› bieżące
04:16 / 14.08.2018

Jak klawisze bili internowanych. Elbląski sąd skazał... pokrzywdzonych

Jak klawisze bili internowanych. Elbląski sąd skazał... pokrzywdzonych

fot. Fot. archiwum Mirosława Duszaka

Funkcjonariusze z Zakładu Karnego w Kwidzynie dotkliwie pobili osiemdziesięciu internowanych 14 sierpnia 1982 roku. Doznali oni wstrząsu mózgu, ran tłuczonych głowy oraz całego ciała. Dobrze to pamięta Mirosław Duszak, urodzony w Elblągu. 

Mirosław Duszak, tak jak wielu działaczy, został internowany po wprowadzeniu stanu wojennego, ale nie w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku, ale 14 grudnia rano. Do pracy w zakładach odzieżowych Truso w Elblągu przyszedł o godzinie osiemnastej 13 grudnia. Zorganizował strajk. Po zakończonej zmianie dotarł do domu około szóstej nad ranem.

- Byłem tak zmęczony, że położyłem się na łóżku nie zdejmując ubrania ani biało-czerwonej opaski – wspomina Mirosław Duszak. – Obudzili mnie waleniem do drzwi funkcjonariusze. Pokazali dokument o internowaniu. Zabrali na dołek na milicję, a potem zawieźli do Zakładu Karnego w Iławie. Potem trafiłem do Kwidzyna.
Minuta ciszy

Tradycją internowanych było organizowanie tzw. miesięcznic. Przypominali, że pamiętają o bezprawnym wprowadzeniu stanu wojennego i zabitych kolegach z „Solidarności”. Tak było też 13 sierpnia 1982 roku w Kwidzynie. Na barakach internowani zawiesili biało-czerwone chorągiewki, plakaty o deptaniu praw człowieka oraz transparenty „Solidarność zwycięży” i „Solidarność walcząca”.

- W południe zebraliśmy się przy latarni oświetlającej spacerniak – wspomina Mirosław Duszak. – Uczciliśmy minutą ciszy poległych podczas stanu wojennego. Odśpiewaliśmy „Rotę”, „Boże coś Polskę”, „Konfederatów Barskich” i „Mazurka Dąbrowskiego”. Potem spokojnie rozeszliśmy się mając nadzieję na spotkanie następnego dnia z rodzinami.

Gestapowiec, bandyta

Rano o godzinie 9 zaczęło się. Jak grom z jasnego nieba była decyzja komendanta więzienia, że widzeń nie będzie. Przybyłe rodziny z dziećmi były zrozpaczone.

- Koledzy weszli na dach i próbowali uspokoić bliskich – opowiada Duszak. - Klawisze chcieli nas sprowokować. Otwierali i zamykali bramę. Przed nią stał wóz strażacki, chociaż pożaru nie było. Mało tego funkcjonariusze bili ręce dzieci kurczowo trzymające się bramy. Internowani nie chcieli ulec prowokacji. Jednak nie do końca wytrzymali nerwowo.

- Krzyczeliśmy "gestapowiec, bandyta". Potem śpiewaliśmy Boże coś Polskę – wspomina. - Bez ostrzeżenia klawisze włączyli motopompy i wodę skierowali na nasze twarze i głowy. Ktoś krzyknął: „Oni w nas wodą, my im hymn narodowy”. Trzymaliśmy ręce w górze i śpiewaliśmy. Potem uciekaliśmy w stronę naszych baraków.

Funkcjonariuszom nie wystarczyło potraktowanie silnym strumieniem wody internowanych.

- Zamknięto nas w świetlicy. Po paru minutach funkcjonariusz wskazał na mnie pałką „Ty wychodź” – wspomina Mirosław Duszak. – Za drzwiami usłyszałem: „Tego potraktujesz specjalnie”. Wkroczyłem w szpaler funkcjonariuszy. Bili mnie pałkami gdzie popadło. Po uderzeniu w okolicy karku upadłem. Któryś z oprawców wrzasnął: „S... syn udaje”. Znów wszedłem w szpaler. Tym razem uderzenia spadły na twarz. Bałem się przewrócić, bo wtedy o własnych siłach nie doszedłbym do celi.
Takich ścieżek zdrowia przeżyłem trzy.

„Nie poddamy się komunie”

Śledztwo w sprawie pobicia internowanych owszem zostało wszczęte, ale tylko po to, by formalności stało się zadość. Prowadziła je Wojskowa Prokuratura Garnizonowa w Elblągu. Śledztwo zostało częściowo umorzone 17 lutego 1983 roku. Najbardziej poszkodowani uparcie wnosili skargi do prokuratury.
- Po głodówce 6 września zostaliśmy aresztowani i przewiezieni z Kwidzyna do Zakładu Karnego w Elblągu – wspomina Mirosław Duszak. – Oskarżono mnie o  śpiewanie „Nie poddamy się komunie”, budowanie barykady i rzucanie taboretem w stronę funkcjonariuszy. Czekając na wyrok siedziałem 5 miesięcy w oddziale specjalnym dla osób z dużymi wyrokami i psychicznie chorymi lub udającymi ich. To był koszmar. Prawie żadna noc nie była przespana
przez codzienne awantury. Wyjścia do łaźni, były horrorem. To był najgorszy czas podczas internowania.

Sądowa mafia

Proces rozpoczął się 3 marca 1983 roku i trwał kilka miesięcy.

- Miejscowa mafia sądowo-prokuratorska czyniła wszystko, by nie dopuścić świadków obrony, którzy potwierdziliby zeznania oskarżonych – mówi Marek Duszak, brat Mirosława i autor książek o pacyfikacji internowanych w Kwidzynie. – Sędzia prowadzący sprawę demonstrował nienawistny stosunek do oskarżonych, a często chamstwo. Gdy Adam zeznawał jak funkcjonariusz ciągnął go po korytarzu, wyrywając mu przy tym część brody, sędzia skomentował „He he, słaba broda”. A wiceprokurator wojewódzki z Elbląga karnie przeniesiony z Olsztyna przekonywał, że funkcjonariusze niepotrzebnie wypierali się użycia pałek w celach, nie należało się tego wstydzić.

Sąd skazał Mirosława Duszaka na dwa lata więzienia. Do uprawomocnienia wyroku miał dozór milicyjny, a potem objęła go amnestia.

Skazano także Zygmunta Goławskiego, rolnika z siedleckiego również na dwa lata, Andrzeja Bobera, wiceprzewodniczącego warmińsko-mazurskiej „Solidarności” i Adama Kozaczyńskiego, przewodniczącego oddziału „S” w Tomaszowie Lubelskim na półtora roku oraz Władysława Kałudzińskiego, pracownika Polmozbytu w Olsztynie na rok. Tylko Radosław Sarnicki, 19-letni uczeń IV klasy ogólniaka w Zamościu dostał wyrok w zawieszeniu rok i 10 miesięcy. Siódmy oskarżony Andrzej Goławski z Siedlec został wyłączony w procesu, gdyż do czasu jego rozpoczęcia, wskutek pobicia nie mógł chodzić. 

1
0
oceń tekst 1 głosów 100%