Małe sklepy osiedlowe kontra duże hipermarkety. Kto wygra w nierównej walce?
fot. Społem
Małe sklepy osiedlowe zawsze przegrają z wielkimi hipermarketami pod względem cen. Czym nadrabiają? Miłą obsługą, świeżymi produktami, otwarciem sklepu 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. Właściciele sklepików jednak narzekają, że Klientów mają coraz mniej.
Udało nam się porozmawiać z sprzedawczynią, która w jednym ze sklepików osiedlowych w Elblągu pracuje już kilkanaście lat.
Proszę spojrzeć jak wygląda to miejsce teraz, a jak wyglądało 10 lat temu. Teraz w okolicy znajduje się Biedronka, dwa duże supermarkety, bodajże dwie „Żabki”. Żyjemy również w cięższych czasach, niż kiedyś, więc Klienci wybierają przede wszystkim miejsce, gdzie zakupy można zrobić taniej. Jakość produktów schodzi na dalszy plan.
Według badań rynkowych co roku znika około 10 procent małych sklepów osiedlowych. Właścicielom przestaje się opłacać prowadzenie lokalu, opłaty rosną w górę, a klientów jest coraz mniej. Sklepiki nie zamawiają takich ilości towaru jak duże hipermarkety, więc nie mają aż takich zniżek w hurtowniach.
Nie jest prawdą, że narzucamy nie wiadomo jakie marże na produkty. Sprzedajemy za takie ceny, aby cokolwiek zarobić. Niestety, nie jesteśmy w stanie uruchomić takich promocji, jakie są praktycznie co tydzień w marketach – mówi sprzedawczyni.
Co robią właściciele, żeby utrzymać się na powierzchni? Łączą się w jeden sklep. Takie sytuacje zdarzają się na każdym elbląskim osiedlu. Kiedyś warzywniak i sklep spożywczy – dziś jeden lokal ogólnospożywczy. Zatrudniane są ekspedientki z obu sklepów, pracują na zmiany. Z tym wiąże się również czas otwarcia sklepu. Normą jest, że sklepik osiedlowy otwiera się o godzinie 6-7 rano, a zamyka się ponad 15 godzin później, czyli o 21-22. Dużo z nich jest otwartych również całą dobę. Przez weekendy, dni wolne (jak nadchodząca majówka) takie sklepiki mogą nadrobić straty. W końcu supermarkety są w tym czasie zamknięte.
Nie oszukujmy się, nie zarabiamy kokosów. Wszystko zależy od szefa. Ja na swojego nie narzekam, przyjeżdża, jest z nami od samego rana, pomaga w obowiązkach. Jeżeli jest późno, a robimy inwentaryzację zawsze zapłaci za nadgodziny, odwiezie do domu. Jednak wiem, że inni sprzedawcy nie mają tak dobrze. Potrafią pracować po 200 i więcej godzin w miesiącu za psie pieniądze – mówi nasza rozmówczyni.
Kto wygra w tej nierównej walce? Czas pokaże. Starsi elblążanie nadal chętnie kupują w małych sklepikach, cenią sobie jakość produktów i obsługę, która ich już po prostu zna. Młodsi są już nauczeni robienia zakupów w dużych hipermarketach i to tam głównie się kierują, nawet jeżeli potrzebują kilku produktów.
A jak to wygląda u naszych Czytelników? Zapraszamy do dyskusji.