› bieżące
07:12 / 10.11.2017

Losy legionisty Franka, żołnierza Józefa Piłsudskiego

Losy legionisty Franka, żołnierza Józefa Piłsudskiego

Już nie ma wśród nas tych, którzy pamiętają czasy I Brygady Piłsudskiego. Nawet nie żyją ich synowie. Z jednym z nich zdążyłam kilka lat temu porozmawiać przed śmiercią. Był elblążaninem. Nie zapomnę z jaką czułością pokazywał mi podpisany przez Piłsudskiego dokument nadania ojcu Krzyża Niepodległości.

Można wiele mówić o patriotyzmie, choć to wywołuje zwykle znudzenie u młodych. Tylko przykład pociąga. Tak było z Franciszkiem Koziejem z Lublina. Tam jako siedemnastoletni tokarz w 1915 roku zobaczył po raz pierwszy w życiu polskich żołnierzy. Chciał tak jak oni walczyć o wolną Polskę, o której tyle słyszał od rodziców. Zgłosił się do I Brygady Piłsudskiego 1 sierpnia 1915 roku. Gdy dowiedział się, że przyjmują od 18 lat, skłamał, że jest o rok starszy. Przydzielony został do baonu uzupełniającego. Co wtedy myślał, jaki był, już się nie dowiemy. Na pewno wierzył, że zmieni świat, choć w 1915 roku droga była do tego daleka.

Piłsudski tak mówił o młodych legionistach.

„Oczy niewinnego dziecka, które życia nie znają. W tych oczach widoczny był już stalowy odblask stanowczości – znamię przedwczesnego wydobycia z duszy wartości żołnierskiej”.

Bitwa pod Kuklami

Zachowała się książeczka wojskowa, która jest zwięzłym żołnierskim zapisem losów młodego legionisty Franka. Mam jej kopię. Gdy studiuję książki o legionach, biorę ją do ręki i czytam niezbyt wyraźne już nazwy miejscowości, gdzie walczył Franciszek Koziej. Wtedy historia staje bliższa i bardziej zrozumiała. Wojaczka zaczęła się pechowo od leczenia oczu przez dwa miesiące w szpitalu. 6 października 1915 roku wrócił Franciszek do wojska. Zaledwie 16 dni później brał on udział w bitwie pod Kuklami.

- Uczyłem się o niej zaraz po wojnie z podręcznika, wydanego w 1937 roku we Lwowie – opowiadał mi przed laty syn legionisty, Kazimierz Koziej, który już niestety nie żyje. - Tam można wyczytać, że dzięki temu zwycięstwu nie został przerwany front austriacki przez Rosjan. Gdy korzystałem z podręcznika jeszcze nie wiedziałem, że tam walczył mój tato.

Niewiele mi opowiadał. Mówił, że walki były niezwykle ciężkie i zacięte. Zapamiętałem także opowieści o pieczeniu kaczki w warunkach polowych. Było to pewnie dla niego wydarzenie, gdy podczas walk nie zawsze aprowizacja była na czas.

Przysięga sprzeczna z honorem

Franciszek Koziej uczestniczył także w walkach nad rzeką Stochód w 1916 roku. Były to tereny bagniste, dróg było niewiele i małe zaludnienie. Oddziały podejmowały działania bojowe bez możliwości kontaktowania się i łączności z sąsiednimi batalionami. Musiały być zdane na własną przedsiębiorczość i intuicję swych dowódców. Trzeba było oceniać sytuację na własną odpowiedzialność bez uzgadniania z przełożonymi. W takich warunkach żołnierze mogli poznać wartość dowódców, którzy w walce zdobywali autorytet.

Walka zakończyła się w lipcu 1917 roku. Tak jak inni żołnierze I Brygady, Franciszek Koziej odmówił złożenia przysięgi wierności kajzerowi. Wierzył Piłsudskiemu, który uznał, że jest ona sprzeczna „z polskim honorem i żołnierską godnością”. Za bunt trzeba było zapłacić rozbrojeniem i internowaniem w Szczypiornie. Tak pisze o tym Franciszek Koziej w swoim życiorysie.

"Byłem zakwaterowany w jednym z baraków czwartego bloku. W baraku tym zakwaterował się również P. kpt. Stanislaw Tessaro, (obecnie gen bryg.), który wraz z innymi P.P. oficerami przyjąwszy chwilowo stopnie podoficerów, byli dla podtrzymania idei legionowej. Wymienieni po pewnym czasie zostali przez szpiclów wydani Niemcom, którzy odseparowali ich od nas, przewieźli do Benjaminowa" ( obozu dla oficerów, piswonia autentyczna – przyp. aut.) 

- czytamy we własnoręcznie napisanym życiorysie Franciszka Kozieja. Jego syn z wspomnień ojca zapamiętał, że wracał z internowania w drewnianych chodakach.

Krzyż Niepodległości

Józef Piłsudski doceniał poświęcenie swoich żołnierzy. Tak mówił do legionistów w Kaliszu w 1927 roku.

"Mnie jako generałowi, nie chciano robić zbyt wielkich przykrości i dawano mi życie generalskie w więzieniu (w Magdeburgu – przyp. aut.), podczas gdy was czekały gorsze rzeczy. Bo Szczypiorno i Benjaminów nie należały do przemiłych ubikacyj (nieużywane określenie pokoju lub pomieszczenia – przyp. aut.) – zauważał Józef Piłsudski.

Były to nie tylko słowa. Franciszek Koziej, tak jak jego koledzy, otrzymał Krzyż Niepodległości. Na dokumencie jego nadania widnieje podpis Józefa Piłsudskiego, jako przewodniczącego Komitetu Krzyża i Medalu Niepodległości. Pan Franciszek otrzymał też odznaczenie dla Jeńców i Więźniów Ideowych z lat 1914-1921 oraz Brązowy Krzyż Zasługi.

Podpis komendanta

widnieje także na nadaniu odznaki Za Wierną Służbę, numer 1750.

"Komenda I Brygady Legionów Polskich. Nadaję obywatelowi szeregowemu 1 p.p. (pułku piechoty) za pracę na polu od dnia 1 sierpnia 1915 roku prawo noszenia odznaki Za Wierną Służbę".

Słowa te podpisał Józef Piłsudski. Wrócił on do Polski w listopadzie 1918 roku. Zaś pan Franciszek jako niepełnoletni, w czasie kryzysu przysięgowego, został zwolniony z internowania w styczniu tego samego roku, nie ze Szczypiorna, ale z Łomży gdzie był wcześniej przeniesiony.

"Wróciłem do praktyki cywilnej. W grudniu 1918 roku ponownie wstąpiłem w Lublinie do Wojska Polskiego"

– pisze pan Franciszek w życiorysie. Niecałe trzy lata później zwolnił się do rezerwy. W 1927 roku znów powrócił do wojska. Został przyjęty do 8 baonu Korpusu Ochrony Pogranicza.

Wolna Polska w legionach

Dziś nie dowiemy się już jak Franciszek Koziej świętował odzyskanie niepodległości w listopadzie 1918 roku. Gdy pytałam jego syna odpowiedział bez wahania, że dla ojca wolna Polska była podczas pobytu w legionach. Nic w tym dziwnego, tak sądził też komendant Piłsudski.

"Żeśmy pierwsi w Polsce zaczęliśmy żyć życiem wojska polskiego i przy powszechnym poniżeniu Polaków mieliśmy spokój co do swego honoru i częste zadośćuczynienie dumy i godności narodowej" – tak mówił w Lublinie w Teatrze „Corso” do swoich legionistów w dziesiątą rocznicę powstania formacji.

Być może pan Franciszek był na tym zjeździe. Mieszkał przecież w 1924 roku w Lublinie. Pracował w Fabryce Dachówek Cementowo –Azbestowych i Eternitu. Szybko awansował i został mistrzem zmianowym.

- Tato musiał być bardzo zdolny skoro go doceniono w tak krótkim czasie – mówił mi przed laty z dumą syn Kazimierz Koziej.

Tak jak wielu legionistów pan Franciszek brał udział w wojnie obronnej 1939 roku. Został ranny. Z dokumentu wydanego przez lekarza 6 Szpitala Okręgowego wynika, że otrzymał dwa postrzały w lewy bok. Po zakończeniu walk wstąpił do Armii Krajowej, wtedy jeszcze Związku Walki Zbrojnej. Podczas walk zaginął. Rodzina nie wiedziała co się stało. Wszelkie poszukiwania do dziś nie dały rezultatu. Jeśli ktoś wiedziałby coś o losach Franciszka Kozieja proszę o kontakt.

1
0
oceń tekst 1 głosów 100%