Nasz Czytelnik: "Na elbląskim dworcu bezdomni zaczepiają i żądają pieniędzy"
fot. Pixabay
Bezdomni nadużywający alkoholu muszą sobie radzić, gdy nie chcą skorzystać z pomocy w noclegowni lub w Domu dla Bezdomnych im. św. Brata Alberta w Elblągu. Nocują w klatkach schodowych, a czasem gdy nie mają pieniędzy w okolicy dworca zaczepiają przechodniów i żądają 10 zł.
Nasi Czytelnicy zgłaszają nam problemy z pijanymi bezdomnymi. Uważają, że właśnie alkohol jest przyczyną ich życiowych kłopotów:
W większości elbląscy bezdomni są na... własne życzenie. Chleją na umór. Ale, żeby spędzić noc w noclegowni trzeba... odstawić butelkę, niestety.
Jeden taki wlazł nam do toalety racząc się denaturatem, wyjść nie chciał. Życzył sobie przyjazdu policji, był chamski i ordynarny. Wyrzuciliśmy go. Umie chlać, to niech też umie zadbać o siebie.
Na to, aby się upić potrzebne są pieniądze. Niektórzy mają na to sposób.
Na elbląskim dworcu bezdomni zaczepiają i żądają 10 zł. Tak się to menelstwo rozbestwiło, że już nawet cennik mają. I oblegają przystanek "13" przy pętli na dworcu
- zauważa nasz Czytelnik.
Bezdomni, którzy omijają szerokim łukiem dom św. Brata Alberta muszą gdzieś nocować. Budują prowizoryczne altanki, wybierają też klatki schodowe.
Bezdomni nocują w bloku 16-18 przy ulicy J. Wybickiego w Elblągu. Śmierdzą i są pijani
- informuje nasz Czytelnik.
Jak się dowiedzieliśmy obserwacje naszych Czytelników potwierdza elbląska Straży Miejskiej.
Większość bezdomnych ma problemy z alkoholem. Gdy są pod jego wpływem strażnicy zabierają taką osobę do pogotowia socjalnego.
Jeśli chodzi o żądanie pieniędzy to już mieliśmy takie zgłoszenia.
Zawsze reagujemy, nie tylko na informacje telefoniczne, ale także wiemy co się dzieje dzięki monitoringowi
- wyjaśnia Karolina Wiercińska, rzecznik prasowy Straży Miejskiej w Elblągu. Obiecuje ona, że strażnicy sprawdzą co się dzieje w bloku, przy ul. Wybickiego.
Mamy zgłoszenia o nocowaniu w klatkach schodowych, bardzo często w wieżowcach. Nie zawsze bezdomni są pijani. Trzeźwych nie przewozimy do pogotowia socjalnego, ale muszą oni opuścić klatkę
- wyjaśnia pani rzecznik.
Ludzie wyrzuceni na margines życia muszą sobie jakoś radzić, by przeżyć. Jedni zaczepiają przechodniów na ulicy i proszą o datek. Drudzy wynajdują jakiś rozklekotany wózek. Zbierają puszki lub makulaturę. Zaglądają do śmietników osiedlowych i tych w parkach.
To z własnej mojej głupoty. Piłem na umór. Gdy zmądrzałem jest za późno. Zbieram puszki po śmietnikach. Nie proszę nikogo o pomoc. No może czasem
– przyznaje pan Marek.