Jedni chcą się ich pozbyć, inni biją im brawo. Elbląski street workout (Wywiad)
fot. Ryszard Siwiec
W Elblągu jest ich niewielu. Na siłownię zaglądają rzadko, bo wszystkie przyrządy, których potrzebują do ćwiczeń znajdują w miejskiej infrastrukturze. Przystanek autobusowy to dla nich odpowiednik drążka. A trzepak – sztangi. Przypadkowi ludzie widząc co robią albo pukają się w czoło, albo gratulują im pomysłu na siebie. Chociaż w mieście nie ma dla nich miejsca, konsekwentnie ćwiczą. O street workoucie rozmawiamy z Bartoszem Wyłogą, Natalią Dworakowską i Maćkiem Rutkowskim.
Czy Elbląg to miejsce przyjazne dla street workoutu? To znaczy, czy są tutaj miejsca, w których możecie spokojnie ćwiczyć?
M.R. W Elblągu powstał park, przystosowany do treningu typu street workout. Mówimy o kreatywnym podwórku przeznaczonym właściwie dla dzieci, które znajduje się przy ulicy Wapiennej. Spotykamy się tam, a oprócz tego wykorzystujemy elementy infrastruktury miejskiej – bo o to w tej aktywności przecież chodzi.
Czyli można powiedzieć, że takich miejsc raczej u nas brakuje. Porównując Elbląg do Krakowa, który jest kolebką polskiego street workoutu, wypadamy dość słabo…
B.W. Rzeczywiście nie ma tych miejsc zbyt dużo. Są jeszcze trzy drążki przy ulicy 12 Lutego, ale są one już krzywe, więc nie nadają się do ćwiczeń. Do niedawna korzystaliśmy z drążków przy jednej z elbląskich szkół. Ale odkąd zaczęliśmy tam trenować dyrekcja placówki stwierdziła, że są one jednak niebezpieczne…i zlikwidowali je.
Nie dalej jak dwa lata temu inna elbląska grupa zajmująca się street workoutem zgłosiła do Budżetu Obywatelskiego projekt dotyczący budowy placu do ćwiczeń w naszym mieście. Czy myśleliście by zreaktywować ten pomysł?
B.W. Tak. W naszych planach jest złożenie podobnego projektu. Jak to wyjdzie – czas pokaże.
Jak sądzisz dlaczego wówczas się nie udało?
B.W.Mogło się to nie udać, ze względu na zbyt małe grono osób zainteresowanych tym projektem. Po drugie, mogły głosować tylko osoby z konkretnego rejonu co jeszcze bardziej zmniejszyło liczbę głosów. Ten projekt, jak dla nas, był bardzo dobry, ale w głównej mierze większość głosujących to ludzie starsi, którzy nie podzielali naszego entuzjazmu, inna kwestia to niewiedza ludzi na temat SW. W naszym mieście może młodzi ludzie kojarzą co to jest, ale starsi już nie.
Jak często ćwiczycie?
B. W. Weekendowe treningi są już tradycją. W tygodniu bywa różnie, wszystko zależy od zajęć w szkole i innych obowiązków.
N.D. Na pewno – co najmniej dwa razy w tygodniu ćwiczymy. To absolutne minimum, którego trzymamy się.
A co z sezonem zimowym? Czy wtedy trochę odpuszczacie?
M.R. Myślę, że bardziej to zależy od charakteru człowieka, a nie od pogody. Jeśli ktoś postanowi sobie, że będzie ćwiczył regularnie, to zła pogoda raczej nie jest wymówką. Jest hasło, bodziec i po prostu idziemy ćwiczyć. Nieraz wpadliśmy twarzą prosto w śnieg, ale przecież to tylko zabawa.
B.W. Chociaż trzeba przyznać, że w okresie letnim, na treningi tych osób przychodzi więcej.
Powiedzcie gdzie Wy podpatrzeliście, że coś takiego jak street workout w ogóle istnieje. Internet? Znajomi?
B.W. U mnie wszystko się zaczęło od zwykłego drążka w futrynie. Dostaliśmy go razem z bratem na święta. Ćwiczenia wciągnęły mnie na tyle, że zacząłem szukać nowych rozwiązań. Znalazłem chłopaków, którzy w Elblągu street workoutem się zajmują i tak ćwiczę od trzech lat.
N.D. Faceebook i chęć zmiany. Szukałam sposobu, dzięki któremu złapię formę i poprawię swoją sprawność. Zobaczyłam ćwiczących chłopaków i stwierdziłam, że spróbuję.
Na pierwszym treningu od razu dali Ci wycisk?
N.D. (Śmiech) zdecydowanie nie. Wszystko jest dostosowane do osoby, ćwiczenia są dobierane na miarę naszych możliwości, jednak skłamałabym mówiąc, że nie było zakwasów. Były i to jakie!
Jak odbierają was przypadkowi ludzie kiedy ćwiczycie na zewnątrz?
B. W. Dużo osób się dziwi. Widać, że przypatrują się nam z zainteresowaniem. Podchodzą tylko pojedyncze osoby. Kilku kolegów dołączyło do nas „prosto z ulicy”. Zadawali pytania, rozmawiali, a na kolejnym treningu ćwiczyli z nami.
M.R. Są też osoby, które są związane ze sportem, podchodzą pokazują nam ćwiczenia jakie sami wykonują w domu, dzielą się z nami swoim doświadczeniem. To bardzo miłe.
W jaki sposób uczycie się ewolucji?
B.W. Podpatrujemy kroki w Internecie. Inspiracją są dla nas ludzie, którzy starują już w Mistrzostwach Świata i ich poziom jest bardzo wysoki. Dla mnie wzorem jest Maksym Riznyk, który razem z Piotrem Bodziochem zapoczątkował street workout w Polsce.
Obserwując Was podczas dzisiejszego treningu, przyznam, że były momenty kiedy chciałam zamknąć oczy. Wydawało mi się, że niewiele brakowało by ktoś z Was zrobił sobie krzywdę. Jak jest naprawdę. Ten sport jest niebezpieczny? Urazowy?
B.W. Faktycznie przy ewolucjach może się coś stać, ale tylko wyłącznie wtedy, kiedy dana osoba nie jest przygotowana do wykonania tego ćwiczenia i krótko mówiąc przecenia swoje możliwości. Przy normalnych ćwiczeniach i dobrej rozgrzewce nie ma na to praktycznie szans.
Czy na elbląskim podwórku street workouterów jest dużo? To środowisko rozwija się?
B. W. Jest duża rotacja, jedni przychodzą inni odchodzą. Tak naprawdę niewiele osób ćwiczy z nami stale. Ale zainteresowanie tą aktywnością faktycznie rośnie, świadczy o tym chociażby to co dzieje się na naszym facebooku, nowe lajki, komentarze…
Co każdemu z Was osobiście, street workout daje?
N.D. Poprawia samopoczucie, po treningu czuje się zdecydowanie lepiej i jestem silniejsza.
B.W. Pewność siebie, również dobre samopoczucie, kontrola nad własnym ciałem. Jestem zmobilizowany – i nie chodzi tylko o treningi – konsekwencja i upór w ćwiczeniach przekładają się na sukcesy w życiu codziennym.
M.R. Oprócz siły fizycznej wzmocnił się mój charakter. I to jest dla mnie najważniejsze.
Osoby, które te korzyści przekonały, zapraszamy na faceebok grupy: Street Workout Elbląg.
Dziękuję za rozmowę.
Dziękujemy.
Wysłuchała Joanna Siudak