My z Łęczyckiej. Jak się żyje w mieszkaniach socjalnych?
fot. Adam Mastalerz
Trafiają tu z eksmisji. Muszą oddać dotychczasowe mieszkania i przeprowadzają się „za miasto”. Niektórzy tylko na chwilę, inni zostaną tu na dłużej. Jak mówią, źle tu się nie żyje tylko trochę wstyd. Najczęściej trafiają tu za długi w płaceniu czynszu za mieszkanie komunalne.
Jest wyrok eksmisyjny, i przeprowadzka na Łęczycką. Z reguły do mniejszego lokalu, ogrzewanego za pomocą prądu. Jest też woda. Za prąd trzeba płacić, to dzięki niemu jest widno i ciepło. Gazu do budynków nie podciągnięto. Czynsz nieco ponad 100 zł miesięcznie. W tym jest zimna woda i odprowadzenie ścieków. Za resztę trzeba zapłacić, czyli za zużycie energii elektrycznej. Jeśli rachunki nie są opłacone, prąd zostanie odcięty.
- Jakoś się tu da mieszkać – mówi nam jedna z mieszkanek bloku. – Dostaliśmy eksmisję, były długi. Co było robić? Spakowaliśmy się i jesteśmy. Trochę tu ciasno i wcale tani nie jest. Ponad tysiąc złoty za prąd w sezonie grzewczym. Jest też wilgoć.
Dwukondygnacyjny, niepodpiwniczony budynek, do którego prowadzi droga dojazdowa od ul. Wschodniej, składa się z 8 mieszkań dwupokojowych i 10 mieszkań jednopokojowych. Są miejsca parkingowe a nawet niewielki plac zabaw dla dzieci.
Niektórzy mówią, że na taki luksus osoby, które nie płaciły czynszu za poprzednie mieszkania nie zasługują.
- Żaden luksus. Mieszkania małe i wilgotne. Każdy marzy o tym, aby się stąd wyrwać. Najgorszy jest wstyd, kiedy trzeba podać adres – Łęczycka 26, i wszystko jasne. Socjałki, getto – mówi nam młoda dziewczyna, która nie chce podać nawet imienia. – Wstydzę się powiedzieć, gdzie mieszkam.
Mieszkańcy bloków przy ul. Łęczyckiej mówią, że czują się, jakby mieszkali w getcie. Praktycznie za miastem, z kiepskim dostępem do miejskiej komunikacji.
- Tu nami się nikt nie interesuje, nawet żaden radny nie przyjdzie do nas, porozmawiać o naszych problemach. Prezydenta też nie widzieliśmy. Jesteśmy mieszkańcami miasta drugiej kategorii – dodaje kobieta.