Jak to jest być młodym politykiem w Elblągu?
fot. Bartłomiej Ryś
Zbliżają się kolejne wybory samorządowe. Za chwilę pojawią się plakaty, billboardy, ulotki oraz... młodzi ludzie zachęcający do głosowania na konkretnego kandydata. Jak ta "młoda" polityka wygląda od kuchni? Coś o tym wiem, ponieważ byłem kiedyś członkiem Młodych Demokratów.
Kilka lat temu był sobie „Rysiek”, który chciał zmienić Elbląg. Miał dość słuchania o tym, że te miasto umiera, że tu nic się nie dzieje. Miał dość obserwowania, jak poszczególni jego rówieśnicy wyjeżdżają z całymi rodzinami za granicę, do innych miast. Postanowił coś zmienić. Tylko jak?
Wtedy miałem na karku lat ledwo kilkanaście. Wydawało mi się, że wystarczą chęci, duży nakład pracy i już – wszystko zadziała. W podobnym okresie zorganizowałem, będąc jeszcze w technikum, pierwszy turniej gier komputerowych. Myślenie było więc proste – skoro udało mi się z tak dużym projektem, to i uda mi się „naprawa Elbląga”.
Od zawsze chciałem, aby młodzi ludzie zostali w Elblągu, żeby mieli po co tu zostawać. Moje zainteresowanie inicjatywami, nocnym życiem elblążan widać chociażby po artykułach publikowanych w elblag.net. Żeby tego wszystkiego dokonać musiałem dostać się do polityki. To jedyne miejsce, gdzie w jakikolwiek sposób mogłem zacząć cokolwiek w kierunku poprawy bytu w mieście.
Przypominam: byłem wtedy nastolatkiem. Nie wiedziałem nic na temat polityki. Chciałem tylko tam być i działać. Oczywiście non-profit, nie pobierając za to żadnych pieniędzy (fakt wart podkreślenia, ponieważ nie raz spotkałem się z opinią, że Młodzi Demokraci pobierali pensję wypłacaną przez PO). Jaką partię wybrać? Prawo i Sprawiedliwość kojarzyło mi się z ludźmi starszymi, Internet dorzucał mi kolejne informacje (mohery, kościół, wojny o krzyż i inne potyczki polityczno-sakralne), więc zdecydowałem się na Młodych Demokratów, czyli młodzieżówkę Platformy Obywatelskiej.
W tą całą „dużą politykę” wprowadził mnie ówczesny lider PO w Elblągu – Oliwier Pietrzykowski, swoją drogą mój dobry kolega po dziś dzień. Zaczęło się naprawdę dobrze. Na zebraniach poznałem ludzi podobnych do mnie – młodych, którzy chcieli zostać w Elblągu, coś zacząć tu robić, naprawić miasto. Nie myśleli o wyjeździe, o ucieczce. Dołączali do Młodych Demokratów bo, podobnie jak ja, zdawali sobie sprawę, że aby coś zmienić trzeba wejść do polityki.
I właściwie zachwyty nad tym się skończyły. Młodzi Demokracji okazali się… hmm… jakby to tu nazwać. Tanią siłą roboczą? Trafiliśmy na moment kampanii wyborczej. Rozdawaliśmy ulotki, zbieraliśmy podpisy na jakieś listy (nie pamiętam na jakie i po co), targaliśmy stoliki, krzesełka, namioty. Rozstawialiśmy takie rzeczy m.in. przy fontannach na 1-go Maja. Pamiętam też akcje „door-to-door” polegającą na tym, że, niczym akwizytorzy, chodziliśmy od drzwi do drzwi i namawialiśmy wyborców na głosy dla PO.
Powiem tak – nie było to złe, bo w czasie kampanii otrzymywaliśmy pewne pieniądze za naszą pracę. Nie były to kosmiczne sumy, ale na tzw. „pierdoły” dla nastolatka starczało. Każde działania to kupa śmiechu, bo każdemu z nas nigdy nie zabrakło energii i werwy do działania.
Chodzi o to, że ja spodziewałem się czegoś innego. Spodziewałem się otwartej drogi do zmian, do pomysłów, do ich realizacji. Powiecie w komentarzach: „młody i głupi byłeś”. Faktycznie – macie rację. Nie zmienia to faktu, że tak właśnie wyglądali Młodzi Demokraci za „moich czasów”. Nie pamiętam jak długo byłem w tej grupie, ale na pewno nie dłużej, niż rok.
Gdy zapał i energię stracił Oliwier – straciłem i ja. Na szczęście z tej całej przygody wyniosłem niezwykle ważną rzecz – poznałem działanie partii od wnętrza, od jej struktur. Od tego momentu twierdzę, że polityka to prawdziwe, nie bójmy się użyć tego słowa, bagno. Nie ważne czy mówimy o PO, PiS, SLD, PSL czy jakiejkolwiek innej partii. Wszędzie jest podobnie. To brutalna prawda z którą nie zgodzą się Ci, którzy będą komentować powyższy tekst. Trudno – to moje zdanie, do którego mam prawo. A praca w mediach jeszcze bardziej mnie w tym wszystkim uświadomiła.
Ot i cała historyja…