› bieżące
08:19 / 14.04.2018

Niemieckie proszki do prania lepsze od tych produkowanych na polski rynek?

Niemieckie proszki do prania lepsze od tych produkowanych na polski rynek?

Teoria wskazująca, że proszki produkowane na rynek niemiecki są znacznie lepsze, bardziej wydajne od tych sprzedawanych w Polsce ma licznych zwolenników. Z tego też powodu niemała część naszych rodaków kupuje niemiecką chemię gospodarczą. Swoje wybory uzasadniają często własnymi obserwacjami i doświadczeniem. 

Jak poinformował w tym roku portal Business Insider statystyki GUS pokazują, że od stycznia do września 2017 r. wartość importu detergentów z Niemiec wyniosła ponad 1,087 mld zł. W tym okresie do Polski wjechało łącznie ponad 116,274 tys. ton tego typu produktów.

O tym, że coś jest na rzeczy przekonał się niedawno poseł Kukiz' 15 Jerzy Kozłowski, któremu popsuła się pralka. Wezwał do jej naprawy fachowca, a ten poinformował parlamentarzystę o przyczynach awarii.

Dziś od fachowca ratującego moją pralkę dowiedziałem się, że psują się one od proszków do prania, produkowanych na rynek polski. Dłuższe życie pralki, to zakup chemii niemieckiej. Panie premierze, jak z tym żyć? 

– poinformował niedawno za pośrednictwem swojego profilu na Twitterze poseł. 

Według mechanika przyczyną awarii pralki posła były osady pochodzące z wypełniaczy, które możemy znaleźć w dużych ilościach w niektórych proszkach do prania przeznaczonych na rynek polski. Tajemnicą poliszynela jest, że polityka koncernów produkujacych chemię gospodarczą jest ukierunkowana na osłabianie mocy proszków do prania przeznaczonych na polski rynek. Jak tłumaczą się producenci? Z analizy informacji, które można znaleźć w Internecie wynika, że według producentów chemii gospodarczej różnice w składzie proszków do prania są podyktowane innymi przyzywczajeniami konsumentów w Polsce i Niemczech. Podają oni, że Niemcy są oszczędni i sypią mało proszku do prania, podczas gdy Polacy go nadużywają, dozując go znacznie więcej. Wiedzą o tym przedstawiciele koncernów chemicznych, którzy traktują polskich konsumentów jak dzieci, a mówiąc wprost: oszukują Polaków. 

O tym, że nie są to insynuacje możemy przekonać się robiąc krótką kwerendę po Internecie. Rok temu Węgrzy i Słowacy zwrócili się do Komisji Europejskiej, by przyjrzała się żywności, którą na ich lokalne rynki sprzedają zagraniczne koncerny.

Nie są gołosłowni, ponieważ przeprowadzili badania laboratoryjne. 

– informowała wówczas TVP Info.

Pół roku temu gorszą jakość niemieckich towarów sprzedawanych w swoim kraju potwierdzili Litwini. 

23 z 33 zbadanych produktów znanych marek nabytych na Litwie i w Niemczech różnią się składem, smakiem i kolorem – wykazały badania litewskiej Państwowej Służby Kontroli Żywności i Weterynarii, których wyniki zaprezentowano we wrześniu 2017 roku.

Jak poinformowało 10 kwietnia bieżącego roku Polskie Radio:

Przedstawiciele naszego regionu (Europie Środkowo-Wschodniej –  przyp. red.) od lat alarmują, że produkty sprzedawane w tej części Europy są gorszej jakości – napoje gazowane są słodzone syropem gorszej jakości, mniej jest soku w sokach, mniej ryby w produktach rybnych, czy czekolady w maśle czekoladowym, więcej jest natomiast konserwantów i stabilizatorów. Międzynarodowe koncerny odpowiadają z kolei, że dostosowują się do lokalnych upodobań i uwarunkowań. Komisja Europejska proszona o interwencję początkowo podchodziła ostrożnie i pod koniec ubiegłego roku zaproponowała jedynie wytyczne

Naciski Czech, Słowacji i Węgier przyniosły skutek (tylko te państwa przedstawiły analizy i raporty). 11 kwietnia bieżącego roku Komisja Europejska zaproponowała nowelizację jednej z dyrektyw. Chodzi o wprowadzenie zapisu, że sprzedawanie produktów tej samej marki, ale o znacząco różnym składzie w różnych krajach jest niedozwolone i jest to nieuczciwa praktyka handlowa.

Temat nierównego traktowania nie dotyczy tylko i wyłącznie produktów przemysłowych i żywnościowych. Kraje Europy Środkowo-Wschodniej są traktowane także gorzej w innym, równie kluczowym względzie. W większości, bo w 19 państwach Europy Zachodniej szczepienia są dobrowolne (m.in. w Niemczech, Holandii, Szwecji, Norwegii i Wielkiej Brytanii). Co więcej w zdecydowanej większość krajów Unii Europejskiej nie szczepi się dzieci masowo w pierwszej dobie (w Polsce szczepienie w pierwszej dobie wprowadzono stosunkowo niedawno, bo w 1996 roku). Czy to przypadek? Szczepienia wiążą się z ryzykiem – występowaniem tzw. niepożądanych odczynów poszczepiennych (NOP-ów). Nierzadko obserwuje się poważne powikłania upośledzające zdrowie dzieci, notuje się także  przypadki śmiertelne. O tym, że nie są to wyjątki możemy dowiedzieć się m.in. od działaczy Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Wiedzy o Szczepieniach "STOP NOP", którzy zajmują się tym zagadnieniem. Dlaczego zatem jesteśmy traktowani inaczej niż obywatele państw Europy Zachodniej? Może rządy tych państw mają po prostu większy szacunek do swoich obywateli?

1
0
oceń tekst 1 głosów 100%