Marcin Palade: Elbląg - zwycięstwo PiS i co dalej?
fot. Konrad Kosacz
Bitwa o Elbląg zakończyła się sukcesem Prawa i Sprawiedliwości. W drugiej turze wyborów prezydenckich kandydat tej partii - Jerzy Wilk – pokonał nieznacznie Elżbietę Gelert z PO. Przed zwycięzcą stoi w najbliższych dniach zadanie zbudowania większości w radzie miejskiej, gdzie PiS musi znaleźć trzech radnych wywodzących się z klubu PO, SLD lub związanego z PSL klubu Witolda Wróblewskiego.
To warunek potrzebny do wdrożenia na najbliższy rok programu naprawczego, po rządach odwołanego w referendum prezydenta Nowaczyka z Platformy. Wracając do wyborów. Elbląg miał być i był najważniejszym od 2011 roku sprawdzianem walki o głosy między dwiema największymi partiami w naszym kraju. Od niespełna dekady miasto uchodziło za jeden z bastionów PO na północy. Wcześniej pozostawało pod silnym oddziaływaniem lewicy. Wyniki osiągane w nim przez partie i kandydatów centroprawicowych najczęściej plasowały się poniżej średniej krajowej. Kampania referendalna, w której istotną rolę odrywały lokalne struktury PiS, nie cieszyła się większym zainteresowaniem centrali tej partii.
Być może przeważyły wyliczenia, że na odniesienie większego sukcesu nie ma, co liczyć. Od aktywności referendalno-wyborczej wstrzymywał się niemal do samego końca regionalny szef partii Jarosława Kaczyńskiego. Jego zachowanie cechowała typowa obstrukcja aparatczyka, widzącego w działaniach podległych mu struktur zagrożenie dla swojej pozycji. Czyli zjawisko, które określa się mianem „syndromu jedynki”. Zmiana podejścia do „bitwy o Elbląg” nastąpiła w PiS na Nowogrodzkiej po pierwszym, opublikowanym sondażu z początku czerwca, w którym liderami byli Jerzy Wilk oraz PiS. Elbląg odwiedzili posłowie i senatorowie tej partii. Pojawił się Jarosław Kaczyński. Pierwsza tura wyborów prezydenckich zakończyła się sukcesem Jerzego Wilka.
Bardzo dobry wynik uzyskali kandydaci na radnych PiS. Pozostawał problem dokończenia walki i koniecznego zwycięstwa w drugiej turze. Zwycięstwa dającego także dodatkowe punkty w batalii o wzmocnienie liderowania PiS-u w sondażach ogólnopolskich. Wynik ostatecznej rozgrywki o Elbląg nie był wcale łatwy do osiągnięcia dla Prawa i Sprawiedliwości. Istniała obawa, że koalicja „anty PiS”, w tym nieprzychylnym dla centroprawicy mieście, uzyska większość.
Druga strona nie zamierzała oddać pola bez walki. Dobrze prowadzona była kampania kontrkandydatki Wilka – Elżbiety Gelert z PO. Spece od PR próbowali pokazać uczciwszą twarz partii Donalda Tuska w osobie wspomnianej kandydatki oraz jej menadżerskie zalety. Do tego doszły jeszcze „taśmy”, które miały skompromitować jej rywala. I trzeba przyznać, że wynik osiągnięty przez Gelert, pomimo jej ostatecznej porażki w walce o prezydenturę, należy uznać za spory sukces. Startowała ona w sytuacji niezwykle trudnej, po „bagnie”, które pozostawił po sobie jej partyjny kolega Grzegorz Nowaczyk. A przegrała bardzo niewielką różnicą głosów. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że gdyby nie „czarny PR” i uruchomienie taśm, kolejność w zakończonych wczoraj wyborach mogła być odwrotna.
PiS przekroczył rubikon, czyli wygrał tam, gdzie jeszcze rok temu wydawało się to niemożliwe. To z całą pewnością dodatkowy wiatr w żagle, tak potrzebny tej partii marzącej o „Budapeszcie w Warszawie”. Ale to także problem dla lidera, jego współpracowników i doradców, jak zaktualizować przekaz, by trafiał on nie tylko do twardego elektoratu prawicowego, ale także – co pokazał Elbląg – do tych, którzy sytuując się bardziej w centrum i są zmęczeni rządami PO.
Co jeszcze? Jeśli PiS chce rządzić samodzielnie musi dokonać istotnego przewartościowania, a sam lider partii Jarosław Kaczyński, co także pokazał przykład z Elbląga, dokonać wyboru między pełną ochroną lojalnych, ale konformistycznych i mało produktywnych aparatczyków, a otwarciem formacji na nowe twarze i wielonurtowość. Bez tego następne wybory do Sejmu wygra PiS, ale rządzić będzie koalicja PO-SLD.
Marcin Palade