› poradnik
00:04 / 22.08.2019

Konstanty Ildefons Gałczyński - dlaczego docenić jego nihilizm?

Konstanty Ildefons Gałczyński  - dlaczego docenić jego nihilizm?

Konstanty Ildefons Gałczyński był bez żadnych wątpliwości jednym z najbardziej oryginalnych a zarazem najbardziej niepokojących zjawisk w polskiej literaturze dwudziestego stulecia. Co ciekawe jednak, pomimo, iż jego twórczość jest w wyraźny sposób zabarwiona nihilizmem, Gałczyński w odbiorze zwykłych czytelników nie jest stawiany obok takich pisarzy, jak chociażby Witkacy.

Dlaczego? Wydaje się, że przyczyna tkwi w dużej mierze w dyspozycjach psychicznych poety, jego charakterze, żądzy sławy, potrzeby poklasku i poczytności. Cała biografia Gałczyńskiego jest przecież jednym wielkim absurdem: poeta nie będący antysemitą, jednak publikujący w antysemickich czasopismach. Dlaczego? Ze względu na ich ogromną poczytność w Polsce przedwojennej. Po II wojnie światowej Konstanty Ildefons Gałczyński również nie bynajmniej nie przeistoczył się w ideowego komunistę, a jednak przecież to właśnie on jest autorem chociażby takich wierszy, jak dedykowany Czesławowi Miłoszowi, dosyć podły "Poemat dla zdrajcy".

Poeta pozorów?

Jak jednak Gałczyński zdołał osiągnąć tę niespotkaną dwoistość swojego dzieła? Być może wyraz "dwoistość" nie jest tutaj do końca uzasadniony. To prawda, że poezja Gałczyńskiego jest teatrem absurdu, czymś nihilistycznym i trudno się tutaj nie zgodzić z tym, w jaki sposób dzieło Gałczyńskiego oraz samego Gałczyńskiego analizował Czesław Miłosz w "Zniewolonym umyśle". Miłosz pisał, że, być może, poezja autora "Balu u Salomona" jest najczystszym przejawieniem się tego specyficznego światoodczucia, z którego pochodzi nurt znany jako teatr absurdu. Jednocześnie jednak Gałczyńskiego nie można stawiać dokładnie w tym samym szeregu, co na przykład Samuela Becketta. Miłosz pisze, że u Gałczyńskiego można dostrzec nie tylko absurd i śmieszność świata, ale również akceptację tego absurdu a nawet pewien rodzaj miłości do świata.

Czy takie rozumienie poezji Konstantego Gałczyńskiego jest jednak całkowicie słuszne? Wydaje się, że być może zamiast o akceptacji absurdu lepiej byłoby mówić o próbie czy też chęci takowej akceptacji. Można się tutaj odwołać do słynnego "Querer creer" Miguela de Unamuno, czyli "chęci wiary". W twórczości Miguela de Unamuno owo "querer creer" (dosłownie: chcieć wierzyć) ma oczywiście kontekst teologiczny i odnosi się do Boga. W odniesieniu do Gałczyńskiego można chyba mówić o chęci akceptacji świata, takim jakim jest: absurdalnym, pozbawionym sensu i śmiesznym. Gałczyński nie chciał odrzucać rzeczywistości: pomimo swoich dyspozycji charakterologicznych oraz pomimo swojego światoodczucia pragnął świata i pełnego bycia w świecie. To przede wszystkim odróżniało go od wymienionego już Samuela Becketta.

Czy jednak sama "chęć" czy to wiary czy to akceptacji absurdu ludzkiej egzystencji może wystarczyć? Dla Miguela de Unamuno niemożliwość osiągnięcia stanu, do którego się dąży, przeistoczyła się w jeden z kluczowych motywów jego myśli(agonia rozumiana zgodnie z pierwotnym, etymologicznym znaczeniem tego wyrazu, jako walka- "lucha agónica").

U Konstantego Gałczyńskiego nie znajdujemy podobnej konceptualizacji. Wydaje się, że dla polskiego poety polem owej walki było przede wszystkim jego własne życia, jego do cna absurdalna i przecząca wszelkiemu rozsądkowi biografia. Niektórzy w dość wyraźny sposób Gałczyńskim gardzili, można to odczytać np. z reakcji Stanisława Vincenza na niesławny "Poemat dla zdrajcy" napisany przez Gałczyńskiego. Vincenz co prawda zwracał się bezpośrednio jedynie do Czesława Miłosza ani ogóle nie przywoływał osoby Konstantego Gałczyńskiego, jednak pewna nuta wzgardy jest dość wyraźna.

Czy Konstanty Gałczyński podpisałby się pod tymi słowami Giacomo Leopardiego?

"Nadejdzie czas kiedy nastąpi kres tego Świata i całej Natury. I podobnie jak z przeogromnych ludzkich królestw oraz imperiów ani z niezwykłych ich dziejów, przesławnych minionymi wieki, dziś nie pozostał żaden znak ani cień sławy, tak samo żaden ślad nie pozostanie po całym świecie, po nieskończenie wielu przemianach i klęskach rzeczy stworzonych, lecz olbrzymią przestrzeń wypełni nagie milczenie, najgłębszy spokój. W taki sposób cudowna i przerażająca tajemnica istnienia, zanim wyjaśni się i pozwoli zrozumieć- zamrze i zginie".

Zapewne tak. Z pewnością jednak nie przywiodłoby go to rezygnacji ze świata.

Miłość w poezji Gałczyńskiego

Często podejmowanym przez Gałczyńskiego motywem jest miłość zmysłowa. Czy jednak czytelnik znajdzie tutaj cokolwiek głębokiego, miłość jako istotne kategorię egzystencjalną, taką jaką była w poezji Leśmiana? Oczywiście, że nie. Również tutaj Gałczyński zwodzi, zatrzymuje się na poziomie sielanki i prostoty. Dwa charakterystyczne wiersze to "Ślubne obrączki" oraz "Rozmowa liryczna". Konstanty Gałczyński był oczywiście poetą zbyt utalentowanym, aby popadać w tandetę, więc nawet najprostsze i najbardziej sentymentalne z jego wierszy nie mogą być umieszczane w zawstydzającym towarzystwie Paulo Coelho czy Wiliama Whartona. Jest to jednak liryka raczej Staffowska, może jednak bez charakterystycznego dla Staffa wyrafinowania. Przypomina się również Staffa "Ars Poetica" ze słowami:

I niech wiersz, co ze strun się toczy,
Będzie, przybrawszy rytm i dźwięki,
Tak jasny jak spojrzenie w oczy
I prosty jak podanie ręki.

Być może w niektórych momentach, Gałczyński niekiedy zapominał o tym, co wyniszczało go duchowo i co kierowało jego biografią a jego poezja miłosna, inaczej niż cała reszta dzieła poetyckiego, jest właśnie taka jaką się wydaje: jasna jak spojrzenie w oczy i prosta jak podanie ręki.

1
0
oceń tekst 1 głosów 100%