› wywiady
14:21 / 28.11.2012

Nie lubię sytuacji, na które nie mam wpływu...

Nie lubię sytuacji, na które nie mam wpływu...

Czas po czterdziestce przyspieszył  i to bardzo.... Aż trudno uwierzyć, że pięćdziesiątka już za mną. Żal, żal i jeszcze raz żal – mówiła w wywiadzie dla kobieta.elblag.net – Ewa Przybyłek, prezeska Spółdzielni Mieszkaniowej „Nad Jarem” i jedna z bohaterek projektu Galerii EL „Galeria jest kobietą 50+”.

Pani Ewo, proszę powiedzieć, czym dotychczas się Pani zajmowała? 
Moje losy były dosyć kręte, chociaż jak wykonuję jakąś pracę, to staram się to robić  z wielkim oddaniem. Bardzo nie lubię zmieniać pracodawców, po raz pierwszy jestem nim sama. Po studiach podjęłam pracę w Elbląskim Przedsiębiorstwie Energetyki Cieplnej, tam pracowałam 7 lat. Odeszłam do PSS Społem, tam pracowałam kilka lat, niestety w strukturze wojewódzkiej, więc wraz z likwidacją naszego województwa, ta struktura również przestała istnieć. Wtedy podjęłam własną działalność gospodarczą. Ten okres bardzo źle wspominam, z różnych względów i może to tak zostawmy. No i właściwie jeden wielki przypadek to to, że znowu przyszło mi pracować w spółdzielczości, tym razem w spółdzielczości mieszkaniowej, w której pracuję już 10 lat.
 
I jak oceniłaby Pani ten czas?
Myślę, że po czterdziestce czas przyspieszył, tym bardziej, że pracy mam dużo. Właściwie jeszcze się nie ogarnę ze świąt Bożego Narodzenia, a już zbliżają się kolejne. (śmieje się)...
 
Myślę, że nie tylko praca ma na to wpływ. Również tempo życia, cywilizacja.  Jako trzydziestolatka, mam podobne odczucia .
Muszę Pani powiedzieć, że chwilami, zaczynam się zastanawiać, czy po prostu nie umiem się zorganizować w domu, bo to głównie chodzi o prace domowe, bo w pracy są takie zadania, które muszą być wykonane i to tak naprawdę bez względu na czas trzeba to zrobić. Natomiast zaczynam się opóźniać z pracami domowymi i to mnie niepokoi.
 
Czy mimo niedoborów czasowych, znajduje Pani chwilę w ciągu dnia na odpoczynek?
Mam liczną rodzinę, wielu przyjaciół i psa, z którym spaceruję kilka godzin dziennie. To między innymi mój czas na odpoczynek. Często wyjeżdżam nad jezioro. Mam taki nieduży domek w pobliżu Iławy. Uwielbiam las, przyrodę i właściwie nie umiem odpoczywać biernie – czyli spacery, pływanie, jakieś tam spacerki wokół domku, ale moją chwilą relaksu jest kucharzenie. Uwielbiam gotować. Ta czynność jakoś wyjątkowo skutecznie odrywa moją głowę od spraw codziennych. Przy garach zapominam o pracy, o przykrościach. Para i zapach unoszący się znad kuchni przegania złe myśli (śmieje się). 
 
Dla kogo Pani gotuje?
Sama lubię dobrze zjeść, dlatego gotuję, ale korzysta z tego głównie moja rodzina – syn na studiach zabiera wszystko, co mama przygotuje z lubością. Mam córkę, która pracuje na dwóch etatach, więc czasami jakiś przygotowany posiłek między jedną a drugą pracą też jej się przydaje.
 
Jakie marzenia ma Ewa Przybyłek?
Staram się za dużo nie planować, bo nie jestem marzycielką niestety i wiele moich planów dostaje w głowę. Staram się po prostu mocno stąpać po ziemi i mieć jasno określone cele. Mimo to marzę, tak po cichu, by zostać babcią. Mam już jednego wnuczka i drugiego w drodze – w kręgu przyjaciół, ale biologicznego wnuczka jeszcze nie i nad tym ubolewam. Ja moją mamę uczyniłam dosyć wcześnie babcią, natomiast ja niestety na to czekam, a lata płyną.
 
Pani zdaniem 50+ przeszkadza czy pomaga?
Biorąc pod uwagę doświadczenie, jakie udało się zdobyć przez te minione lata, myślę, że po pięćdziesiątce żyje się łatwiej. Człowiek już umie się jakoś zdystansować do przejściowych kłopotów, przykrości. Natomiast przykro, że te lata tak szybko płyną niestety.
 
Motto na życie?
Moje motto brzmi: Nawet jeśli odejdę, to zostanie po mnie parę dobrych uczynków, które udało mi się spełnić względem bliźnich, bliższych lub dalszych. Nie jestem osobą, której stawia się pomniki, jestem zwykłą, normalną kobietą, jakich wiele w Polsce, ale myślę, że mam fajnych przyjaciół. A to ważne. Kiedyś udało mi się przeczytać takie ciekawe motto: „Żyj tak, żeby kiedy żyjesz wszyscy płakali, a kiedy umrzesz, wszyscy się uśmiechali”. To jest dosyć przekorne powiedzenie, ale świetne bo tak naprawdę w tych naszych bliskich, przyjaciołach, przyszłych pokoleniach możemy siebie przekazać i jakoś tam uwiecznić, pozostawić jakiś ślad. Marzę więc, by mieć wnuki, żeby móc im poczytać bajki, żeby się z nimi pobawić, żeby mogły wspominać, że miały fajną babcię.
 
Ma Pani dzieci, więc na pewno się uda.
Młodzież jest dzisiaj bardzo oporna. Zmieniły się priorytety. Najpierw kariera,  dobra materialne...a dopiero potem rodzina i dzieci. Nie wiem, co życie pokaże i nie mam na to wpływu. A nie lubię takich sytuacji, na które nie mam wpływu (śmieje się).
 
Dziękuję za rozmowę. Z Ewą Przybyłek rozmawiała Agnieszka Światkowska
2
0
oceń tekst 2 głosów 100%