicznie, mają w sobie więcej ciepła, przybliżają nam świat, często tak bardzo obcy, niezwykły, w bardzo przystępnej formie. Życie na fotografiach toczy się własnym torem, a pani Krystyna uchwyciła tę specyficzną dla nas zwykłość i przemyciła ją nam do Elbląga.
Serdecznie zapraszam na wystawę, którą można oglądać w holu Światowida bezpłatnie do 4 lutego br.