Lena Romul "Industrialnie" - rozmowa z artystką
fot. Konrad Kosacz
W środowy wieczór (30 stycznia) w Mjazzdze odbył się po raz pierwszy koncert popowy. Znając właściciela klubu, który rękami i nogami broni się przed niektórymi gatunkami muzycznymi, z początku byłem bardzo zaskoczony. Jednak Lena Romul nie jest typową piosenkarką popową, gdyż jej muzyka łączy wiele gatunków muzycznych. Sama wokalistka wywodzi się ze środowiska jazzowego i to tłumaczy zachowanie administratora obiektu.
Lena Romul – 23-letnia poznanianka, absolwetka szkół muzycznych I i II stopnia w klasie skrzypiec i saksofonu. Ukończyła studia na wydziale Jazzu Akademii Muzycznej we Wrocławiu w klasie saksofonu i na wydziale Jazzu Zespołu Szkół Muzycznych w Warszawie w klasie wokalu jazzowego. Jako 17-latka otrzymała wyróżnienie indywidualne na Jazz Juniors w 2009 roku oraz nagrodę główną z zespołem Lena Romul Quintet. Ex członkini zespołu Wojtka Pilichowskiego. Finalistka konkursu telewizyjnego Mam Talent.
Trzeba przyznać, że twoja kariera dosyć szybko się rozwija. Jesteś młodą osobą, bardzo utalentowaną. Kariera cię goni. Wiadomo, że zapracowałaś na to. Jak wspominasz w innych wywiadach, jest to ciężka praca od 6 roku życia. Co najbardziej wpłynęło na to, w jakim etapie swojej kariery jesteś teraz?
Myślę, że najważniejszym wydarzeniem był moment, kiedy Wojtek Pilichowski zaprosił mnie do swojego zespołu i że mogłam z nim występować przez dwa lata. To były pierwsze występy, które miały status pracy. Zmieniły się priorytety, od tego momentu ja już nie tylko bawiłam się grając, zaczęłam to traktować jako coś, z czego będę w przyszłości żyła. Zaczęłam się wtedy zastanawiać, czy naprawdę chcę, żeby moje życie było życiem muzyka. Bardzo mi się to spodobało. Zagrałam z Wojtkiem mnóstwo koncertów. To doświadczenie zmotywowało mnie do tego, aby zrealizować własne wizje muzyczne.
Czy przed graniem z Pilichowskim miałaś inne plany? Zastanawiałaś się, czy będziesz co innego robić?
Przede wszystkim myślałam, że pójdę w kierunku innej muzyki. Na początku byłam mocno kształcona w kierunku muzyki klasycznej, a potem jazzowej. A dopiero u Wojtka Pilichowskiego zrozumiałam, że muzyka popowa jest bardzo ciekawa. Niby on gra na basie muzykę fusion, czy jazzową. Ale tak naprawdę jego koncerty są bardzo popowe. Spodobało mi się, jak to działa na ludzi, jak to łączy z publicznością całkiem na innej zasadzie. Na koncertach muzyki klasycznej artyści siedzą na krzesłach, są daleko od publiczności. Na koncertach jazzowych publiczność siedzi. Na koncertach popowych możemy stać a publiczność może tańczyć. Mamy bezpośredni kontakt ze słuchaczami i to jest fajne.
Wzięłaś udział w konkursie „Mam talent” organizowanym przez telewizję, znalazłaś się w finale. Jaki jest Twój stosunek do tego typu konkursów? Czy myślisz, że jest to dobra droga?
Wydaje mi się, że jest to dobra droga dla ludzi, którzy robią to w jakimś konkretnym celu. Nie sądzę, żeby taki program mógłby kogoś dobrze wypromować, jeżeli on sam nie będzie wiedział, co z tym zrobić dalej. Telewizja to jest dopiero początek z dostępem do większej publiczności, ale reszta zależy od samego artysty, czy ma wizję i wie, jak to dalej pociągnąć. Za mną nie stoi żadna wielka wytwórnia muzyczna, wszystko wypracowujemy sami z zespołem. Telewizja pomogła mi w tym, że możemy te nasze pomysły realizować. Gdybym tam poszła bez pomysłu, pokazać tylko to co potrafię, to nic bym z tego nie wyciągnęła.
22 stycznia, w twoje urodziny odbyła się premiera dwupłytowego albumu z zapisem twoich dwóch projektów: „Industrialnie” i „ Instynktownie”. Rozpoczęłaś pierwsze koncerty promujące płyty. Jak wyglądają twoje emocje w związku z tym?
Niesamowite. Płyty można kupić w empiku, co mnie bardzo cieszy. Kiedy wypuściliśmy klip, to pisano o nim w dużych mediach. Dostawaliśmy dużo pozytywnych opinii, że ludziom podoba się ten kierunek muzyczny, który obrałam z chłopakami. Dla mnie - osoby, która wychodzi ze świata jazzowego, było dość oczywiste, że płyta musi być koncepcyjna, gdzie prowadzę muzykę w jakimś kierunku. Udało się to na tych płytach. Chyba największą radością jest to, że doprowadziłam do końca ten pomysł. Że miałam ludzi dookoła, którzy mi w tym pomogli.
Niemniej projekt Instynktownie pozostał w klimatach jazzowych?
Może jazzowe to nie jest dobre słowo. Ale na pewno projekt zawiera elementy improwizacji, co przybliża mnie do tych ludzi, którzy mnie pamiętają z okresu jazzowego. Jest to ukłon w stronę tych ludzi. Jeśli kupią tę płytę, to nadal we mnie wierzą, nawet jeśli obok znajduje się płyta popowa. Sprawia mi to ogromną radość, że ludzie przychodzą do mnie i chcą te płyty kupować. To jest nowe doświadczenie, zawsze grałam u innych, a teraz mogę sprawdzić na sobie, jak to jest.
Jeśli pójdziemy na koncert Industrialnie, a następnie na Instynktownie, to możemy mieć wrażenie dwóch bardzo różnych koncertów?
Zdecydowanie. Choć to jest nadal zrobione z muzykami, którzy znają się na improwizacji, więc robią dość ciekawe formuły muzyczne, ale charaktery projektów są zupełnie różne. Jeden jest taneczny, drugi jest refleksyjny. Mi się najbardziej marzy, aby równolegle rozwijać te dwa pomysły. Być może w przyszłości połączyć je w całość, ale na razie podoba mi się to, co mogę wykonać w dwóch materiach. To są dwa zupełnie różne koncerty. Dziś mamy koncert stojący, a ludzie będą mogli się do tego ruszać - najważniejszy jest rytm. W Instynktownie również ważną rolę odgrywa rytm, jednak ważniejsze jest to, aby położyć się na wygodnym fotelu i poczuć odprężenie.
Swoją płytę wydałaś niezależnie, w prywatnej wytwórni „Capitan Earth”, którą założyłaś ze znajomymi. Wiadomo, że duże wytwórnie zawsze mają swoje plany, chcą coś narzucać, wy się od tego odcięliście.
Nie jest łatwo przekonać ludzi z wytwórni do czegoś nowego. Dzięki niezależności mogliśmy wydać dokładnie to, co chcemy, tak jak my to słyszymy. I wtedy zobaczyć, jak ludzie na to zareagują, co się wydarzy.
Dla nas to też jest eksperymentem. Jaki jest odbiór waszej płyty? Czy można usłyszeć w mediach twoje utwory?
Nie jesteśmy chętnie puszczani w stacjach mainstreamowych, choć udaje nam się docierać do dużych środowisk medialnych. Cieszy mnie też to, że media offowe piszą o nas, nie traktują tego jako papki. Z drugiej strony mogą wylądować do takiego grona ludzi, którzy byli znani, ale nie wiadomo za co. Na szczęście, jeśli o chodzi o moje projekty, to pisze się o mojej muzyce, nie o mnie. Ciekawe jest to, że moje płyty pojawiają się na półkach w dziale „pop”. Może dojdzie w przyszłości do tego, że muzyka pop zostanie przewartościowana i nie będzie robić czegoś na siłę, żeby być „popowym”, tylko będzie można to zrobić po swojemu.
Kto dla ciebie jest kimś szczególnym, komu zawdzięczasz szczególne osiągniecia, komu chciałabyś podziękować?
Jest to mój nauczyciel od saksofonu z liceum – pan Jarosław Wachowiak. To on chyba najwięcej nauczył mnie o muzyce. Pokazał mi wiele gatunków muzycznych, żebym mogła sprawdzić się w różnych nurtach muzycznych. Także wiele mi dały zajęcia z panią Danutą Maćkowiak od fortepianu. Ona nauczyła mnie kłaść podstawowe struktury, które znacznie mi ułatwiają pracę kompozytora. Dzięki temu potrafię zaprogramować utwór w ten sposób, że przynoszę gotowy materiał na próby i oni zagrają to tak, jak ja tego oczekuję.
Mamy początek roku, więc można jeszcze składać życzenia na nadchodzący rok. Czego można tobie życzyć?
Żebym cały czas realizowała rożne swoje wizje i się nie poddawała.