Megitza zagrała i zaśpiewała na otwarciu Międzynarodowych Spotkań Artystycznych w Światowidzie
fot. Konrad Kosacz
Miedzynarodowe Spotkania Artystyczne to czterodniowa impreza obejmująca warsztaty, prezentacje, wystawy, spektakle i koncerty. Wydarzenie jest na tyle obszerne, że nie byliśmy w stanie dotrzeć na wszystkie imprezy. Zatem prezentujemy fragment koncertu otwierającego Spotkania i zapis rozmowy z Megitzą przed koncertem.
Organizatorem MSA jest Teresa Miłoszewska ze Światowidu. Organizowane od sześciu lat Spotkania przybrały nową formułę, bardziej otwartą. Poprzednie, cztery imprezy, nosiły nazwę Ogólnopolskich Spotkań Osób Niepełnosprawnych. Jak mówi Teresa Miłoszewska: „już w samej nazwie, wpisany był stygmat niepełnosprawności, a my chcieliśmy uczestniczyć w koncercie na normalnych prawach, bez przywilejów”. Świetnym tego przykładem jest np. prezentowany w czwartek spektakl Przenikanie, w którym uczestniczą profesjonalni muzycy razem z osobami niepełnosprawnymi.
Koncertem inaugurującym MSA, był koncert Małgorzaty Babiarz – Megitzy. Megitza pochodzi z Podhala, ale w swoich poszukiwaniach, odnalazła wśród przodków, romską krew. Artystka od 11 lat mieszka w Chicago. Zapraszam na rozmowę z Megitzą:
Dlaczego wykonuje Pani, właśnie taki rodzaj muzyki?
Związana jestem z górami. Ta muzyka gdzieś tam od dawna we mnie drzemała, od dzieciństwa, a obudziła się we mnie w dorosłym życiu.
Od 11 lat mieszka Pani w Stanach. Czy tego typu muzyka znajduje tam odbiorców?
Muzyka etno, world music, znajduje wielu fanów, bo jest inna. Choć Chicago jest jak kociołek wielu kultur, panuje tam wielokulturowość. Moi słuchacze poszukują w tej muzyce siebie. Pomimo, że jej nie rozumieją, nie znają słów, potrafią się wczuć i jest im to bliskie.
W jakich językach pani śpiewa?
Nowy materiał powstaje głównie w języku angielskim – nowe utwory są mieszanką ze swingiem, jazzem, trochę rockandrolla, nowoczesne style. A inne języki to polski, góralski, romski, serbski, węgierski, słowacki.
Czy psudonim Megitza coś oznacza?
W Stanach imię Małgorzata jest koszmarem do wypowiedzenia, a wszędzie w Stanach nazywają mnie Meggi. Megitza to takie „zcygańszczone” połączenie imienia Meggi, takie też trochę „zbałkanione”.
Kim są Pani odbiorcy w Stanach?
W większości gram dla amerykańskiej publiczności, ciężko mi było dotrzeć do Polonii. Dla Polonusów bardziej liczy się to, co jest mainstreamowe. Dopiero, kiedy zespół został przedstawiony w telewizji amerykańskiej, dostałam telefon od Polonii Amerykańskiej z propozycją koncertu. Mówiłam wtedy: tak,tak, to ja dzwoniłam do państwa 4 lata temu.
Czy często koncertuje pani poza Ameryką?
W lipcu odbył się pierwszy wyjazd z zespołem do Europy. Zagraliśmy w Szwajcarii na Montreux Jazz Festival, w Niemczech – było głównie klubowe granie, w Austrii na Wien Jazz Fest, no i teraz w Polsce, przede wszystkim na Podhalu, dla swoich. Wszędzie jest inna publiczność, ale ludzie nadal przeżywają to tak samo.
O czym są Pani piosenki?
Takie proste rzeczy, bo o to chodzi. Śpiewam o tym, co ludzkie, nie o imprezowaniu, o pieniądzach, bogactwie – bo to nie jest ważne. Dla mnie ważny jest człowiek, uczucia i to, co życie w nas budzi. Czy to łzy, czy uśmiech, to, co nas wzrusza, co zasmuca. Tak samo narodziny jak i śmierć są naturalnymi zjawiskami życia ludzkiego. To zawsze w nas będzie. Nie lubię udawanej muzyki. Nie rozumiem jej i nie czuję. Prawdziwa muzyka to taka, kiedy włosy dęba stają i ciarki przechodzą. Niektórzy mówią: ty folk śpiewasz? daj spokój. A proszę mi wierzyć, że wszystko, czy to hip hop czy rock, to wszystko urodziło się tam, gdzie się krowy pasą, a czasem może nie krowy, a owce (śmiech). Zaufajcie mi.
W Polsce gra Pani z polskimi muzykami?
Jako że moi muzycy ze Stanów mają wiele obowiązków, musiałam znaleźć muzyków, którzy zrozumieją moją muzykę. Znalazłam Jarka Dzienia, który wciągnął w to akordeonistę Jakuba Mietłę i perkusistę Damiana Niewińskiego. W ciągu dwóch tygodni nauczyli się czterech lat mojej pracy. Jestem pod wrażeniem.
Czy grała kiedyś Pani dla takiej szczególnej publiczności, jaką są osoby niepełnosprawne?
Wiele razy udawało nam się grać w chicagowskim centrum kultury, które organizuje koncerty ze szczególnym wyróżnieniem osób niepełnosprawnych. Osoby niepełnosprawne są prawdziwe, nie krępują się, wyrażają to, co czują. Jak mają potrzebę, to wstają i tańczą, nie myślą o tym, czy wypada albo czy robią to dobrze, czy źle. Raz miałam taką sytuację, kiedy zwróciłam się do publiczności z pytaniem na temat śmierci i innych smutnych spraw. Nagle z publiczności, z prawdziwą szczerością, krzyknął niepełnosprawny chłopak: Nie smuć się! Poruszyło to całą publiczność.
Gdzie można znaleźć Pani twórczość?
Wydałam trzy płyty. Pierwsza z 2008 „Boleritza” zawiera głównie tradycyjną muzykę i góralski „Krywań”, typowe pieśni, których uczyła mnie moja babcia, gdy byłam dzieckiem. Ale są i autorskie utwory, do których grał węgierski skrzypek Robbie Laka, a także orkiestra dęta.
Pozostałe dwie płyty „Legend” i „Megitza” pochodzą z tego roku. Legend to głównie materiał z 2010 roku. Megitza to pół na pół kompozycje moje i mojego gitarzysty Andreasa Kapsalisa, no i jeden utwór romski, żeby ludzie nie zapominali o tym, co piękne i co nie może umrzeć.
Jako recenzent dodam, że koncert był rewelacyjny. Małgorzata Babiarz jest przesympatyczną osobą. W jej głosie można wyczuć amerykański akcent wymieszany z wymową typową dla góralszczyzny, dzięki czemu jej głos sprawiał wrażenie bardzo ciepłego. Sama Megitza jest bardzo bezpośrednia i uśmiechnięta. Podczas koncertu widać było, że muzyka tego typu chyba bardziej stworzona jest, aby wykonywać ją „bliżej” publiczności, bez zachowania dystansu i koturnowości. Tymczasem Megitza musiała co chwilę przesłaniać oczy, aby zobaczyć publiczność. Widać było, że trudno jej było na koncercie nawiązać kontakt ze słuchaczami i zbudzić atmosferę porozumienia i bliskości, by zaprezentować specyfikę swej sztuki wokalnej.
Powiązane artykuły
Spektakl Teatru Biuro Rzeczy Osobistych - relacja
27.11.2012
W czwartek (22 listopada) w ramach Międzynarodowych Spotkań Artystycznych wystawiono spektakl „Obcy”. Elbląska „Scena na Piętrze”...
Spotkali się - międzynarodowo i artystycznie - podsumowanie MSA
30.11.2012
Sześć postaci chodzi pod dyktando. Kogo? Matki, ojca, otoczenia... Nie ma nikogo kto by się wyrwał, ale istnieje jeszcze szansa. MSA – świat...