Jeden z ostatnich takich bluesmanów wystąpił w Elblągu - zobacz zdjęcia
fot. Konrad Kosacz/elblag.net
Kolejny amerykański prezent od agencji Delta i klubu Mjazzga. Boo Boo Davies z towarzyszeniem holenderskich muzyków wystąpił w Elblągu. Ostatnio myślałem że już nie da sięgając prawdziwiej amerykańskiego bluesa i tu się myliłem. Człowiek rodem z Delty Missisipi, pracujący jako dziecko na polach bawełny. Przeczytajcie życiorys artysty i obejrzyjcie zdjęcia!
Boo Boo Davis to jeden z ostatnich "prawdziwych" bluesmanów - takich, którzy grają bluesa opartego na swoich własnych ciężkich doświadczeniach życiowych. Urodził się i wychował w miejscowości Drew w stanie Missisipi - w samym sercu Delty, czyli krainy, która pod koniec XIX i w pierwszej połowie XX wieku stała bawełną. To właśnie podczas pracy na polu wyrobił sobie Boo Boo silny głos będący dzisiaj jego znakiem firmowym, którym rozgrzał do czerwoności niejeden głośnik... a podobno kilka nawet zepsuł! Ponieważ praca na polu wymagała dużej ilości rąk do pracy - również dziecięcych - Boo Boo nie miał okazji chodzić do szkoły, i z tego powodu nigdy nie nauczył się czytać ani pisać.
Muzyka była tradycyjnym zajęciem w rodzinie Boo Boo: jego ojciec, choć żył z bawełny, potrafił grać na kilku instrumentach. W rodzinnym domu Boo Boo częstymi gośćmi byli John Lee Hooker, Elmore James i Robert Pete Williams, z którymi często muzykował jego ojciec. Stała obecność muzyki w domu skłoniła Boo Boo do grania na harmonijce i śpiewania w kościele już w wieku pięciu lat. Jako trzynastolatek grał też na gitarze, a po kolejnych pięciu latach występował z ojcem i starszymi braćmi jako The Lard Can Band. Na początku lat 60. Boo Boo przeprowadził się z Delty bardziej na północ, do St. Louis, gdzie wrósł w lokalną muzyczną scenę. Jednak pomimo tej przeprowadzki, jego muzyka do dziś pozostaje w swym duchu i atmosferze dogłębnie "południowa", nierozerwalnie związana z Deltą Missisipi.
Do Europy przyjechał po raz pierwszy w kwietniu 2000 roku i od tego czasu bywa na Starym Kontynencie co najmniej dwa razy w roku. Ma na koncie siedem płyt (wydanych przez Black and Tan Records), wszystkie bardzo dobrze przyjęte przez publiczność i krytyków. Ostatnia z nich ukazała się w listopadzie 2010 i jest zaytułowana "Undercover Blues". Zgromadzony na niej materiał jest bardzo różnorodny, a miejscami wręcz zaskakujący - zawiera m.in. jeden utwór utrzymany w stylu gospel i jeden o charakterze... kolędy. Nagrań dokonano w Szwajcarii, metodą analogową i przy użyciu vintage'owego sprzętu. Każdy z utworów zarejestrowano za pierwszym podejściem, do tego wszystkie na "setkę".
Poprzednie płyty Boo Boo, to m.in. "Ain't Gotta Dime" z 2009 roku oraz wydana rok wcześniej "Name of the Game", o której opiniotwórczy amerykański magazyn bluesowy Living Blues napisał, że jest jak powiew świeżego powietrza. Płyta, choć studyjna, była nagrywana "na setkę", dzięki czemu zawarte na niej dźwięki są naładowane emocjami, a brzmienie jest bardzo spójne. W połowie roku 2008 zrodziła się idea grania w trio, bez basisty. Pomysł spotkał się z aprobatą publiczności, która często nie może uwierzyć, że tak pełne brzmienie jest generowane przez zaledwie trzech ludzi.
Oryginalności dodaje mu z pewnością niecodzienna perkusja stworzona przez Johna Gerritse'a: intstrument liczy sobie ponad 60 lat, a jego głównym składnikiem jest 28-calowy bęben basowy. Grający na gitarze Jan Mittendorp wybiera instrument barytonowy, co stanowi kolejny istotny składnik oryginalnego brzmienia.
Boo Boo Davis - harmonijka ustna i śpiew
Jan Mittendorp - gitara
John Gerritse - perkusja
(źródło: www.delta.art.pl)