Mierzeja Wiecznie Kopana. Polityka pisze o przekopie Mierzei Wiślanej
Czy rząd Donalda Tuska spełni przedwyborcze obietnice Jarosława Kaczyńskiego i zacznie przekopywać Mierzeję Wiślaną? – pisze tygodnik Polityka.
W zwolenników inwestycji wstąpił właśnie duch nadziei. Jeszcze całkiem niedawno, przed wyborami władz Elbląga, premier mówił, że ten projekt to „polityczny trik”. Kosztowny, o wątpliwym sensie ekonomicznym, inwestycja dużego ryzyka dla części mieszkańców regionu. Oponentom proponował kąpiel w chłodnym jeszcze Zalewie Wiślanym. Potem, gdy kandydatka PO przeszła do drugiej tury, trochę złagodził ton: czeka na analizy, które wykażą opłacalność projektu. Spodziewa się ich na przełomie sierpnia i września. Mikołaj Karpiński, rzecznik prasowy Ministerstwa Transportu, do tego momentu odmawia jakiejkolwiek informacji na temat opłacalności. Pisze: „Wszystkie dokumenty związane z ewentualnym przekopem Mierzei Wiślanej są w trakcie oceny (...). Wstępne szacunkowe dane wymagają całościowej weryfikacji”.
Jednak do Jerzego Wcisły, dyrektora działającego w Elblągu Biura Regionalnego Urzędu Marszałkowskiego Województwa Warmińsko-Mazurskiego, dotarło już pismo z Ministerstwa Transportu. Tam uważają, że warto kopać. Wstępnie proponują termin oddania inwestycji na 2020 r. Dyrektor Wcisła, lokalny polityk PO (był przewodniczącym rady miasta odwołanej w wyniku kwietniowego referendum), od lat jest wielkim fanem zamierzenia, którego oficjalna nazwa brzmi „kanał żeglugowy łączący Zalew Wiślany z Zatoką Gdańską”. Nie ukrywa, że próbował przekonać goszczącego w Elblągu premiera.
Palcem po wodzie
Jerzy Wcisła, jako reprezentant marszałka warmińsko-mazurskiego, w konsorcjum powołanym do budowy kanału ma dostęp do tych danych, z których tajemnicę robi teraz Ministerstwo Transportu oraz Urząd Morski w Gdyni. – Szacunki wykazują, że już po 20 latach kanał stanie się opłacalny ekonomicznie. Przyrost miejsc pracy na poziomie 2,2 tys. To wyliczenia biorące pod uwagę przeładunki 1,5 mln t rocznie. Ale można kanał rozbudować tak, by sięgały 3,5–4 mln t rocznie. To by wymagało dodatkowych inwestycji za 40 mln zł – tłumaczy Wcisła.
Dziś Elbląg wykorzystuje niewielką część swoich możliwości przeładunkowych ocenianych na 1,5 mln t. W 2012 r. port przeładował 168,5 tys. t, odnotował 231 zawinięć i 232 wyjścia w morze. W tym roku planuje przeładunek ok. 200 tys. t.
Skąd miałyby płynąć nowe towary do elbląskiego portu, dyrektor Wcisła nie potrafi określić, bo to wszystko szacunki. Wie, że Rosjanom będzie bliżej do Elbląga przez kanał niż przez zalew (o 15 km). Że Rosjanie rozbudowują swoje porty, licząc, iż Chiny przeniosą tu swoje ładunki z portów zachodnioeuropejskich. Ale co miałby do tego Elbląg? Droga do portu w Gdańsku, z którym Elbląg miałby współpracować, skróciłaby się o 94 km. Dyrektor wskazuje na Rotterdam i Hamburg, które współpracują z małymi portami rzecznymi.
Prof. Włodzimierz Rydzkowski z Katedry Rynku Transportowego Uniwersytetu Gdańskiego trzykrotnie powtarza słowo „absurd”. Ten przekop nie ma żadnego uzasadnienia ekonomicznego. To park jurajski. Dziś ładunki wozi się kontenerami. Maersk, wielki operator kontenerowy, zrzuca je w Gdańsku, skąd po godzinie drogi są w Elblągu. W portach Gdyni i Gdańska są jeszcze duże rezerwy. Gdańsk na zapleczu ma centrum logistyczne. Na Renie kontenery rozwozi się barkami, ale to inne barki, inne potrzeby zaplecza. Jedyne uzasadnienie dotyczy żeglugi turystycznej, pasażerskiej. Ale do tego nie trzeba budować kanałów o głębokości 5 m. Wystarczą przystanie w ramach Pętli Żuławskiej, ciągle niewykorzystanej. Z Elbląga do Kaliningradu można pływać bez trudności – tłumaczy Rydzkowski.
Na trasie Elbląg–Kaliningrad kursuje obecnie wycieczkowiec rzeczny „Johannes Brahms” armatora niemieckiego. Co by było, gdyby cząstkę tej energii, która idzie w przekop, włożyć w przyciągnięcie innych takich armatorów i mniej spektakularne działania ożywiające Pętlę Żuławską? To przedsięwzięcie sfinansowane ze środków unijnych (wartość 83 mln zł). W jego ramach zbudowano porty jachtowe, przystanie żeglarskie, pomosty cumownicze w wielu miejscowościach nad Zalewem Wiślanym i przy drogach wodnych, które na zalew prowadzą. Do niedawna biadano, że z powodu braku przekopu nic się tutaj nie dzieje, nie ma żeglarzy. Ale po co mieliby przypływać, skoro brakowało elementarnej infrastruktury.
Stara baśń
– Nie wszystkim odpowiadają nieduże przedsięwzięcia – kwituje sprawę senator PO Witold Gintowt-Dziewałtowski, który wcześniej był prezydentem Elbląga, a następnie długo posłem SLD. Uważa, że jego następca na fotelu prezydenta miasta Henryk Słonina, który rządził Elblągiem przez trzy kadencje (z ramienia SLD), miał inklinacje do rzeczy wielkich, pomnikowych. To za jego czasów rozbudowano port, z którym jest teraz kłopot. Henryk Słonina, dziś doradca marszałka warmińsko-mazurskiego, jest wielkim zwolennikiem kopania. Opowiada, jak przekonywał wpływową dziennikarkę. Prawie się udało. Ale wysiłek poszedł na marne, gdy po drodze spotkali Gintowt-Dziewałtowskiego, który nie widzi sensu tej inwestycji.
Pomysł kopania urodził się niedługo po tym, jak mierzeja się ustabilizowała wraz z cieśniną w rejonie Piławy (początek XVI w., dawniej był ciąg wysp). W 1577 r. przekop brał pod uwagę Stefan Batory. Chciał zbudować przy nim port i bazę wojenną przeciwko Gdańskowi, który nie uznał jego elekcji. Ale Gdańsk się podporządkował i do kopania nie doszło. Podobnie za Jana Kazimierza (chciał zbudować fort przeciwko Szwedom). I za Jana III Sobieskiego (myślał o porcie konkurencyjnym dla Gdańska). Za władztwa niemieckiego też skończyło się na planach.
Autorem teraz lansowanej wizji jest zmarły dwa lata temu prof. Tadeusz Jednorał, który w 1983 r. przedstawił przekop jako sposób na ożywienie regionu elbląskiego. Z rachunkiem, że pożytki będą tak wielkie, iż koszt budowy zwróci się w ciągu 7 lat. Przekop niepostrzeżenie stał się elbląską idée fixe. Wielką obietnicą, że tylko on może sprowadzić dostatek i pomyślność na miasto oraz sąsiednie gminy nad Zalewem Wiślanym. Zawładnął wyobraźnią sporej części elbląskich elit (ponad politycznymi podziałami). Tak bardzo, że dziś chyba przesłania już horyzonty.
W maju 2006 r. idea przekopu zyskała turbodoładowanie. Rosja wstrzymała żeglugę polskich statków przez Cieśninę Pilawską. Politycy PiS zobaczyli w przekopie szansę na pokazanie sąsiadowi gestu Kozakiewicza. Latem 2007 r. PiS zdecydowało się na przedterminowe wybory. W okresie kampanii wyborczej ówczesny minister gospodarki morskiej Marek Gróbarczyk (PiS) zapowiedział, że mierzeja będzie przekopana. Nie za pieniądze unijne, jak zamierzano początkowo, tylko za budżetowe. Premier Tusk mówił niedawno, że projekt przekazano wtedy do zaopiniowania Brukseli, ale ocena, zwłaszcza jeśli chodzi o opłacalność, była miażdżąca.
PiS wybory przegrało. Jedną z ostatnich decyzji ustępującego rządu była podjęta 13 listopada 2007 r. uchwała ujmująca „Budowę drogi wodnej łączącej Zalew Wiślany z Zatoką Gdańską” w programie wieloletnim na lata 2008–13. Teraz, przy okazji ostatnich wyborów samorządowych, prezes PiS obiecał zrobienie z Elbląga ważnego portu RP.
Więcej w wydaniu Polityki.