› rozwój i edukacja
11:39 / 18.01.2017

K. Szumilas: "Dopóki nie ma 1 września, jesteśmy w stanie zatrzymać złą zmianę" (+foto)

K. Szumilas:

fot. Amadeusz Żołdak

Atrium Hotelu "Arbiter" wypełniło się wczorajszego popołudnia (17 stycznia) po brzegi. W sali pojawili się wszyscy, którzy chcieli dowiedzieć się więcej o nadchodzącej - i nieuniknionej? - reformie systemu oświaty: nauczyciele, rodzice, dyrektorzy, samorządowcy, parlamentarzyści. Specjalnie na tę okazję do Elbląga przyjechała była minister edukacji narodowej Krystyna Szumilas, która była jednym z zaproszonych prelegentów. Zabrakło niestety, co nie jest niespodzianką, obecnej szefowej MEN Anny Zalewskiej, która nie mogła przybyć z natłoku spraw służbowych. Pojawiło się wiele rzeczowych argumentów ze strony przeciwników reformy oraz nadzieja, że nie wszystko jeszcze stracone, pomimo tego, że Prezydent Duda podpisał ustawy przywracające 8-letnie podstawówki, 4-letnie licea oraz 5-letnie technika kosztem likwidacji gimnazjów. - Bez względu na to, w którym momencie procesu legislacyjnego jesteśmy, należy mówić głośne "nie". Dopóki nie ma 1 września, dopóki zmiana się nie dokonała, jesteśmy w stanie zatrzymać tę złą zmianę - mówiła z niepewnym optymizmem Krystyna Szumilas. Czy rządzący pozwolą zatem na referendum w tej sprawie?

Debata zorganizowana przez Platformę Obywatelską pod hasłem "POrozmawiajmy o... edukacji" wespół ze Związkiem Nauczycielstwa Polskiego i Związkiem Miast Polskich, choć wydaje się, że nieco spóźniona (planowo miała się odbyć jeszcze w grudniu), okazała się bardzo potrzebna. Najlepiej świadczy o tym frekwencja. Choć bez minister Anny Zalewskiej i wojewódzkiego kuratora oświaty Krzysztofa Marka Nowackiego, to ze specjalistami w dziedzinie edukacji: Krystyną Szumilas - byłą szefową MEN, Januszem Kozińskim - prezesem okręgu warmińsko-mazurskiego ZNP, Markiem Wójcikiem - członkiem zarządu Związku Miast Polskich. W zastępstwie z Kuratorium Oświaty przybyła Barbara Antczak - dyrektor wydziału kształcenia. - Byłem w Elblągu kilka tygodni temu. Wtedy jeszcze dyskutowaliśmy o założeniach tej reformy, że rząd nieco bardziej się nad tym pochyli i będzie bardziej merytoryczna dyskusja. Niestety tak się nie stało. Mamy już określony stan prawny. Ja już słyszałem pytanie, czy nie za późno debata, czy warto - zapytywał Janusz Koziński.

- W lutym zeszłego roku zaczęto zbierać podpisy przeciwko tej zmianie - przypominała Krystyna Szumilas. - Ponad pół miliona podpisów. I co się stało? Pani minister mówiła, że jeszcze nie będzie tej reformy i ogłosiła wielką debatę, na której unikała słów "likwidujemy gimnazja". Potem dopiero ogłosiła, że wynikiem tych debat jest likwidacja gimnazjów. To był zatem zwykły pr-owski zabieg mający na celu uspokojenie przeciwników, danie im nadziei. Termin ogłoszenia również nie był przypadkowy, bo to było już po zakończeniu roku szkolnego, kiedy wszyscy wybierali się na wakacje. A potem biegiem, galopem... Mieliśmy tydzień na przeprowadzenie reformy przez parlament. 700 stron. Ja je przeczytałam. Wszystkie poprawki odpadały. Potem ustawa przeszła przez Sejm, wpłynęła rano do Senatu, a już o 12 była komisja. Czy senatorzy byli w stanie ją przeczytać? To było polityczne zamówienie na tę ustawę.

9 stycznia Prezydent Andrzej Duda - nie bez wątpliwości - podpisał ustawy, które przywracały poprzedni system edukacyjny w Polsce. Dla przeciwników reform to nie zamyka jednak drzwi do dyskusji i działania. Nadal jest czas, aby odwrócić negatywne dla szkolnictwa zmiany. - Nie wszystko jest jeszcze stracone. Bez względu na to, w którym momencie procesu legislacyjnego jesteśmy, należy mówić głośne "nie". Dopóki nie ma 1 września, dopóki zmiana się nie dokonała, jesteśmy w stanie zatrzymać tę złą zmianę. [...] Jeżeli już chce się robić zmiany, to trzeba do nich podejść z szacunkiem - szanując tych, którzy wiele lat pracy oddali edukacji i szkole - mówiła była minister. - Nam się wydaje, że warto, że warto dyskutować, jeszcze do 1 września mamy parę miesięcy. Tak szybko jak rząd, parlament, Pan Prezydent procedury prawne przeprowadzili, tak samo szybko można to odwrócić - dodawał Koziński.

Była minister edukacji, w swoim bardzo emocjonalnym wystąpieniu, wskazywała na to, że gimnazja - choć nie idealne - to w końcu przyniosły spodziewany efekt. Wyrównały się szanse dzieci ze wsi na dobre wykształcenie, zapewniły pracę pedagogom, którzy teraz najpewniej stracą pracę czy odseparowały najmłodsze dzieci od tych w okresie dojrzewania. Również badania umiejętności uczniów, którzy osiągnęli wiek 15 lat (PISA) pokazały, że wprowadzenie gimnazjów było korzystne.

- Trzy podstawowe elementy, które leżały u podstaw stworzenia gimnazjów: poprawienie warunków edukacji przede wszystkim z terenów wiejskich. 8-klasowe szkoły podstawowe, które funkcjonowały w całej Polsce nie zapewniały wszystkim uczniom równych szans. Szkoła na wsi np. nie była w stanie zapewnić nauczyciela fizyki, chemii, biologii, bo tych godzin było po prostu za mało. Nie było nowoczesnych pracowni szkolnych, boisk szkolnych, a warunki w tych szkołach były dużo gorsze. Wtedy właśnie, jakby zdając sobie sprawę z tego, że trudno jest finansowo sprostać, żeby taka mała szkoła była nadzieją na dobre liceum i dobrą edukację, wówczas postanowiono stworzyć gimnazjum. Gimnazjum, do którego przyjeżdżały dzieci z tych sołectw, w których można było zatrudnić nauczyciela fizyki czy chemii, stworzyć pracownię fizyczną i chemiczną. To był pierwszy punkt wyrównywania szans. Nie tylko jednak chodziło o tę sferę materialną, ale także zapewnienie odpowiedniej kadry nauczycielskiej. Zapewnienie dobrej kadry był drugim z tych powodów. Trzeci powód to oodzielenie czy też stworzenie odpowiednich warunków nauki do wieku. Oddzielenie tych maluchów od dzieci starszych, od tych w wieku dojrzewania, które mają już inne potrzeby, mają inne zachowanie - tłumaczyła Szumilas. - Badania PISA potwierdziły, że gimnazja się sprawdziły. Przede wszystkim dlatego, że uczniowie o rok uczyli się dłużej tego samego. Dopiero selekcja następowała po 9 klasie. [...] Te początki były bardzo trudne, ale przez te 17 lat gimnazja nauczyły się pracy z młodzieżą. Nauczyły się zespoły nauczycielskie, nauczyły się samorządy i rodzice - tego nowego systemu.

A co dzisiaj oznacza powrót do systemu "8+4"? Prelegenci nie mieli wątpliwości, że przyniesie to sporo negatywnych skutków: organizacyjnych czy finansowych.

- Dzisiaj cała ta zmiana - lub jak ja ją nazywam "dereforma" - to jest coś, co rujnuje polski system edukacji i nie wybaczę tym, którzy to robią, bo działają przeciwko polskim dzieciom. Szczególnie z tych terenów, które potrzebują większego wsparcia - powiedziała Krystyna Szumilas. - Na 13,5 tys. szkół w Polsce, 10 tysięcy szkół podstawowych - bo o nich mówimy - to są szkoły samodzielne, niebędące w zespole z gimnazjum. Tam od 16, 17, 18 lat nie uczyło się fizyki, biologii, chemii, geografii. Tam nie ma pracowni fizycznej, chemicznej i biologicznej. Tam nie ma nauczyciela, który uczyłby tych przedmiotów w tej szkole. To jest wpychanie dzieci w ten system, który funkcjonował w czasach PRL-u, który nie daje im możliwości jeżeli chodzi o przedmioty przyrodnicze. To skazywanie ich na salkę gimnastyczną, często przeznaczoną dla mniejszych dzieci.

- Kiedy jako minister edukacji wprowadzałam obniżenie wieku szkolnego i 6-latki do szkół, to z ust przeciwników tej reformy - również z PiS-u - słyszałam, że 6-latek nie może się uczyć w szkole w 12-latkiem. Dzisiaj okazuje się, że może się uczyć z 7- i 8-klasistą. [...] Dzisiaj wracamy do systemu, który po 8 klasie spowoduje selekcję, i który spowoduje, że część uczniów tych najsłabszych, znowu będzie najsłabszymi. Badania PISA pokazały, że nasze miejsce w czołówce Europy, został zbudowany na pomocy tym najsłabszym uczniom. Boję się o te badania w następnych latach. Może wtedy przyjdzie otrzeźwienie, ale będzie już za późno - dla tych 4-, 5- i 6-klasistów w szczególności, bo to oni zapłacą w największym stopniu za tę reformę - kończyła swój długi wywód była minister.

Jednym z najpoważniejszych zarzutów dotyczących wprowadzanej reformy dotyczy przede wszystkim braku podstaw programowych oraz złudnej pewności rządzących w stosunku do tego, że zmiany nie przyniosą żadnych dodatkowych kosztów finansowych dla samorządów, które już przy okazji pierwszego etapu reformy musiały dopłacić - według szacunków - kilka miliardów złotych.

- Ministrowie rządu mówili, że i poprzedni etap reformy oświatowej, i ten obecny będzie bezkosztowy dla samorządów - przypominał senator Jerzy Wcisła. - Złożyłem więc wniosek, że jeżeli będzie bezkosztowo, to należy zapisać w ustawie, że jeśli pojawią się jakieś koszty po stronie samorządu, to rząd te koszty zrefunduje czy zrekompensuje samorządom. Ten pierwszy etap niektóre samorządy sobie podliczyły i Elbląg kosztował on 3 miliony złotych z kasy lokalnej. W Olsztynie podobnie. Według moich szacunków samorządy wydały kilka miliardów na pierwszy etap reformy oświaty - 3, a nawet 4 - i jeśli drugi będzie kosztował tyle samo, to o tyle zmniejszą się możliwości rozwojowe gmin.

Podzielał te obawy Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich, choć jego martwiło najbardziej co innego.

- Zmiany są potrzebne. To jest oczywiste. Musimy się nauczyć z nimi żyć i czerpać jak najwięcej korzyści z tych zmian - mówił Wójcik. - One nie będą jednak ogólnie dotyczyć kształtu systemu, ale kwestii dotyczących podstawy programowej, a z tym właśnie mamy największy kłopot. Dziś nie wiemy, czego będą się uczyły polskie dzieci. Będziemy mieli podstawę programową dla klasy I, IV i VII, a potem w następnych latach będą dorabiane podstawy programowe do kolejnych klas. To jest takie budowanie domu od pierwszego piętra. To duży błąd.

W obronie reformy stanęła przedstawicielka Kuratorium Oświaty, która przybyła w zastępstwie Anny Zalewskiej i Krzysztofa Marka Nowackiego.

- Przywrócimy 4-letnie licea - odpowiadała Barbara Antczak, dyrektor wydziału kształcenia, wychowania i opieki. - Uczniowie będą mieli 16 godzin przedmiotów przyrodniczych, 8 godzin historii, zamiast 2. Zwiększymy pomoc psychologiczno-pedagogiczną. Wzmocnimy bezpieczeństwo. Zwiększymy rolę rodziców. To wszystko przyniesie zmiana.

To była pierwsza z dwóch debat, które odbędą się w tym tygodniu. Druga - zorganizowana przez Prezydenta Elbląga Witolda Wróblewskiego - zaplanowana została na czwartek 19 stycznia na godzinę 14:00 (sala sesyjna Urzędu Miejskiego). Wtedy też dowiemy się więcej o tym, jak wprowadzona reforma wpłynie na oświatę w naszym mieście.

 

2
0
oceń tekst 2 głosów 100%

Powiązane artykuły

Czy Anna Zalewska przyjedzie do Elbląga na debatę oświatową? [ANKIETA]

12.01.2017 komentarzy 3

9 stycznia 2017 roku Prezydent Andrzej Duda podpisał ustawy, które już wkrótce sprawią, że zmieni się system oświatowy w Polsce. W związku z tym...

Reforma oświaty bez gimnazjów w Elblągu. Co przyniesie? (+foto)

13.01.2017 komentarzy 2

Ośmioletnie szkoły podstawowe, czteroletnie licea oraz pięcioletnie technika - tak w skrócie będzie wyglądał "nowy" system kształcenia w Polsce....

"Pani Minister Kochana", co z tą reformą? Jutro w Elblągu debata oświatowa (+foto)

16.01.2017 komentarzy 12

Już jutro (17 stycznia) w Atrium Hotelu "Arbiter" (plac Słowiański 2) odbędzie się debata oświatowa pod hasłem "POrozmawiajmy o edukacji",...

Pierwsze podpisy pod referendum w sprawie reformy edukacji złożone

13.02.2017 komentarzy 5

Senator Jerzy Wcisła, posłanka Elżbieta Gelert oraz radna Irena Sokołowska (wszyscy Platforma Obywatelska) złożyli dzisiaj pierwsze podpisy pod wnioskiem o...

Zdjęcia ilość zdjęć 13