Nasz Czytelnik krytycznie o polityce prezydenta miasta
fot. archiwum Elblag.net
Od samego powstania staramy się być otwartym forum publikowania różnych poglądów elbążan, zarówno z centrum, lewej, jak i prawej strony sceny politycznej. Poniżej prezentujemy krytyczny głos naszego Czytelnika w sprawie polityki prezydenta miasta Witolda Wróblewskiego w ostatnich latach.
Po wyborach, wcześniej czy później (choć nie zawsze), przychodzi czas na powiedzenie „sprawdzam”. Tym razem tak się właśnie zdarzyło. Witolda Wróblewskiego, od jakiegoś czasu prezydenta Elbląga, wywołała do tablicy epidemia Covid-19. Czy zdał ten egzamin? Popatrzmy.
W marcu rząd wprowadził obostrzenia dotyczące działalności firm, placówek oświatowych, działalności kulturalnej. Wielu przedsiębiorców i pracowników znalazło się w trudnej sytuacji materialnej. Spadek dochodów, obniżanie poborów, utrata pracy, kłopoty w spłacaniu kredytów wreszcie bezsilność w zagwarantowaniu stabilnego bytu swojej rodziny. Pomoc rządu (cztery tarcze) były cenne ale nie likwidowały problemu. Mieszkańcy mieli więc prawo liczyć na pomoc samorządu, a jeżeli nie była ona możliwa, to przynajmniej zaniechanie działań pogarszających i tak trudną sytuację.
Tymczasem od 1 kwietnia 2020 roku Elbląg wprowadził nowe ceny na podgrzanie wody: z 16,30 zł/m3 na 16,50 zł/m3 oraz z 81,50 na 82,50 zł na osobę. Wywóz śmieci także poszedł w górę: 17,40 zł od osoby (selektywna zbiórka) dla pierwszych 4 osób zamieszkałych w lokalu. Nieselektywna – 34,80 zł od osoby. Sporo. Deszczówka od nowego roku – 1,66 zł. rocznie za 1 m2 powierzchni terenu o nawierzchni uszczelnionej oraz z dachów. Natomiast zimna woda i odprowadzanie ścieków podrożała od 1 czerwca br. z 8,97 zł/m3 na 9.07 zł/m3. Wszystko to w czasie tzw. pandemii, w czasie dużej niestabilności i niejednokrotnie zapaści domowych budżetów, jak i firm. Żaden z radnych nawet nie wspomniał o zawieszeniu podwyżek na ten trudny czas, o odłożeniu ich o kilka miesięcy. Witold Wróblewski rozdający podczas kampanii wyborczej krówki, pozujący do zdjęć ze starszymi paniami i obiecujący, jak to będzie dbał o mieszkańców miasta, poszedł dalej.
Na nadzwyczajnej sesji, w nadzwyczajnym tempie, radni przegłosowali likwidację pogotowia socjalnego. Bez refleksji, bez zastanowienia co dalej. Ot, tak. Pracownicy na bruk, chorzy i bezdomni na łaskę losu. Dlaczego? Bo zdaniem Wróblewskiego i jego ekipy podobno pracownicy pogotowia odmówili wykonywania swoich obowiązków. To wersja ratusza. Ale pracownicy pogotowia mają zupełnie inną. Nie chcieli przyjmować na kwarantannę osób z podejrzeniem Covid-19 bez odpowiedniego poziomu zabezpieczenia. Radny Bogusław Tołwiński kilkakrotnie podkreślał, że jedyne środki bezpieczeństwa - które otrzymali – to dwa fartuchy malarskie i kilka maseczek. Zatem mieli prawo odmówić wykonywania obowiązków, co jasno określa Kodeks Pracy, a zwłaszcza art. 210 § 1 i 2 oraz 21. Ten ostatni mówi wprost, że: „Pracownik nie może ponosić jakichkolwiek niekorzystnych dla niego konsekwencji z powodu powstrzymania się od pracy lub oddalenia się z miejsca zagrożenia w przypadkach, o których mowa w § 1 i 2”.
Ażeby uniknąć niedomówień. Wróblewski o swoje bezpieczeństwo w miejscu pracy jak najbardziej zadbał. By załatwić sprawę w Urzędzie Miasta trzeba było umówić się telefonicznie na określony dzień i godzinę, przyjść w maseczce i mieć rękawiczki. Można? Można!
Później wziął się za standaryzację. Piękne słowo, prawda? Tyle, że służy Wróblewskiemu do niezbyt pięknych celów. Niedawno urzędnicy naszego miasta przesłali dyrektorom placówek oświatowych projekty organizacyjne na rok szkolny 2020/2021, a w nich konkretne cięcia na etatach. Na przykład w przedszkolach woźne dostaną za tą samą pracę o 25% niższe wynagrodzenie, a konserwator w podstawówce tylko 50% pensji. Z punktu widzenia urzędu to konieczne oszczędności ze względu na słabość tegorocznego budżetu i tzw. standaryzację. Ale – jak znam życie – te (być może) czasowe cięcia staną się obowiązującym standardem. Wszystko to dotyczy najmniej zarabiających, ludzi zazwyczaj o słabym wykształceniu, często kiepsko poruszających się w meandrach obecnego systemu, nieobeznanych z prawem, a więc w gruncie rzeczy bezbronnych. W takich najłatwiej uderzyć.
Znamienne, że o standaryzacji swojego i swoich zastępców miejsc pracy jakoś się nie zająknął. A dobry włodarz od tego powinien właśnie zacząć. Musiał to robić? Nie. Przecież i tak placówki oświatowe mają duże oszczędności z racji zdalnego prowadzenia zajęć. Nauczyciele w swoich domach, uczniowie w swoich. To oni, a nie szkoły, ponoszą wszelkie koszty: koszty energii elektrycznej, ogrzewania pomieszczeń, sprzątania, Internetu, wykorzystują własne, prywatne komputery. Miasto im za to nie zwraca, a na dobrą sprawę powinno.
Na zakończenie konferencja prasowa jaką Wróblewski zorganizował z okazji podpisania umowy z Energą na zaopatrzenie miasta w ciepło. Kilka lat zwlekał z tą decyzją opowiadając jakie to piękne warunki wynegocjuje zmuszając Energę do ustępstw na mniejsze ceny ciepła, jak to będzie miło i przytulnie. Swym zaniechaniem albo – jak kto woli uporem – naraził miasto na ryzyko pozbawienia źródła ciepła. Jeszcze kilka dni, a Energa nie miała by możliwości zrealizowania inwestycji. Co ugrał? Kompletnie nic. Nikt, żadna firma nie zainwestuje przecież milionów by nie móc ich odzyskać. Za to na konferencji mówił, że jego „...cierpliwość, determinacja i konsekwencja” przyniosły rezultaty w postaci ekologicznego źródła ciepła. Widać nie najlepiej ocenia możliwości intelektualne elblążan. To nie kto inny a Unia Europejska już dawno wydała takie zalecenia. Miało być taniej. Jednak na konferencji Wróblewski nie zająknął się o tym ani słowem. Widać nie będzie! A o to głównie chodziło. Król okazał się nagi.
Czy więc Wróblewski zdał egzamin z funkcji prezydenta miasta? Dobrego i mądrego włodarza? Nie. Nie zdał co też nie jest dla mnie zaskoczeniem. Nie dziwię się radnym PO, bo są przedstawicielami neoliberalnej ideologii w której najważniejszy jest przecież zysk. Dziwię się natomiast, choć coraz mniej, przedstawicielom elbląskiej lewicy. Gdzie Janusz Nowak szef miejskich struktur SLD i jego zastępca Wojciech Rudnicki (jakże piękne zdjęcia serduszek zamieszczający na swoim fejsbukowym profilu), mający z zasady mieć na względzie dobro ludzi pracy, najbiedniejszych? Przypomnę na zakończenie czemu miały służyć samorządy – wspieraniu mieszkańców w poprawie bytu i życia. Wszystkich mieszkańców, nie wybranych.
Sławomir W. Malinowski
P.S. Ponieważ odebrałem dwa sygnały mówiące o tym, że ceny wody ustalają Wody Polskie, a nie samorząd wyjaśniam: Stawki za wodę i ścieki ustalają przedsiębiorstwa wodociągowo-kanalizacyjne. To one decydują o cenie, jaką mieszkańcy zapłacą za wodę. Wody Polskie pełnią jedynie rolę regulatora tych cen. Sprawdzają, czy przedsiębiorstwo wodociągowo-kanalizacyjne uwzględniło rzeczywiste koszty zaopatrzenia mieszkańców w wodę i odprowadzania ścieków. Dostarczenie wody mieszkańcom to nadal zadanie własne gmin.